Jakub Żulczyk w „Dawno temu w Warszawie” przełamuje największe tabu życia polityczno-społecznego

„Dawno temu w Warszawie” Jakuba Żulczyka, czyli kontynuacja bestselleru „Ślepnąc od świateł”, odsłania tajemnice polskich niby-fobów i osób LGBT+.

Publikacja: 25.10.2023 03:00

Jakub Żulczyk (ur. 1983), pisarz i scenarzysta

Jakub Żulczyk (ur. 1983), pisarz i scenarzysta

Foto: Zuza Krajewska

Wozy bojowe, jednostka antyterrorystyczna, pięć spektakularnych nalotów policji na imprezy gangusów, ich ruskie „psy wojny”, strzelanina w Sky Bar, demonstracja po orzeczeniu Trybunału Konstytucyjnego w sprawie aborcji, gala MMA oraz w teatrze z udziałem prezydenta Warszawy – to wszystko zobaczymy w serialowej ekranizacji powieści „Dawno temu w Warszawie”. Co najmniej!

Na razie czytelnicy mogą sobie to wyświetlić w wyobraźni. Prawdę, która uwiarygodnia fikcję, a także fikcję, która przemienia się w prawdę, podgrzewając temperaturę lektury do poziomu, który w tabloidach i portalach WWW nazywa się klikalnością.

Niby-foby

W nowej obsadzie Żulczyka, poza gwiazdami pierwszej części, czyli Jackiem, Dariem i Martą, są, uwaga!, dawny aktor Warlikowskiego Kamil, trans-youtuberka Michałka, która ośmiesza celebrytów, gangsterzy Pruszkowa oraz nieświętej pamięci ministrowie Sekuła i Dębski, przywołani z przeszłości. Mamy Warszawę współczesną i tę dawną, z początków transformacji, klubów i dilerki, spowitą mgiełką nostalgii. Obu tych stolic Żulczyk staje się kronikarzem, jak kiedyś Bolesław Prus. Zaś liczbą ekranizacji i zdolnością do łączenia tego, co ważne i popularnie podane, goni Tadeusza Dołęgę-Mostowicza, zyskując miano znachora przeintelektualizowanej polskiej prozy.

Czytaj więcej

Żulczyk wygrał z prezydentem, króluje w księgarni i w streamingu

Motto wziął ambitnie z „Widnokręgu” Wiesława Myśliwskiego, jednak bohater diler Jacek, fan Bacha, rzucił studia na ASP, bo w świecie sztuki panuje feudalizm i udaje się jednemu na 10 tysięcy, a w świecie dilerki sukces odmierza sprzedaż i kasa. Podobnie jak na rynku gangsterskich thrillerów, jakie pisze Żulczyk, prawda?

Najważniejsze jest jednak to, że w nowej książce wydobywa na światło dzienne bodaj najbardziej stabuizowaną kwestię życia polityczno-społecznego, która w kilku już kampaniach wyborczych, a na pewno w czasie prezydenckiej, dała zwycięstwo PiS i Andrzejowi Dudzie. Z jednej strony chodzi o straszenie konserwatywnej części społeczeństwa widmem LGBT+, z drugiej zaś o ukrytą jak trup w szafie kwestię niby-fobów, którzy nie chcą z szafy wyjść, by dokonać coming outu.

Kto to? Ano ci, którzy w publicznych debatach prężą mięśnie heteroseksualizmu, uderzając w mniejszości seksualne, a de facto walczą o gwarancję nietykalności i immunitet takiego życia seksualnego, którego innym odmawiają i zakazują. Bo „najbardziej nienawidzi się własnych pragnień, jeśli ktoś odpowiednio wcześnie ci ich zabroni”.

Czytaj więcej

Milion sprzedanych książek Szczepana Twardocha w WL

Jednocześnie Żulczyk, choć znany z krytyki prezydenta Andrzeja Dudy za spóźnione gratulacje dla Joe Bidena, jako autor nie zamierza być stronniczy w przydzielaniu monopolu na prawdę. Nie przylepia akcyzy koszerności tylko liberałom. Opisując Azyl, schronisko dla queerowej młodzieży prowadzone przez Martę Pazińską, nie tworzy z niej pomnika spiżowej matki Polki w lewicowym wydaniu. Dostajemy portret społecznej wrażliwości wobec nieheteronormatywnych dzieciaków uciekających z domów, gdzie nikt ich nie rozumie albo jest przemoc.

Jednak Pazińska ma też swoje słabości i nałogi, nie zawsze sprawdza się w roli samorzutnego pedagoga i sama wymaga terapii. Jeśli ma przeciwko sobie konserwatywne rodziny, które wypierają własne błędy i szczują na Azyl rządowe gazetki sterowane przez Orlen, to radny lewicy też w szemranych biznesach może się zaplątać.

Żulczyk nie waha się podjąć problemu uzależnień od ciężkich narkotyków w tęczowym środowisku ani związanej z tym prostytucji. A o sexworkingu, ułaskawionym od oskarżeń przez młodą lewicę, pisze, nie pomijając patologii. Wszystko bowiem podporządkowane jest wiarygodności naczelnej idei, by dobra lub zła nie wiązać tylko z jednym środowiskiem, a tym bardziej z seksualną tożsamością. Jednocześnie nie da się ukryć, że źródeł patologii Żulczyk dopatruje się w niektórych zakazach i państwowym monopolu. Mafiosi handlujący narkotykami wcale nie są za ich legalizacją, ponieważ zakazany owoc zawsze lepiej się sprzedaje.

Choroba to choroba

Ponieważ powieść jest kontynuacją szlagieru książkowego i serialowego, dla czytelników ważne jest to, które wątki mają kontynuacje lub są nowością. Jacek włóczy się po Argentynie i, jak dla mnie, mógłby wrócić do Polski kilkadziesiąt stron wcześniej. Wciąż ważną rolę gra psychopatyczny gangus Dario w serialu kreowany przez Jana Frycza. Morderców młodocianej transprostytutki szuka empatyczna policjantka Ewelina, ludzka twarz organów ścigania. Komisarz Żakowski, niegdyś wtyka gangsterów, nawrócił się pod każdym względem – religijnym i morale zawodowego. Mamy dewelopera Daniela, który przedstawia się jako Anioł Biznesu, choć może być czyścicielem kamienic. Na głównoplanową postać wyrasta diler Kurtka i gdy on jest przy głosie (rozdział „Domestos haze”), a nawija nieprawdopodobnym slangiem, o jakim nie śniło się git-ludziom, Żulczykowi można przyznać tytuł mistrza mowy polskiej. Oczywiście większość trzeba wypikać.

„Dawno temu w Warszawie”. Świat Książki, 2023

„Dawno temu w Warszawie”. Świat Książki, 2023

Pisarzowi udało się też stworzyć tyle wiarygodną, ile przewrotną metaforę chorego społeczeństwa. Z jednej strony portretuje czas pandemii, z drugiej zaś każdy, kto robi wrażenie chorego na Covid, może być ćpunem w gorączce głodu, który nie wytrzymał samotności lub skoszarowania w rodzinie. Choroba to choroba. Stąd gigantyczne zapotrzebowanie na świetliki, czyli dragi silniejsze od heroiny, będące w mroku pandemii przedmiotem pożądania zarówno młodych hedonistów, jak i schorowanych seniorów.

Pierwowzorem świetlików jest oxycontin, produkowany w Ameryce legalnie, a mający na koncie setki tysięcy ofiar. To ważny w książce paradoks. Przez powieść Żulczyka przewalają się bowiem tony dragów, ale chodzi przecież o coś więcej: jak urządzić społeczeństwo, by nie czuło potrzeby odcinania się od rzeczywistości, którą ciężko znieść. Żeby świat był lepszy zwłaszcza dla dzieciaków.

Na koniec łyżka dziegciu. Są autorzy, którym sukces daje absolutne panowanie nad wydawcami i redaktorami, tylko nie nad sobą, a czas premiery goni. Powieść Żulczyka ma osiemset stron, a gdyby była krótsza, mniej byłoby farmazonów.

Oczywiście, są czytelnicy, którzy uzależnią się od każdej strony. W serialu, jeśli powstanie, pewnie wszystko będzie grać, i będzie to czas, który nazwiemy „Dawno temu w Warszawie”.

Wozy bojowe, jednostka antyterrorystyczna, pięć spektakularnych nalotów policji na imprezy gangusów, ich ruskie „psy wojny”, strzelanina w Sky Bar, demonstracja po orzeczeniu Trybunału Konstytucyjnego w sprawie aborcji, gala MMA oraz w teatrze z udziałem prezydenta Warszawy – to wszystko zobaczymy w serialowej ekranizacji powieści „Dawno temu w Warszawie”. Co najmniej!

Na razie czytelnicy mogą sobie to wyświetlić w wyobraźni. Prawdę, która uwiarygodnia fikcję, a także fikcję, która przemienia się w prawdę, podgrzewając temperaturę lektury do poziomu, który w tabloidach i portalach WWW nazywa się klikalnością.

Pozostało 91% artykułu
Literatura
"To dla Pani ta cisza" Mario Vargasa Llosy. "Myślę, że powieść jest już skończona"
Literatura
Zbigniew Herbert - poeta-podróżnik na immersyjnej urodzinowej wystawie
Literatura
Nagroda Conrada dla Marii Halber
Literatura
Książka napisana bez oka. Salman Rushdie po zamachu
Materiał Promocyjny
Klimat a portfele: Czy koszty transformacji zniechęcą Europejczyków?
Literatura
Leszek Szaruga nie żyje. Walczył o godność