Kiedy na początku 2014 r. Atlantic Council wraz z Central Europe Energy Partners opublikowały raport „Completing Europe – From the North-South Corridor to Energy, Transportation and Telecommunications Union", świat wyglądał nieco inaczej. Wiele wskazywało na to, że sprawy naszej części Europy toczą się we właściwą i bezpieczną stronę. Europa wpadła w poważne turbulencje, ale środkowo-wschodnia część Unii miała się całkiem nieźle. Wydawało się, że głównym wyzwaniem jest i powinno być „dokończenie Europy", stworzenie brakujących powiązań infrastrukturalnych między krajami regionu na linii Północ–Południe, by z jednej strony pozbyć się spuścizny historycznej, a z drugiej – stworzyć makroregion na wzór mocno skonsolidowanych regionów Europy Zachodniej. Ale sprawy przybrały inny obrót. W czasie gdy Władimir Putin otwierał zimową olimpiadę w Soczi, nie myślał bynajmniej o wypuszczaniu gołąbków pokoju. Na tyłach stadionu wydawał rozkaz aneksji Krymu, a chwilę później rozpoczął wojnę w Donbasie.
Dziś, nieco ponad trzy lata później, rosyjska agresja na Ukrainę trwa w najlepsze – mimo potępienia świata, bolesnych sankcji i ciężkich strat ponoszonych przez rosyjską gospodarkę. Rosja wdała się też w wojnę w Syrii. Paradoksalnie właśnie tak rozbójnicze postępowanie Moskwy sprawiło, że pomysły mocniejszego powiązania Europy Środkowo-Wschodniej zaczęły przechodzić z fazy ćwiczenia intelektualnego i raportów analitycznych w fazę przygotowań do startu. Idea korytarza Północ–Południe płynnie przerodziła się w inicjatywę ABC, nazwaną finalnie Trójmorzem. Rozpoczęły się pierwsze poważniejsze rozmowy o tym, co kraje regionu Bałtyku, Adriatyku i Morza Czarnego mogą zrobić wspólnie, by poprawić pozycję konkurencyjną regionu. To nadal były jednak dyskusje w wąskim gronie polityków i ekspertów. A Trójmorze było mocno mylone z ideą Międzymorza – z którą łączy je tylko geografia. Pierwsze spotkanie Trójmorza, zorganizowane przez prezydentów Polski i Chorwacji, odbyło się jesienią 2015 r. w Nowym Jorku. Drugie – rok później w chorwackim Dubrowniku. Inicjatywa rodziła się jednak w bólach, nie wszystkie kraje rozumiały jej sens i racjonalność. Jedne obawiały się zbyt silnych wątków antyrosyjskich, drugie – wątków antyniemieckich i antyunijnych. Istniały wreszcie obawy przed polskimi ambicjami mocarstwowymi, dla których w Europie Środkowej nie ma wielkiego zrozumienia i akceptacji.
Od słów do czynów
Dziś jesteśmy po szczycie Trójmorza w Warszawie. Szczycie ważnym, bo cementującym inicjatywę. Hasło Trójmorza przestało być egzotyczne, weszło do języka publicznego, zaczęło być przedmiotem poważniejszej debaty. W spotkaniu warszawskim wzięli udział niemal wszyscy prezydenci regionu – znacząca różnica w porównaniu z Dubrownikiem. Prezydent Rumunii Klaus Johannis nie tylko przyjechał na szczyt – co parę tygodni temu wcale nie było pewne – ale też mile zaskoczył uczestników zaproszeniem za rok do Bukaresztu. To bardzo ważne otwarcie czarnomorskiej flanki inicjatywy. I zarazem dowód, że nie tylko Polska i Chorwacja, ale i pozostali ważni gracze regionu widzą potrzebę kontynuacji i konkretyzacji rozmów.
Trójmorze będzie bowiem sukcesem, jeśli strony możliwie szybko przejdą od słów do czynów, od szczytnych deklaracji do ich przełożenia na konkretne projekty gospodarcze, rozwijające sieci energetyczne, transportowe i telekomunikacyjne. Trójmorze tworzą kraje będące i chcące pozostać członkami Unii Europejskiej. Zatem pierwszym oczywistym źródłem finansowania inwestycji powinny być środki unijne z przyszłej perspektywy budżetowej po roku 2020. Właśnie wspólne projekty infrastrukturalne w Europie Środkowej powinny być w Brukseli traktowane priorytetowo. Na szczycie w Warszawie zaprezentowano listę około 150 projektów, które mogą i powinny być realizowane w regionie. Nowe drogi, połączenia kolejowe i lotnicze, inwestycje w portach morskich i w żeglugę śródlądową – temu poświęciliśmy nowy raport Atlantic Council i PwC „The road ahead – CEE transport infrastructure dynamics", opublikowany w czasie warszawskiego szczytu. Ale powinny powstać także, a może przede wszystkim – interkonektory gazowe i naftowe, połączenia sieci energetycznych, dalsza dywersyfikacja źródeł dostaw z wykorzystaniem terminalu LNG w Świnoujściu i przyszłego terminalu LNG na chorwackiej wyspie Krk. Sztuką nie będzie zatem tylko zebranie projektów, ale także ich selekcja i priorytetyzacja.
Kolejny wielki cel
Szczyt inicjatywy Trójmorza nie zyskałby takiego rozgłosu i nie osiągnąłby masy krytycznej, gdyby nie towarzyszyła mu wizyta Donalda Trumpa. Prezydent USA nie tylko wziął udział w spotkaniu liderów regionu, ale też mocno wsparł samą inicjatywę – zarówno w rozmowach kuluarowych, jak i w trakcie wystąpienia na pl. Krasińskich. Co niemniej ważne, Trump odbył rozmowy o zaangażowaniu amerykańskich inwestorów w realizację inicjatywy. I tu właśnie może się kryć klucz do jej sukcesu. Pieniędzy ze środków unijnych nie wystarczy – tego możemy być pewni. Jest niezwykle ważne, by zainteresować nowymi projektami inwestorów amerykańskich, od firm surowcowych i energetycznych przez koncerny inżynieryjne i budowlane aż po inwestorów finansowych – banki, fundusze inwestycyjne, tzw. private equity i venture capital. Zainteresować – to znaczy przedstawić im nowe i atrakcyjne możliwości, a zarazem zapewnić warunki do prowadzenia działalności stabilnej, obarczonej możliwie umiarkowanym ryzykiem politycznym i makroekonomicznym.