Niezwykłość tej opowieści polega na tym, że dzięki dokumentom, relacjom, a także podszeptom wyobraźni autorki Józefina Szelińska przemówiła do nas własnym głosem. Jakby Agata Tuszyńska napisała za nią tę książkę, w pierwszej osobie.
Narzeczeństwo Brunona Schulza z Józefiną Szelińską to niezwykły związek w polskiej literaturze. Przez lata tak tajemniczy jak wciąż nieodnaleziona powieść Schulza „Mesjasz".
Nieśmiały, drobny, przygarbiony genialny pisarz, rysownik i malarz przemykający niemal niezauważalnie ulicami ukochanego Drohobycza był człowiekiem targanym namiętnościami. Kobiety wielbił, a jednocześnie obawiał się skutków owego uwielbienia. Jego uczniowie wspominali z wypiekami o sadomasochistycznych sesjach, na które zapraszał uczennice. Lubił leżeć u ich stóp, odczuwał podniecenie, gdy spotykał się z ich zdecydowanym sprzeciwem. To były jednak zawsze niewinne igraszki i miały w sobie element adoracji. Może dlatego kobiety wspominały je z uśmiechem, a czasem sentymentem. Schulz był dżentelmenem, a nie brutalem. Jak wielu mężczyzn niewielkiego wzrostu uwielbiał kobiety wysokie i postawne. Józefina Szelińska, zwana Juną, była dla niego idealna. Oprócz urody i wzrostu wyróżniała się inteligencją i kulturą osobistą. A Schulz niezwykle cenił w kobietach intelekt.
Szelińska była oczytana, znała języki. Podobno to ona przetłumaczyła „Proces" Kafki i namówiła Schulza, który przygotował jedynie redakcję tekstu, by jako twórca już uznany podpisał to tłumaczenie swoim nazwiskiem.
Zawsze stała w jego cieniu. Przez długie lata była „tajemniczą panną J.". Jerzy Ficowski, który przywrócił Schulza polskiej i światowej literaturze, uszanował jej wolę i do końca życia Juny nie wspomniał o jej istnieniu. Wielokrotnie wszakże z nią korespondował. Te listy udostępnione przez Bietę Ficowską stały się głównym impulsem do napisania książki.
Agata Tuszyńska nie miała łatwego zadania. Duża część spuścizny artysty – listy, rysunki, obrazy, dokumenty – zaginęła w zawierusze wojennej. Dodatkowo rodzina Szelińskiej, nie chcąc przyznać się do żydowskich korzeni, od lat odmawiała rozmów na temat panny J. Ona też nie chciała nikogo wpuścić do swego gdańskiego mieszkania. Tuszyńska tworzyła więc portret swej bohaterki z okruchów, czasem mimo obojętności rozmówców. Wykazała niezwykłą pracowitość i determinację. Na podstawie skrupulatnie zbieranych dokumentów, opowieści, ale i skojarzeń oraz przeczuć wyłania się w jej książce obraz miłości, fascynacji, poświęcenia.