Na początek coś pozytywnego. Jak na nasz świat, samolubny, interesowny, nieczuły, reakcja na agresję Rosji na Ukrainę jest zaskakująco stanowcza. W najnowszej historii nigdy tyle państw, tyle firm, tyle instytucji i tylu obywateli nie poświęciło tak wiele, by pomóc zaatakowanemu krajowi. Ale na tym zachwyt się kończy. Oczywiście nie dotyczy to zwykłych ludzi, którzy niosą pomoc innym zwykłym ludziom – ofiarom Rosjan, w tym zwykłych.
Sankcji jest za mało. Było ich za mało zaraz po rozpoczęciu tej wojny, może dlatego, że nie było jasne, czy się zaraz nie skończy. Było ich za mało, gdy miliony przerażonych Ukraińców ruszyły na Zachód. I opowiedzieli nam, dlaczego musieli uciekać. Było ich za mało po tym, gdy dowiedzieliśmy się o setkach ofiar cywilnych w oblężonym (wciąż) Mariupolu. I będzie ich za mało teraz, po odkryciu masowych grobów w Buczy.
Czytaj więcej
NATO szykuje się na długotrwałe wojskowe wsparcie dla Ukrainy. A Unia Europejska nakłada sankcje na córki Putina.
Niestety, wszystko wskazuje na to, że będzie ich za mało także wtedy, gdy dowiemy się o kolejnych rosyjskich zbrodniach wojennych.
Świat zachodniej polityki przyjął zasadę dawkowania sankcji (a niezachodni, czyli sześć siódmych całości, w ogóle w nich nie uczestniczy). Stopniowe dodawanie na czarne listy Rosjan z krwią na rękach. Blokowanie kolejnych banków. Wprowadzanie zakazów na import kolejnych towarów i surowców, i to raczej nie tych, które mają dla finansowania rosyjskiej machiny wojennej największe znaczenie.