Rz: Ostatnio wiele mówi się o tym, że energetyka podążą w kierunku modelu bardziej rozproszonego. Czy to znaczy, że wielkie bloki – nadal dziś budowane przez polskie spółki – odejdą do lamusa?
Leon Jansen van Vuuren: Jesteśmy w takim momencie, o którym można powiedzieć, że historia zatacza koło. Od kiedy w XIX wieku energia stała się bardziej dostępna, mieliśmy do czynienia właśnie z modelem energetyki rozproszonej. Prąd wytwarzano blisko domów i tam go zużywano. Dopiero potem przeszliśmy do modelu centralnego. Przez prawie cały XX wiek budowaliśmy wielkie bloki spalające węgiel, gaz czy masywne hydroelektrownie.
Dziś wyraźna jest tendencja, by wracać do korzeni, czyli wytwarzać blisko odbiorców. Widać ją nie tylko w Europie, w tym w Polsce. Jest to trend globalny. Dlatego właśnie GE wydzieliło ze swojego biznesu komórkę zajmującą się energetyką rozproszoną, którą zarządzam w Europie.
Jednak w gruncie rzeczy energetyka rozproszona nie zastąpi tej tradycyjnej. Nadal będą potrzebne wielkie bloki połączone krajową siecią energetyczną, stanowiącą główny szkielet zaopatrujący w energię. Źródła rozproszone uzupełnią zaś to, co oferują duzi gracze.
Na czym miałaby polegać wyższość modelu rozproszonego wytwarzania?