Artur Bartkiewicz: Nie pozwólmy złu wygrać w ciszy. Z tą Rosją nie mamy o czym rozmawiać

Zło wygrywa w ciszy i przy obojętności, dlatego nie możemy pozwolić, by obrazy rosyjskich zbrodni na Ukrainie nam spowszedniały. Jeśli tak się stanie – Władimir Putin wygra, nawet jeśli nie zrealizuje wszystkich celów jakie stawiał sobie 24 lutego 2022 roku.

Publikacja: 04.03.2023 18:15

Ruiny bloku trafionego rosyjską rakietą w Zaporożu

Ruiny bloku trafionego rosyjską rakietą w Zaporożu

Foto: AFP

W nocy z 1 na 2 marca rosyjska rakieta – prawdopodobnie wystrzelona przez zestaw przeciwlotniczy S-300 trafiła w pięciopiętrowy blok mieszkalny w Zaporożu. Stolica obwodu zaporoskiego to miasto, które przed wojną liczyło ok. 700 tysięcy mieszkańców – a więc niewiele mniej, niż np. w Krakowie. To nie miasto-twierdza, nie jakiś niewielki ośrodek miejski, w którym najważniejszym obiektem jest jednostka wojskowa, to nie jest nawet miasto, o które obecnie toczą się walki. Tym bardziej niezrozumiałe jest, dlaczego Rosjanie uznali, iż właśnie na to miasto warto zrzucić pocisk S-300 – który, w roli pocisku ziemia-ziemia, nie jest pociskiem precyzyjnym i może równie dobrze trafić w podstację elektryczną, jak w blok mieszkalny czy przedszkole.

Pod gruzami bloku w Zaporożu zginęło pięć osób, a los siedmiu pozostaje nieznany. To kolejne niepotrzebne ofiary bezsensownej wojny rozpętanej przez człowieka, który mentalnie utknął w połowie XX wieku. Ale ogrom zbrodni popełnianych przez Rosjan w czasie wojny jest tak wielki, że powoli zaczynają one wszystkim powszednieć. Dlatego o trafieniu przez pocisk S-300 w blok w Zaporożu było znacznie ciszej niż o uderzeniu rakiety przeciwokrętowej Ch-22 w blok w Dnieprze, co z kolei nie wstrząsnęło światem tak bardzo jak zbrodnie ujawnione w Buczy. Ba, 24 lutego 2022 roku wstrząsały nami obrazy samych eksplozji w Kijowie – a dziś zmasowane ataki powietrzne na cele na całej Ukrainie coraz częściej ledwie zauważamy.

Czytaj więcej

Rozliczenia po rosyjskim ataku i zniszczeniu bloku w Dnieprze. Ukraiński doradca w ogniu krytyki

Władimir Putin chciał blitzkriegu na Ukrainie. Kiedy to mu się nie udało przeszedł do planu „B”. Chce nas wojną na Ukrainie zmęczyć. Znużyć. Sprawić, że nam ona spowszednieje, że przestaniemy ją zauważać i zajmiemy się innymi sprawami. A wtedy Rosja zacznie sączyć swój jad, przekonywać, że to niepotrzebna wojna, że przecież można ją skończyć, wystarczy przestać wspierać Ukrainę, oddać Rosji co zabrała – i znów będziemy tankować tanią benzynę i ogrzewać się tanim gazem. Znów zacznie się wielki bal. Aż do czasu, gdy Rosja będzie gotowa sięgnąć po więcej.

Wojna na Ukrainie zakończy się zapewne jakimś porozumieniem, ale jakie by ono nie było, nie może zmienić naszego stosunku do Rosji

Jeśli nie chcemy żyć w świecie, w którym ludzie zasypiając nie wiedzą, czy nie obudzą się pod gruzami własnego domu trafionego zbłąkaną rakietą, w którym dzieci spędzają noce w piwnicach wzdrygając się na dźwięk każdego hałasu, w którym widmo wojny wisi nad każdym, kto zostanie uznany za atrakcyjny łup dla autorytarnych mocarstw – nie możemy przejść do porządku dziennego nad żadną rosyjską rakietą spadającą na ukraiński blok, szkołę, przedszkole czy szpital. Nie możemy uznać, że tak po prostu jest i czekać tylko na szansę, by dogadać się jakoś z Moskwą. Jeśli bowiem tak się stanie, wówczas śmierć mieszkańców Zaporoża, Dniepru, Buczy, Irpienia i setek innych ukraińskich miast, miasteczek i wiosek pójdzie na marne. A cały koszmar, który obserwujemy dziś, powtórzy się za 5, 10 albo 15 lat. Gdy Rosja zbierze siły, albo inne autorytarne mocarstwo pójdzie w jej ślady.

Zachód zawdzięcza długie dekady pokoju po II wojnie światowej temu, że nikt w 1943 czy 1944 roku nie zdecydował się dogadać z III Rzeszą i Adolfem Hitlerem i nie wrócił do business as usual z III Rzeszą. Nie, Niemcy wróciły do rodziny europejskich państw dopiero po zmianie reżimu i denazyfikacji. Los Rosji musi być taki sam. Wojna na Ukrainie zakończy się zapewne jakimś porozumieniem, ale jakie by ono nie było, nie może zmienić naszego stosunku do Rosji. Moskwa musi być dalej duszona sankcjami, izolowana, musi pozostać dla nas pariasem. Do czasu aż stanie się inna.

Jesteśmy to winni pogrzebanym pod gruzami własnych domów Ukraińcom.

W nocy z 1 na 2 marca rosyjska rakieta – prawdopodobnie wystrzelona przez zestaw przeciwlotniczy S-300 trafiła w pięciopiętrowy blok mieszkalny w Zaporożu. Stolica obwodu zaporoskiego to miasto, które przed wojną liczyło ok. 700 tysięcy mieszkańców – a więc niewiele mniej, niż np. w Krakowie. To nie miasto-twierdza, nie jakiś niewielki ośrodek miejski, w którym najważniejszym obiektem jest jednostka wojskowa, to nie jest nawet miasto, o które obecnie toczą się walki. Tym bardziej niezrozumiałe jest, dlaczego Rosjanie uznali, iż właśnie na to miasto warto zrzucić pocisk S-300 – który, w roli pocisku ziemia-ziemia, nie jest pociskiem precyzyjnym i może równie dobrze trafić w podstację elektryczną, jak w blok mieszkalny czy przedszkole.

Pozostało 82% artykułu
Komentarze
Michał Szułdrzyński: A co, jeśli skan tęczówki wpadnie w oko przestępcom?
Komentarze
Michał Płociński: Donald Tusk może gorzko pożałować swojego uspokajania ws. powodzi
Komentarze
Jędrzej Bielecki: Komisja bez politycznej mocy. Nie rząd, lecz znowu sekretariat Europy
Komentarze
Michał Szułdrzyński: Wypadek na Trasie Łazienkowskiej, wypadek na A1, czyli zgubne skutki „trybu Boga”
Materiał Promocyjny
Wpływ amerykańskich firm na rozwój polskiej gospodarki
Komentarze
Artur Bartkiewicz: Powódź 2024. Fundusz Sprawiedliwości i wozy strażackie, czyli czego nie rozumie Suwerenna Polska