Tak. Nie zrobiliście tego, jesteście mało wiarygodni. Sam w ten sposób stawiałbym sprawę. Na drugim miejscu znajduje się pogorszenie warunków życia, czyli drożyzna. Wzrost rachunków za wodę, prąd, ogrzewanie, wzrost cen usług i żywności – to wszyscy odczuwają.
W kampanii wyborczej różne rzeczy politycy Koalicji Obywatelskiej mówili, również na temat poziomu życia. Troszeczkę przeszarżowali. Zapomnieli o tym, że dzisiaj obietnice wyborcze bardzo łatwo się rozlicza. Nie tak jak 10 czy 15 lat temu. Teraz każdy obywatel zobaczy sobie w internecie, co zostało obiecane i niedotrzymane. Dlatego uważam, że to hasło „100 konkretów na 100 dni” było błędem. Ten argument jeszcze przez prawicę nie został skonsumowany, ale tylko czekać aż ktoś zapyta kandydata na prezydenta – co zostało zrobione i dlaczego tak mało?
Usłyszy – to nie my, to prezydent nam wszystko wetuje.
No i to też będzie trochę mało wiarygodne. Dlatego że większość tych projektów w ogóle nie wyszła z Sejmu, nie trafiła na biurko prezydenta. A on też statystycznie tak wiele nie wetuje. Odrzuca ustawy sądowe i światopoglądowe. Zatem powtarzam – obietnice były mocno na wyrost. Rozumiem narrację PO – nie zrealizujemy tego, dopóki prezydent nie będzie z naszej opcji politycznej. Ale to nie jest czysty argument, bo większości obietnic nawet nie próbowali wprowadzić w życie. Na dodatek prezydent może się wtrącić i powiedzieć: „Intencjonalnie jestem za podwyższeniem kwoty wolnej od podatku. Dajcie ustawę, to ją podpiszę”. A gdyby prezydent jeszcze bardziej chciał pomóc kandydatowi ze swojego obozu, to by zgłosił odpowiedni projekt ustawy i domagał się jej uchwalenia.
Wielka podmiana kandydatów na prezydenta? „Musiałoby się stać coś naprawdę niebywałego”
A co z ewentualnym kandydatem PiS?
Będzie obciążony ośmioma latami rządzenia. Cokolwiek by zaproponował, to zawsze pojawi się zarzut, że można to było zrobić przez osiem lat sprawowania władzy przez PiS. Albo usłyszy – jesteście mało wiarygodni, bo przegraliście wybory. Poza tym sama partia będzie dla niego obciążeniem, bo znajduje się w defensywie po utracie władzy. No i jeszcze co rusz pojawiają się jakieś zarzuty pod adresem byłych członków rządu. Dlatego problem jest z każdym kandydatem, który był w rządzie.
Łatwo go zaatakować za to, co robił?
No właśnie. Jest też pytanie o drugą turę dla PiS. Bo kandydat tej partii będzie miał mniejsze możliwości czerpania z elektoratu innych pretendentów do fotela prezydenckiego. Jeżeli będzie startował kandydat Trzeciej Drogi i Lewicy, to ich wyborcy zagłosują w drugiej turze w dużej części na kandydata KO. A kandydat PiS może ewentualnie czerpać z części elektoratu Konfederacji. Zatem potencjał PiS na drugą turę jest po prostu na dzisiaj mniejszy.
A jaką strategię powinien przyjąć Szymon Hołownia, żeby odegrać jakąkolwiek rolę w przyszłorocznych wyborach? O wejściu do drugiej tury nie mówię, bo to raczej nierealne.
Wymyślenie sensownej strategii dla Hołowni jest dzisiaj bardzo trudne. Powinien walczyć o to, żeby zbliżyć się do wyniku Trzeciej Drogi z wyborów parlamentarnych 2023 roku.
To było ok. 14 proc. głosów. Hołownia od dawna nie notuje takiego poparcia.
Zgoda. Dlatego mówię, że to będzie bardzo trudne. Tym bardziej że ciągle nie wiadomo, co zrobi Polskie Stronnictwo Ludowe – wystawi własnego kandydata czy postawi na Hołownię. Pięć lat temu Szymon Hołownia osiągnął dobry wynik, ale był kandydatem spoza systemu, na dodatek znanym z działalności medialnej. Teraz jest kandydatem wprost z systemu. Zbił trochę punktów na samym początku urzędowania jako marszałek Sejmu, bo transmisje obrad były masowo oglądane. Natomiast w tej chwili to już nie działa. Nie ma efektu świeżości, a jego partia Polska 2050 jest w rządzie i odpowiada za pewne obszary naszej rzeczywistości. I z tego Hołownia będzie się musiał tłumaczyć. Pewnie będzie się kreował na trzecią osobę w tym wyścigu. Na kogoś, kto godzi ludzi, zaprowadzi spokój w kraju, ale nie sądzę, żeby to było bardzo skuteczne.
Jako marszałek Sejmu nie był gołąbkiem pokoju. Łajał polityków PiS, a niektóre jego decyzje były kontrowersyjne, np. wygaszenie mandatów posłów Mariusza Kamińskiego i Macieja Wąsika albo decyzja o tym, żeby nie obsadzać wakatów w Trybunale Konstytucyjnym.
Zgoda. Nie wiadomo, czy Trybunał w ogóle będzie działał, jeżeli koalicja rządząca nie wybierze członków. Niezrozumiała sytuacja. Więc te decyzje go obciążają. Marszałek w tej kampanii wejdzie do zdecydowanie innej wody, niż wchodził pięć lat temu. Projekt „prezydent Hołownia” ma bardzo małą szansę na realizację. Zresztą w jego przypadku też aktualne jest pytanie o kwalifikacje w zakresie bezpieczeństwa kraju. Hołownia w tej sprawie próbuje się posiłkować autorytetem żony, która jest pilotem myśliwca.
Michał Wypij: Andrzej Duda od dwóch lat mógł nie być prezydentem
To był błąd ówczesnej opozycji. Gdyby w 2020 roku myślała bardziej perspektywicznie i zgodziła się na pomysł Jarosława Gowina wydłużenia kadencji prezydenta do siedmiu lat, to dziś nie byłoby problemu blokującego zmiany Andrzeja Dudy - mówi Michał Wypij, były poseł PiS i były członek Porozumienia Jarosława Gowina.
Ale ona nie kandyduje.
I to nie ona płakała nad konstytucją. Zatem wszyscy kandydaci muszą się na nowo wykreować. W pierwszej kolejności na tych silnych przywódców w stylu Trumpa.
Czy wybory prezydenckie dużo zmienią w naszej rzeczywistości politycznej?
Tak, ponieważ będą elementem walki polaryzacyjnej. Jeżeli wygra kandydat Platformy Obywatelskiej, to system zostanie domknięty. Koalicja rządząca będzie sobie mogła uchwalić, co zechce. W pozytywnym sensie, i też pewnie częściowo w negatywnym, bo wiadomo, że czasami politykom przychodzą do głowy kontrowersyjne pomysły i byłoby lepiej, żeby nie weszły w życie. PiS, kiedy miało pełnię władzy, też robiło rzeczy, które obywatelom się nie podobały. I Platforma robiłaby to samo. Pod tym względem te partie się nie różnią.
A wygrana kandydata PiS?
Dałaby tej partii wiatr w żagle. Już nie zza oceanu, tylko taki solidny, krajowy podmuch, który wytrąciłby tę partię z defensywy politycznej i doprowadziłby do równowagi sił w kraju. Taki prezydent wiele rzeczy by blokował, szachował rząd, byłoby dużo konfliktów, no ale też główne siły musiałyby się w niektórych sprawach porozumiewać. Nasz system polityczny tak jest zbudowany – myślę o nierówności kadencji parlamentu i prezydenta – żeby politycy musieli się porozumieć. Z badań wynika też, że jest cały czas luka na scenie politycznej dla kandydata niezależnego. To już jest taka nasza polska tradycja. Zawsze jest jakiś antysystemowy kandydat. Chociaż dzisiaj szanse na jego pojawienie się są coraz mniejsze.
Jak duża jest ta luka?
Myślę, że 10, 20 proc. wyborców czeka na kandydata spoza systemu. Jego pojawienie się mogłoby troszkę zdynamizować kampanię i przenieść ją na inne pole niż tradycyjny konflikt plemienny PO – PiS. Choć oczywiście w drugiej turze i tak walkę stoczą najprawdopodobniej kandydaci KO i PiS.
A czy mogłoby dojść do wielkiej podmiany kandydatów? Niektórych komentatorów nurtuje taka myśl, że ci, którzy teraz zostaną ogłoszeni, wcale nie muszą ostatecznie zostać zarejestrowani do wyścigu prezydenckiego.
Musiałoby się stać coś naprawdę niebywałego, żeby doszło do takiej sytuacji. Dawałbym takiemu scenariuszowi najwyżej 10 proc. szans. Strategia kampanijna przewidziana jest na dłuższy okres. Trzeba by naprawdę było mieć jakiś dobry powód, żeby ją porzucić, z powodu zmiany kandydata. Nie po to się inwestuje w kandydatów, żeby później ich w ostatniej chwili wymienić.