„Kot był pięknym mężczyzną" – rozpoczyna opowieść o nim autorka biografii, Anna Arno wyjaśniając, że tak właśnie wielu znajomych go postrzegało. I nie chodzi tu o urodę fizyczną, ale osobowość.
Miłośnik i znawca światów równoległych, które nie przenikały się. „Byłem może (w przypadkowym porządku): liberałem, synem, humanistą, czytelnikiem, sumiennym urzędnikiem, Polakiem, przyjacielem, kochankiem, pederastą itd." – pisał do Józefa Czapskiego. „By opisać Kota, trzeba by odwołać się do oksymoronów – wspomina Renata Gorczyńska – bo był on uważny i roztrzepany, troskliwy i arogancki, bezbożny i nabożny. Był liberałem i reakcjonistą, kombatantem i pacyfistą, szydercą i kolanopokłonnym. I to nie raz jednym, a raz drugim, lecz tym wszystkim jednocześnie".
Urodzony w Warszawie w 1922 r. wyjechał z Polski mając lat 17 i nigdy nie wrócił. Kiedy w 1981 r. otrzymał nagrodę PEN Clubu za przekład literatury polskiej na francuski, w jego imieniu odebrały ją krewne. „W liście do profesora Jana Białostockiego (...) pytał, jak to możliwe, że członkowie PEN Clubu przyznali mu nagrodę za tłumaczenia, a tymczasem w telewizji pokazywany jest film szkalujący „Kulturę" i prezentujący go jako amerykańskiego agenta".
Uchodźca z rozmysłem
„Był nazbyt kosmopolityczny" – opowiadał Giedroyc w „Autobiografii na cztery ręce". – Nie był emigrantem, a myśmy byli emigrantami". Oficjalnie utrzymywał, że status uchodźcy zachował z rozmysłem, ale jak ustaliła autorka biografii, nie był to romantyczny wybór. Starał się bezskutecznie o paszport brytyjski, włoski, a w końcu o francuski.
Pisał w czterech językach, a nigdy nie napisał własnej książki. Większość jego szkiców powstała z potrzeby chwili, na czyjąś prośbę lub zamówienie. Nie miał cierpliwości, systematyczności, za to miał pasję życia, ale i bycia mecenasem tych, których cenił.