Unia Europejska jest takim samym tworem politycznym jak nasz kraj. Urzędnicy są tak samo rozgarnięci lub nierozgarnięci jak nasi urzędnicy. W europarlamencie jest taki sam procent ludzi głupich i mądrych jak w naszym. A przede wszystkim Unia ma silny interes, żeby wspierać rząd bliski ideowo głównemu nurtowi w Europie. Dlatego we wszystkich krajach europejskich mamy podobny konflikt. Elity, które rządzą Unią, kierowały się filozofią publiczną, która na naszych oczach zbankrutowała.
Czyli jaką filozofią?
Filozofia otwartego społeczeństwa – wszystkich nieszczęśliwych możemy przyjąć do Unii Europejskiej. Każdy, kto jest prześladowany, znajdzie u nas miejsce. W wielu krajach – we Włoszech, Hiszpanii itd. – „tubylcze” społeczeństwa są spychane na margines. Niemcy, które obserwuję od dawna, na moich oczach z kraju monoetnicznego zamieniły się w kraj wieloetniczny. Każde społeczeństwo musi być do pewnego stopnia otwarte, ale ma też ograniczone możliwości absorpcji i akulturacji przybyszów. A bez akulturacji wszystko się rozpada. Kolejna rzecz to polityka klimatyczna, która zabije europejski przemysł, jeżeli będzie taka radykalna. Bankrutują też unijne idee o współpracy, wyrównywaniu poziomu życia itd. Ursula von der Leyen proponuje odejście od polityki spójności na rzecz innowacyjności i przemysłu obronnego. Za chwilę się okaże, że w kolejnej perspektywie budżetowej niewiele będzie pieniędzy na to, co było dla nas najważniejsze, czyli na wyrównywanie poziomów życia. Społeczeństwa się przeciwko temu buntują i głosują na takie partie, jak niemiecka AfD, francuskie Zjednoczenie Narodowe, Bracia Włosi... A Polska była prekursorem tych zjawisk, bo u nas formacja z tendencjami buntowniczymi, czyli PiS, doszła do władzy. Rządziła dosyć sprawnie krajem, ale była nieakceptowana. Teraz Polska jest „redemokratyzowana”. W najbliższych dniach odbędzie się w Budapeszcie konferencja organizowana przez Fundację Heinricha Bölla pod hasłem: „Czy Polska może być wzorem dla Węgier, jeżeli chodzi o redemokratyzację”.
Redemokratyzacja brzmi prawie jak reedukacja.
Zgadza się. I jest wyrazem tej samej totalitarnej mentalności i przekonania, że ma się monopol na „demokratyczność”.
Mówi pan, że polityka unijna bankrutuje, a jednak społeczeństwa europejskie wybrały w tym roku prawie taki sam Parlament Europejski jak w poprzedniej kadencji.
Jednak w nowym Parlamencie Europejskim są już trzy grupy prawicowe. System oczywiście się broni. Na kilka miesięcy przed wyborami przejmuje się hasła partii buntu społecznego i deklaruje: zatrzymamy migrację, złagodzimy politykę klimatyczną, ochronimy przemysł itd. A z drugiej strony buduje się kordon sanitarny wokół ugrupowań opozycyjnych, cały czas je demonizując. Ale te partie i tak już osiągają po 30 proc. poparcia, zatem prędzej czy później zaczną dominować w Europie. Już wygrywają wybory, tylko nie mają zdolności koalicyjnej, tak jak w Polsce. Partie dawnej prawicy gotowe są zawrzeć koalicję ze skrajną lewicą, byle tylko nowej prawicy nie dopuścić do władzy. Obecnie w Niemczech, w Turyngii i Saksonii, prowadzone są rozmowy z partią Sahry Wagenknecht, zwanej kiedyś nową Różą Luksemburg. Jest to partia skrajnie prorosyjska i populistyczna. Widziałem wielu sfrustrowanych posłów CDU, którzy musieli głosować z zielonymi, liberałami, makronistami. Ale zawsze w końcu ulegają. Nie są w stanie przełamać tabu w sprawie polityki klimatycznej lub polityki migracyjnej.
Michał Łenczyński: Jesteśmy jak nowi górnicy z salonów kosmetycznych
W czasie pandemii nasza inicjatywa zjednoczyła osoby, które wcześniej konkurowały na rynku. W niedoli znaleźliśmy wspólny język i zaczęliśmy sobie pomagać. A teraz, dzięki obniżce VAT, uniknęliśmy gigatycznych podwyżek w salonach - mówi Michał Łenczyński, założyciel fundacji Beauty Razem.
Polityka migracyjna i klimatyczna stały się w UE tematami tabu
A kiedy polityka migracyjna i polityka klimatyczna stały się tematami tabu?
Wtedy, gdy Unia uczyniła z nich swoją rację istnienia. To był pewien proces. Jean-Claude Juncker, gdy obejmował przewodnictwo Komisji Europejskiej w 2014 r., ogłosił, że będzie ona polityczna. To było przedefiniowanie roli komisji, która wcześniej była strażnikiem reguł i traktatów, a zaczęła podejmować działania polityczne i narzucać je państwom członkowskim. Ursula von der Leyen dokończyła tę transformację. Jej komisja miała być geopolityczna. W praktyce oznaczało to, że będzie liderem światowym polityki klimatycznej i humanitarnej. Przy czym dopóki ten europejski humanitaryzm nie zagrażał dobrobytowi ludzi, nie było protestów. Ale w pewnym momencie społeczeństwa zachodniej Europy poczuły się egzystencjalnie zagrożone.
I co z tego wynikło?
Nic, bo elity władzy już tak bardzo zaangażowały się w tę politykę, że ona określa ich tożsamość polityczną. Nawet w raporcie Mario Draghiego „Jak poprawić konkurencyjność Europy”, w którym sformułowano krytykę wobec polityki klimatycznej, na końcu stwierdzono, że należy ją kontynuować. A już pod koniec kadencji 2014–2019 mówiono, że przemysł europejski tego nie wytrzyma. Ale przychodzi nowa Komisja i utrzymuje ten sam kurs, a nawet go zaostrza Zielonym Ładem, z czysto populistycznego powodu – żeby zaspokoić żądania ekoradykałów. Obecnie ludzie widzą, że to jest straszliwie drogie, czasami niedostosowane do ich kraju, i zaczynają się burzyć. I urzędnicy Komisji udają, że nie mieli z tym nic wspólnego. Czasami nawet się dziwią na pokaz: skąd wziął się ten radykalny kurs. Bo cechą dzisiejszej polityki jest m.in. to, że nikt za nic nie odpowiada.
Mimo wszystko Donald Tusk wydaje się zręczniej poruszać w europejskich realiach od polityków PiS – jest chwalony, robi, co chce, i ma spokój.
Rzeczywiście, jest chwalony, ale głównie za to, że Polska stała się znowu układna. A ja bym chciał, żeby Polska była wyzwaniem dla najsilniejszych, a nie klientem. Jeżeli mierzymy sukcesy rządu tym, czy nam odblokowali pieniądze z KPO, czy nie, to świadczy to tylko o infantylności polskiej opinii publicznej. Bo sukcesem będzie to, czy powstanie nowe wielkie lotnisko, czy mamy koncern zdolny do konkurowania z globalnymi podmiotami, czy nasz przemysł obronny i nasza nauka będą się rozwijały, a nie czy dostaliśmy pieniądze z KPO.
Przecież to rząd PiS cały czas mówił, ile dostaniemy pieniędzy w ramach KPO i jakie to jest wielkie osiągnięcie.
To było moim zdaniem zupełnie niepotrzebne uleganie pewnym nastrojom społecznym. Ale poza tym rząd PiS budował infrastrukturę, odkupywał nasze banki... Bo to jest nasz interes narodowy. Jeżeli nie będziemy myśleć w kategoriach interesu narodowego, to pozostaniemy peryferiami.