Michał Szułdrzyński: W co gra prezydent Andrzej Duda

Ostatnie działania Andrzeja Dudy są mało czytelne. Raz wykonuje gest pod adresem Jarosława Kaczyńskiego, by potem uśmiechać się do Donalda Tuska. Czyżby w najbliższym czasie ze strony Pałacu Prezydenckiego czekało nas jeszcze więcej niespodzianek?

Publikacja: 18.12.2023 16:41

Prezydent Andrzej Duda wysyła swoim postępowaniem całkowicie sprzeczne sygnały

Prezydent Andrzej Duda wysyła swoim postępowaniem całkowicie sprzeczne sygnały

Foto: AFP

Prezydent Andrzej Duda wysyła swoim postępowaniem całkowicie sprzeczne sygnały. Z jednej strony podczas inauguracji Sejmu X kadencji 13 listopada wygłosił mowę sugerującą, że oto on będzie prawdziwym liderem opozycji. Chwilę później powierzył Mateuszowi Morawieckiemu niewykonalną misję znalezienia większości choć już dzień po wyborach 15 października było wiadomo, kto może liczyć na ile głosów w tym Sejmie.

I to przez Andrzeja Dudę przekazanie władzy rządowi Donalda Tuska odbyło się ostatnim możliwym konstytucyjnie terminie – trwało ponad osiem tygodni. W tym sensie prezydent uczestniczył całkiem świadomie w dwumiesięcznym procesie psucia państwa, w czasie którego odszedł jeden rząd, przyszedł drugi, tymczasowy, przyjął pensje i odprawy, i dopiero potem resorty objęli ministrowie mający poparcie w tym Sejmie.

Czytaj więcej

Zmiany w TVP jeszcze przed świętami. Tak rząd Tuska planuje odbić media publiczne

Dlaczego prezydent podpisał ustawę o refundacji in-vitro, przeciw której protestowali biskupi?

Równocześnie gdy, w ubiegły poniedziałek, Donald Tusk został wyznaczony przez Sejm na premiera, Andrzej Duda zaprosił go na herbatkę i godzinną rozmowę i fotografował się z nim uśmiechnięty. Również uroczystość zaprzysiężenia nowego rządu 13 grudnia w Pałacu Prezydenckim przebiegła w pozytywnej atmosferze i choć prezydent przypomniał, że ma prawo weta, raczej próbował zaznaczyć pola do współpracy z gabinetem Donalda Tuska.

I w tym samym czasie zaprzysiągł również – mimo protestów środowisk walczących o niezależność sądownictwa – kolejnych sędziów wskazanych przez tzw. neo-KRS. Biorąc uwagę, że kwestie praworządności dla Donalda Tuska ale i dla nowego ministra sprawiedliwości Adam Bodnara są kluczowe, gest prezydenta pogłębia przepaść między głową państwa a nową koalicją w kontekście rządów prawa.

W ostatni piątek zaś podpisał ustawę o refundacji in-vitro, mimo że część środowisk katolickich mocno go od tego odwodziła. W tej sprawie pojawiło się zresztą sporo nieporozumień. Sytuację Dudy porównywano do sytuacji Bronisława Komorowskiego. Gdy ówczesny prezydent podpisał ustawę o in vitro, część biskupów odmawiała mu prawo do przyjmowania Komunii Św. w kościołach. Sytuacje są o tyle nieporównywalne, że obecna ustawa nie zmienia statusu prawnego procedury zapłodnienia pozaustrojowego, a poprzednia to robiła. Przed 2015 rokiem w sprawie in vitro panowała wolna amerykanka, bo sprawa nie była właściwie uregulowana. Przepisy przyjęte jeszcze przez Platformę, były dość konserwatywne, stawiając surowe warunki postępowania z ludzkimi zarodkami, ale dopuszczały prawnie procedurę, którą Kościół uważa za niemoralną. Ustawa, którą teraz podpisał Duda, daje jedynie ministerstwu zdrowia możliwość przeznaczenie środków dla par starających się o dziecko również o refundację in vitro. Oczywiście z punktu widzenia nauczania Kościoła prezydent podjął decyzję o przeznaczeniu środków wszystkich podatników na stosowanie metody, która zgodnie z nauczaniem Kościoła jest niezgodna z zasadami moralnymi. Niemniej prezydent wykonał gest w stronę centrum, który może go kosztować poparcie wśród twardych prawicowych wyborców.

Dlaczego prezydent Andrzej Duda chce sobie zostawić otwarte pole gry na scenie politycznej?

Pytanie tylko, w co gra prezydent w tej chwili. Nie potrzebuje walczyć o reelekcje, bo nie może ponownie starać się o urząd prezydenta. W pierwszych dniach sierpnia 2025 wyprowadzi się z Pałacu Prezydenckiego i przejdzie jako 52-latek na polityczną emeryturę. Duda z pewnością pamięta, że wizerunkowo jego były szef, prezydent Lech Kaczyński, przegrał spór z Donaldem Tuskiem w czasie poprzedniej kohabitacji. A i tak Lech Kaczyński był politykiem nieporównanie cięższej wagi politycznej niż Duda, który wtedy był młodym ministrem w kancelarii. Po ośmiu latach swej prezydentury, po tym, jak mocno Duda był zaangażowany w skok PiS na sądownictwo, a wreszcie po wyborach, w których wyborcy powiedzieli obozowi PiS „nie” Duda nie ma zbyt wielu szans na to, by politycznie wygrać zwarcie z Tuskiem. Na czym więc polega jego działanie?

Jestem gotów postawić tezę, że Duda chce sobie zostawić otwarte różne opcje tak długo, jak to tylko będzie możliwe. Jest przecież świadom kryzysu, jaki trwa w PiS, widzi w jakiej formie jest Jarosław Kaczyński, który w geście wściekłości wbiega na sejmową mównicę i krzyczy, że Tusk jest niemieckim agentem.

Czytaj więcej

Artur Bartkiewicz: PiS wciąż nie rozumie, dlaczego przegrał i dlatego grożą mu kolejne porażki

Wie też doskonale, że jeśli Kaczyński nie zrozumie przyczyn wyniku wyborów 15 października, po wyborach samorządowych i europejskich 2024 roku z prawicy nie będzie co zbierać. Wydaje się więc, że Duda postanowił przeczekać ten czas i nie spalić żadnego z mostów. To zaś może oznaczać, że w najbliższym czasie może nas czekać ze strony Pałacu Prezydenckiego jeszcze sporo niespodzianek.

Prezydent Andrzej Duda wysyła swoim postępowaniem całkowicie sprzeczne sygnały. Z jednej strony podczas inauguracji Sejmu X kadencji 13 listopada wygłosił mowę sugerującą, że oto on będzie prawdziwym liderem opozycji. Chwilę później powierzył Mateuszowi Morawieckiemu niewykonalną misję znalezienia większości choć już dzień po wyborach 15 października było wiadomo, kto może liczyć na ile głosów w tym Sejmie.

I to przez Andrzeja Dudę przekazanie władzy rządowi Donalda Tuska odbyło się ostatnim możliwym konstytucyjnie terminie – trwało ponad osiem tygodni. W tym sensie prezydent uczestniczył całkiem świadomie w dwumiesięcznym procesie psucia państwa, w czasie którego odszedł jeden rząd, przyszedł drugi, tymczasowy, przyjął pensje i odprawy, i dopiero potem resorty objęli ministrowie mający poparcie w tym Sejmie.

Pozostało 85% artykułu
Komentarze
Michał Szułdrzyński: Powódź w Polsce. Ktoś tu gra na polityczną polaryzację
Komentarze
Michał Szułdrzyński: A co, jeśli skan tęczówki wpadnie w oko przestępcom?
Komentarze
Michał Płociński: Donald Tusk może gorzko pożałować swojego uspokajania ws. powodzi
Komentarze
Jędrzej Bielecki: Komisja bez politycznej mocy. Nie rząd, lecz znowu sekretariat Europy
Materiał Promocyjny
Zarządzenie samochodami w firmie to złożony proces
Komentarze
Michał Szułdrzyński: Wypadek na Trasie Łazienkowskiej, wypadek na A1, czyli zgubne skutki „trybu Boga”