Ministerstwo Finansów wymieniło w ubiegłym roku na rynku międzybankowym znacznie więcej niż w 2010 r. O czym to świadczy?
Marcin Mazurek: O tym, że interwencje resortu finansów są coraz mniej skuteczne. W sumie w 2011 roku przez rynek międzybankowy wymieniono większość płatności unijnych, a wpływ tego na umocnienie złotego był umiarkowany. Wszystko wskazuje więc, że w razie większych wahań kursów funkcję stabilizującą przejmie Narodowy Bank Polski – jako systemowa ostatnia deska ratunku.
Tylko czy Narodowy Bank Polski, stawiający przed sobą głównie cele antyinflacyjne, będzie do tego skłonny?
Raczej nie zobaczymy dilerów banku centralnego działających pod prąd – czyli sprzedających euro w takiej sytuacji, jaką mieliśmy na rynkach w ubiegłym tygodniu. Rezerwy naszego banku centralnego nie są na tyle ogromne, aby nimi bez umiaru szastać. Narodowy Bank Polski mógłby próbować zbijać kurs walutowy – korzystając na przykład ze spokojniejszych okresów na rynku międzybankowym – jeśli zintensyfikowałyby się czynniki ryzyka dla realizacji celu inflacyjnego. Jednak lepszym narzędziem – pieczącym dwie pieczenie na jednym ogniu – mogłyby być podwyżki stóp procentowych, gdyż jednocześnie rosłaby premia za ryzyko w krótszych stopach procentowych.
Co jeszcze mogą zrobić Ministerstwo Finansów i Narodowy Bank Polski oprócz wchodzenia z gotówką na rynek międzybankowy?