Negocjacje w sprawie formuły wyborów prezydenckich spoczywały na Jarosławie Gowinie, który zabierał na spotkania Jadwigę Emilewicz. Wtedy wydawało się, że to jest osoba, która pójdzie za nim w ogień, a wbiła mu nóż w plecy i jeszcze próbowała go kilka razy przekręcić.
Jadwiga Emilewicz ma inną ocenę tamtej sytuacji.
Skoro po czasie nie jest w stanie wyciągnąć wniosków z własnego zachowania, to znaczy, że nie była warta zaufania Jarosława Gowina. Myślę, że jej zdradą był najbardziej dotknięty.
A co powinna była wtedy zrobić? Powiedzieć – wychodzimy z koalicji, niech rząd upadnie?
Powinna myśleć o Polsce, Polakach, a nie o swoim stołku i pozycji w rządzie. Zresztą PiS zrobiłoby wszystko, żeby tę koalicję utrzymać.
Czyli na takich rachubach wtedy się opieraliście? Że oni muszą ustąpić?
To była kwestia trzeźwej oceny rzeczywistości. Wybory kopertowe wepchnęłyby nas w zupełnie nowy system polityczny. Zablokowanie ich było sprawą nadrzędną.
Jarosław Kuisz: Należy upaństwowić media społecznościowe
Można mieć miliony odsłon w ciągu miesiąca i z dnia na dzień dostać po łapie od kogoś lub czegoś (AI) ze Stanów Zjednoczonych. To jest niewiarygodne, że demokracje europejskie na to pozwoliły. Potrzebujemy starych mediów, żeby mieć przeciwwagę dla tych nowych - mówi dr. Jarosław Kuisz, twórca i redaktor naczelny Kultury Liberalnej.
Mariusz Kamiński zarzucił nam afiliacje agenturalne. Dodał, że powinniśmy siedzieć w więzieniu. Jego wybuch mnie zaskoczył
Alternatywą był pomysł Jarosława Gowina o zmianie konstytucji i przedłużeniu kadencji prezydenta do siedmiu lat, ale nie było chętnych po stronie opozycji do poparcia tego rozwiązania.
I to był błąd opozycji. Gdyby się wtedy na to zgodziła, to od dwóch lat Andrzej Duda już by nie był prezydentem. Nie byłoby dziś tego, co widzimy. Próby paraliżowania prac rządu Donalda Tuska przez prezydenta. Poza tym, być może to by zbudowało zupełnie nową dynamikę w polskim parlamencie. Naszą jedyną intencją – powtarzałem to na wszystkich spotkaniach z politykami opozycji – było powstrzymanie prawdziwego nieszczęścia, czyli nielegalnych wyborów korespondencyjnych. Rodziły się kolejne problemy i wątpliwości natury prawnej. Samorządy odmawiały przekazania spisów wyborców, skądinąd słusznie i zgodnie z prawem. Dodatkowo nie było chętnych, by zasiadać w komisjach wyborczych, by liczyć głosy.
Rządzący pewnie mieli jakiś pomysł, jak rozwiązać ten problem. Kto miał siedzieć w tych komisjach wyborczych?
Żołnierze z Wojsk Obrony Terytorialnej. To były pomysły ludzi władzy z PiS odklejonych zupełnie od rzeczywistości.
No to jak wyglądało to słynne spotkanie na Parkowej, w którym pan uczestniczył?
To było około tygodnia, do dwóch tygodni przed podpisaniem porozumienia z 6 maja. Na Parkowej zobaczyłem grupę zdesperowanych ludzi, do których chyba docierało, do jakiego nieszczęścia doprowadzają samych siebie. Ostatecznie ówczesny minister aktywów państwowych Jacek Sasin żadnych dokumentów w sprawie wyborów kopertowych nie podpisał. Pamiętam zachowanie Mariusza Kamińskiego, szefa MSWiA, które mnie zszokowało. On zazwyczaj zachowywał się bardzo spokojnie, dlatego jego wybuch mnie zaskoczył. Nasze argumenty przeciwko wyborom kopertowym były natury techniczno-prawnej. Tymczasem Kamiński zarzucił nam afiliacje agenturalne i dodał, że za nasz sprzeciw wobec nielegalnych wyborów powinniśmy siedzieć w więzieniu.
Agenturalność to gruba przesada, ale z opozycją knuliście w sprawie zmiany władzy.
Politycy muszą ze sobą rozmawiać. Dbaliśmy przede wszystkim o interes kraju, a nie Nowogrodzkiej. Nie byliśmy niewolnikami PiS-u.
Ale byliście w określonym układzie politycznym i sprawowaliście dzięki temu funkcje rządowe.
Dzięki temu, że byliśmy w koalicji, Prawo i Sprawiedliwość miało większość.
Zgoda, jednak 18 mandatów, którymi dysponowaliście w drugiej kadencji, zyskaliście dzięki temu, że dostaliście miejsca na listach PiS-u.
Powtarzam, nie byliśmy niewolnikami PiS-u. Umówiliśmy się na współpracę polityczną, a nie na to, że będziemy serwilistycznie realizować każde, nawet najgłupsze idee Nowogrodzkiej. Jeżeli Prawo i Sprawiedliwość uważało inaczej, to było w błędzie. I zresztą dzisiaj płaci za to cenę, bo znalazło się w opozycji.
Waszej formacji, Porozumienia, w ogóle nie ma na scenie politycznej.
My też płacimy za błędy, które popełniliśmy. Liczę jednak, że osoby odpowiedzialne za podłość i nielegalne działania poniosą surowe konsekwencje. Tak sobie wyobrażam chociażby finalizację prac komisji śledczej do spraw wyborów kopertowych.
W ilu rozmowach z opozycją pan uczestniczył i jak one przebiegały? Mówiono, że Gowin dogadywał się z Władysławem Kosiniakiem-Kamyszem, z Włodzimierzem Czarzastym i przez obu został wystawiony do wiatru.
Brałem udział w spotkaniach z Polskim Stronnictwem Ludowym, z Platformą Obywatelską i z Konfederacją. W zasadzie treść rozmów była identyczna – zachęcaliśmy ich do poparcia naszej propozycji zmiany konstytucji i wydłużenia kadencji prezydenta. Partie opozycyjne twardo to odrzucały.
A jak uzasadniały tę swoją odmowę?
Moim zdaniem był to wynik braku zaufania.
Nie wierzyli, że jeżeli do konstytucji zostanie wpisana jedna, siedmioletnia kadencja prezydenta, to Andrzej Duda dwa lata później przestanie być prezydentem?
Być może po prostu uważali, że mają lepszy pomysł. Powtarzam raz jeszcze, że gdyby wtedy myśleli bardziej perspektywicznie, to dziś nie byłoby problemu blokującego zmiany prezydenta.
Ostatecznie do wyborów korespondencyjnych nie doszło.
Marszałek Elżbieta Witek wyznaczyła nowy termin wyborów prezydenckich. Przy czym dochodziły do nas informacje, że aparat kierowniczy Prawa i Sprawiedliwości próbuje rozpaczliwie szukać rozwiązania, by do wyborów w maju 2020 r. jednak doprowadzić. Ostatecznie ulegli.
I co się wydarzyło potem?
Przede wszystkim Porozumienie musiało sobie odpowiedzieć na pytanie: co dalej? Było jasne, że nie ma możliwości odwrócenia większości w polskim parlamencie. Nie wyglądało na to, że Konfederacja może poprzeć rząd opozycyjny.
Zdecydowaliście się na kontynuowanie współpracy z PiS-em?
Na stole leżały dwa warianty. Pierwszy to pozostanie w klubie PiS. Drugi, który zaproponowałem, to wyjście z klubu PiS, założenie własnego klubu w Sejmie i szukanie własnej drogi, tożsamości, zmiany dynamiki politycznej. Jednocześnie czuliśmy odpowiedzialność w tym trudnym dla Polski czasie. Wiedzieliśmy, że w okresie pandemii nie stać Polski na wcześniejsze wybory. Trzeba było przyjmować ustawy covidowe, ratować ludzkie życia. Ostatecznie kierownictwo Porozumienia wybrało wariant pozostania w klubie PiS. Dzięki temu Bielan dostał czas na rozbicie naszej partii.
A gdybyście założyli własny klubu, to co by wtedy było?
Mielibyśmy szansę na podjęcie zupełnie nowej politycznej gry. Twardą walkę z rodzącą się patologią ówcześnie rządzących. Stało się jednak inaczej.
A jak to było z Polskim Ładem? Bo to był ostateczny moment rozejścia się Gowina z PiS.
Polski Ład to jedno wielkie propagandowe kłamstwo. Próba wyciągnięcia pieniędzy z kieszeni ciężko pracujących Polaków. Rozrost chorej biurokracji.
Gowin dostał zgodę rządu na ulgę dla klasy średniej, choć jej konstrukcja była kuriozalna, a i tak parł do konfrontacji.
Ta ulga to była rozpaczliwa próba ratowania pieniędzy Polaków. Dzięki niej nauczyciele, mundurowi dostali wyrównanie swoich pensji. Bez tego, po wprowadzeniu Polskiego Ładu, zarabialiby po prostu mniej. Osobna sprawa to likwidacja odliczenia od składki zdrowotnej. Władzy perfidnie chodziło o drenowanie kieszeni Polaków, po to, żeby choć na chwilę zatkać dziurę budżetową i dzięki temu utrzymać władzę. Polski Ład stał się też okazją do ostatecznego rozliczenia się PiS z naszym środowiskiem. Jarosław Kaczyński kiedyś powiedział do Gowina: „Czy ty myślisz, Jarku, że ja ci zapomnę wybory kopertowe?”. I nie zapomniał. Adam Bielan został ponownie wezwany do wykonania zadania i tym razem, przy wsparciu Mateusza Morawieckiego, je wykonał.
Prof. Zdzisław Krasnodębski: Najważniejsza część polityki europejskiej toczy się za kotarą
W Polsce bycie prorosyjskim jest kompromitujące. Natomiast z zagrożeniem dla suwerenności przez poszerzenie się władzy unijnych instytucji sobie nie radzimy. Nie rozumiemy różnych mechanizmów podejmowania decyzji i nie wpływamy na nie w wystarczającym stopniu. Intelektualnie i organizacyjnie nie dajemy sobie z tym rady - mówi prof. Zdzisław Krasnodębski, socjolog, były europoseł PiS.
Co konkretnie zrobił?
Kupił część naszych posłów stołkami ministerialnymi. Wiadomo, kto dołączył do związku zawodowego sekretarzy stanu, a kto został wierny swoim ideałom i środowisku.
To Mateusz Morawiecki wyrzucił Gowina z rządu, choć w pierwszej kadencji razem z Piotrem Glińskim tworzyli nieformalny triumwirat i ściśle współpracowali. Dlaczego ich drogi się rozeszły?
Po wyborach kopertowych w 2020 r. wszystko, co miało miejsce wcześniej, straciło znaczenie.
W 2023 r. startował pan do Sejmu z listy Koalicji Obywatelskiej i nie zdobył pan mandatu.
Wzmocniłem listę Koalicji Obywatelskiej i ze środka listy zdobyłem kilka tysięcy głosów. Dziękuję mieszkańcom Olsztyna oraz regionu za zaufanie. Ostatecznie niewielką liczbą głosów wygraliśmy z PiS, co w kontekście mojego wyniku sprawiło mi niemałą satysfakcję. Zatrzymaliśmy zdegenerowaną władzę. Czas na kolejne wyzwania.