Eurotragedia. Dramat w dziewięciu aktach" zatytułował hinduski profesor Ashoka Mody, w przeszłości jeden z dyrektorów MFW, wydaną przez Oxford University Press 600-stronicową książkę. Eurotragedią można również nazwać próby jednostronnego propagowania konieczności rezygnacji ze złotówki i wejścia na „EuroTitanica" w chwili, kiedy on już tonie.
Nowe argumenty
W przeszłości przeciwnicy wejścia do strefy euro byli prezentowani jako ci, których argumenty sprowadzają się do chęci, by kurs wymiany euro do złotówki został przeliczony 1:1. I tak rozumiano ich chęć skorzystania na wejściu do eurostrefy, a ich główną obawę – że w gospodarce rynkowej źle zostaną przeliczone ceny i będzie drożyzna. Po wybuchu eurokryzysu zwolennicy euro głoszą coraz bardziej upolitycznione przesłanki.
Symbolem słabości tej argumentacji jest to, że gdy nie skutkuje argument, iż w dobie różnych walut traci się na kursie wymiany, jeżdżąc między krajami, sięga się po ten, że jeśli wejdziemy do euro, to nie będziemy mogli z UE wyjść. Tak przynajmniej w artykule „Nie straszcie nas euro" przekonują Bogusław Chrabota z Krzysztofem Adamem Kowalczykiem („Rzeczpospolita" 16 kwietnia 2019 r.). Dla spotęgowania efektu na pierwszej stronie jest wytłuszczona teza, że euro „Będzie gwarancją, że opcja prozachodnia, którą wybraliśmy w 1989 r., jest nieodwracalna". Tak jak gdybyśmy kiedykolwiek dobrowolnie wybierali życie w komunizmie. I dlatego obecnie, gdybyśmy uznali, że bycie w UE mimo wszystko nam się nie kalkuluje, to taką możliwość powinniśmy zarówno sobie, jak i następnym pokoleniom uniemożliwić, „bo wspólna waluta czyni obecność w UE nieodwracalną".
Zamiast debaty
Brak zobiektywizowanej debaty sprawia, że zamiast racjonalnej przestrogi przed podjęciem pochopnej decyzji występuje argumentacja typowa dla, aż strach tak skonstatować, notatki agenta obcego wywiadu. Przy czym, o ile przykład Wielkiej Brytanii – „gdyby swego czasu zamieniła funta na euro, do brexitu by pewnie nie doszło" – zamiast być dowodem konieczności uwzględnienia w działaniach strategicznych analizy kosztów tzw. barier wejścia i wyjścia, staje się w tej logice argumentem za przyjęciem euro.
Zamiast dopuszczenia przeciwnej opinii redakcja tego wpływowego dziennika wzmacnia argumentację na rzecz euro poprzez ukazanie błędów krajowej polityki pieniężnej. Przy czym obiektywnie oceniając, wymieniane błędy często nimi nie są, a co gorsza, gdyby niektóre postulaty zostały wprowadzone w życie, to niemal zmusiłyby do zastąpienia złotówki euro w akcie desperacji przed stworzonym chaosem.