Nie jest bowiem tajemnicą, że w przypadku problemów z płynnością czy ryzyka bankructwa (mówi się, że rząd planuje zamknąć 4-5 kopalń, a kolejne mają być restrukturyzowane) nie myśli się raczej o kolejnych kosztownych inwestycjach. Stąd też spadek nakładów inwestycyjnych o 36 proc. rok do roku.
Nie dziwi zatem kontrofensywa dostawców maszyn, urządzeń i usług. Dwaj najwięksi gracze tego sektora – Kopex i Famur bez kompleksów walczą za granicą o intratne kontrakty. Zgarniają wysokie marże i wygrywają przetargi z międzynarodowymi gigantami, takimi jak Joy czy Caterpillar. Co więcej, ten pierwszy chwali się, że ma asa w rękawie. Chodzi o Mikrusa, kompleks ścianowy do wybierania pokładów cienkich, który ma zrewolucjonizować światowy rynek. Kopex wchodzi też w nowe segmenty, rozwija współpracę z KGHM i zamierza otworzyć własną kopalnię. Podobne ambicje ma Fasing. Obie spółki przekonują, że są w stanie wydobywać nawet o jedną trzecią taniej niż państwowe kopalnie. A to jeszcze nie wszystko. Następni gracze – Bumech i Patentus również nie próżnują. Pierwszy wchodzi w nowe segmenty działalności i rozgląda się za okazjami do przejęć, ten drugi stawia na zwiększanie eksportu.
Jeśli w całym tym narzekaniu na polskie górnictwo wskazać choć jeden pozytyw, to właśnie ten. Gdyby nie słabsza kondycja rodzimych kopalń, spółki świadczące dla nich usługi czy sprzedające produkty nie zdecydowałyby się na część powyższych działań. A przynajmniej przesunęliby je w czasie. Czy się uda? Tego nie wiemy. Warto jednak obserwować ich poczynania, bo może to właśnie ci gracze będą kolejnymi, którymi będziemy mogli się pochwalić przed światem. Tak jak dziś KGHM, PKN Orlen, InPostem, LPP czy CD Projektem.