Piwny Machiavelli rozdaje karty na światowym rynku

Za kilka dni okaże się, jaki kształt będzie mieć umowa o fuzji pomiędzy Anheuser-Bush InBev i SABMillerem. Ale prezes giganta z RPA udowodnił, że potrafi twardo negocjować. Skutkiem jest transakcja warta prawie 69 mld funtów.

Aktualizacja: 02.11.2015 05:59 Publikacja: 01.11.2015 21:00

Alan Clark wielokrotnie odwiedzał Polskę, która w Europie jest czołowym rynkiem dla SABMillera

Alan Clark wielokrotnie odwiedzał Polskę, która w Europie jest czołowym rynkiem dla SABMillera

Foto: materiały prasowe

Kiedy „Financial Times" zapytał 56-letniego Alana Clarka, jakim jest typem prezesa, odpowiedział, że makiawelicznym (do wyboru miał jeszcze psychopatę i narcyza – na takie trzy grupy dzieli prezesów psycholog Oliver James).

Zaraz jednak zaznaczył – jak przystało na psychologa, którym jest z wykształcenia – że ludzie są nieco bardziej skomplikowani.

Kluczowy 4 listopada

Kojarzone z makiawelizmem przebiegłość i stawienie swoich celów ponad wszystko z pewnością przydały się, gdy zarząd SABMillera, na czele którego stoi, walczył o jak najlepszą ofertę od rywal Anheuser-Bush InBev (AB InBev).

O tym, że nie chciał się sprzedać za tanio, świadczy fakt, że dopiero piąta oferta Amerykanów dostała zielone światło od władz SABMillera. Doszło do tego przed kilkoma tygodniami po podwyższeniu wyceny wywodzącego się z RPA SABMillera do 44 funtów za akcję. Daje to w sumie rekordową wartość transakcji sięgającą 69 mld funtów brytyjskich, czyli ok. 390 mld zł.

Nieco ponad 3 proc. akcji SABMillera ma firma Kulczyk Investments. Jeżeli zdecyduje się je sprzedać, to zainkasuje 12,4 mld zł. To ponad trzy razy więcej, niż wart był pakiet akcji Kompanii Piwowarskiej zamieniony przez Kulczyk Investments w 2009 r. na walory koncernu.

Jak już informowała „Rzeczpospolita", na rynku pojawiają się głosy, że pieniądze ze sprzedaży akcji mogą znacznie przyspieszyć tę rekonstrukcję, a wręcz być punktem zwrotnym dla firmy rodziny Kulczyków. Wśród priorytetowych inwestycji sfinansowanych piwnymi miliardami może być rozwój chemicznego Ciechu. W 2014 r. Kulczyk Investments kupił od Skarbu Państwa pakiet akcji dający kontrolę nad tą spółką.

Spółce się marzy, aby uczynić z tego wciąż znacznie zadłużonego kolosa prywatnego narodowego czempiona. Więc jeśli przeznaczy na firmę pieniądze, to na akwizycje.

Ustalenia między SABMillerem a AB InBev miały zapaść do 28 października 2015 r. Jednak pod koniec ubiegłego tygodnia okazało się, że termin złożenia ostatecznej propozycji przez Amerykanów przesunięto na 4 listopada.

Zmiana daty nie jest zaskoczeniem. Tuż po ogłoszeniu kolejnego terminu światowe media cytowały raport Societe Generale, w którym przewidywał przesunięcie o tydzień lub nawet dwa.

Polska jest kluczowa

Sytuacja ta jest nie tylko efektem twardych negocjacji prowadzonych przez Alana Clarka. Przejęcie SABMillera przez AB InBev jest największą transakcją w historii branży piwowarskiej. Firmy prowadzą globalne biznesy – ich łączne udziały w światowym rynku piwa wynoszą niemal 30 proc. – więc muszą wziąć pod uwagę możliwy sprzeciw ze strony urzędów antymonopolowych.

Szczególnym wyzwaniem jest rynek Stanów Zjednoczonych. AB InBev, właściciel m.in. marki Budweiser, kontroluje niemal połowę amerykańskiego rynku piwa. Około 30 proc. udziałów ma tam spółka joint venture SABMillera i Molson Coors.

Firmy kontrolują także wspólnie niemal cały rynek piwa w Ekwadorze, Peru, Boliwii i Urugwaju. Uzupełniają się też na wielu rynkach. Przykładowo udziały SABMillera w Australii wynoszą 38 proc. Z kolei AB InBev tylko 8 proc.

Alan Clark, który słynie z przenikliwości i wybitnej inteligencji, z pewnością liczył się z tym, że przejmując w 2013 roku stery w SABMillerze po nieżyjącym już Grahamie Mackayu (wieloletni szef SABMillera, który przekształcił firmę z lokalnego gracza w globalnego potentata), przyjdzie mu sfinalizować taką historyczną transakcję. Amerykanie od wielu lat próbowali bowiem kupić południowoafrykańskiego rywala.

Zanim został prezesem, przez niemal rok był dyrektorem operacyjnym całej grupy. Wcześniej przez dziewięć lat stał na czele biznesu SABMillera w Europie.

Kluczowym rynkiem grupy jest tutaj Polska, gdzie należąca do niej Kompania Piwowarska jest liderem sprzedaży. Swoją pozycję zawdzięcza silnym markom. Tyskie, jej flagowy brand i jedno z ulubionych piw Polaków, jest warte ponad 800 mln zł.

Dało mu to 14. miejsce w ubiegłorocznym Rankingu Najcenniejszych Polskich Marek „Rzeczpospolitej". Do wywodzącej się z Poznania firmy należą także tak popularne piwa, jak Żubr i Lech.

Z miłości do literatury i podróży

Kraj nasz jest z pewnością łakomym kąskiem dla AB InBev. Właścicielowi Budweisera nie udało się zbudować u nas nawet przyczółka: jego udziały nie przekraczają 1 proc.

Wyprzedziły go – nie licząc SABMillera – Heineken (Grupa Żywiec) oraz Carlsberg. Łączne udziały tych trzech graczy w naszym rynku piwa przekraczają 80 proc.

Amerykańskiego giganta ominęły złote czasy dla koncernów piwowarskich w Polsce. Nasz rynek już dojrzał i jeżeli rośnie, to tylko nieznacznie (w tym roku wzrost, licząc w litrach, może wynieść ok. 1 proc.). Zmęczenie masowymi piwami wykorzystują małe firmy. Moda na niszowe, rzemieślnicze piwa wymusza z kolei dużo większą aktywność ze strony dużych graczy.

W Polsce szef SABMillera bywał wielokrotnie. Odwiedził nasz kraj także wtedy, gdy został prezesem grupy. Zresztą podróżować z rodziną lubi także w wolnym czasie. Jego hobby jest także czytanie książek.

Literaturę lubi tak bardzo, że marzył mu się nawet studia jej poświęcone. Ukończył jednak psychologię na Uniwersytecie Republiki Południowej Afryki, gdzie następnie robił karierę naukową. Jak przyznał w rozmowie z „Financial Timesem", jest pierwszą osobą w rodzinie, która zdobyła wyższe wykształcenie.

Zajmował się także doradztwem dla firm. Jednym z jego klientów był SABMiller, jego przyszły pracodawca. W tym roku minęło 25 lat, od kiedy związał się z właścicielem Kompanii Piwowarskiej. Zanim wspiął się na szczyt, pełnił różne funkcje. Kierował między innymi browarem Alrode w RPA.

Szef na trudne czasy

Współpracownicy przyznają, że Alan Clark jest typem szefa, który trzyma rękę na pulsie i nie steruje firmą wyłącznie zza biurka. Lubi spotykać się z ludźmi i nie kryje swojego zaangażowania w biznes.

Na brak pracy z pewnością nie może narzekać. SABMiller produkuje rocznie ponad 320 mln hektolitrów piwa (w Polsce łączna produkcja sięga 40 mln hl). W roku finansowym 2014/2015 przychody grupy wyniosły 22,1 mld dol. Pracuje w niej 69 tys. osób.

Rządy Alana Clarka w SABMillerze przypadły na trudne czasy. Spowolnienie w branży piwowarskiej widoczne jest na wielu rynkach, w tym w Polsce. Kompania Piwowarska przyznaje, że pierwsze cztery miesiące aktualnego roku finansowego – czyli od kwietnia do lipca 2015 r. – były dla niej wyjątkowo trudne. Jej sprzedaż znacząco spadła w porównaniu z ubiegłym rokiem. Od sierpnia widać już jednak poprawę.

Dodatkowym wyzwaniem jest presja cenowa, która szkodzi zyskom grupy. Jednym z rynków, gdzie koncern odczuwa to szczególnie mocno, jest Polska. Średnia cena chmielowych trunków maleje u nas już od kilku lat.

Kiedy „Financial Times" zapytał 56-letniego Alana Clarka, jakim jest typem prezesa, odpowiedział, że makiawelicznym (do wyboru miał jeszcze psychopatę i narcyza – na takie trzy grupy dzieli prezesów psycholog Oliver James).

Zaraz jednak zaznaczył – jak przystało na psychologa, którym jest z wykształcenia – że ludzie są nieco bardziej skomplikowani.

Pozostało 95% artykułu
Opinie Ekonomiczne
Witold M. Orłowski: Gospodarka wciąż w strefie cienia
Opinie Ekonomiczne
Piotr Skwirowski: Nie czarne, ale już ciemne chmury nad kredytobiorcami
Ekonomia
Marek Ratajczak: Czy trzeba umoralnić człowieka ekonomicznego
Opinie Ekonomiczne
Krzysztof Adam Kowalczyk: Klęska władz monetarnych
Materiał Promocyjny
Klimat a portfele: Czy koszty transformacji zniechęcą Europejczyków?
Opinie Ekonomiczne
Andrzej Sławiński: Przepis na stagnację