Władysław Frasyniuk: Bez wolności politycznej nie ma wolności gospodarczej

Przedsiębiorcy są dziś górą nad politykami, bo coś kreują: miejsca pracy, postęp. Jesteśmy przewidywalni i stabilni – mówi Władysław Frasyniuk, legenda Solidarności, a teraz przedsiębiorca, właściciel firmy transportowej Fracht.

Publikacja: 26.04.2023 03:00

Władysław Frasyniuk: Bez wolności politycznej nie ma wolności gospodarczej

Foto: Wojciech Stróżyk/REPORTER

Poruszył mnie apel Związku Pracodawców Transport i Logistyka Polska solidaryzujący się z kierowcami strajkującymi w Niemczech domagającymi się wypłaty zaległych wynagrodzeń od trzech polskich firm. Tak bardzo dopiekł firmom unijny pakiet mobilności, że niektóre nie płacą?

Tam, gdzie przed pakietem mobilności rzetelnie stosowano kodeks pracy, koszty pracy wzrosły o 20 proc., a tam, gdzie go omijano, wzrost jest 80-proc. I ta część przewoźników ma problem z powrotem z szarej strefy. W dodatku pakiet jest mocno skomplikowany, bo kierowca raz jest pracownikiem delegowanym, a raz nie. U mnie, a ja jestem średnią firmą, jedna osoba monitoruje czas pracy kierowców i pod koniec miesiąca ciężko pracuje w nadgodzinach, by wyliczyć wynagrodzenia, które im się należą.

Zabraliśmy głos jako związek pracodawców, bo w Polsce jest przyzwolenie dla działania poza prawem, a także dlatego, że to nieuczciwa konkurencja, szczególne uciążliwa w czasach inflacji i kryzysu. Po I kwartale firmy wożące dobra konsumpcyjne widzą, że ta produkcja radykalnie spadła. Mówiąc wprost: brakuje towarów do przewożenia.

ZUS, urzędy skarbowe mówią przy tym, że brak im rozporządzeń, wytycznych, jak mają kontrolować wykonanie pakietu mobilności. A wtedy wszyscy, którzy pracują uczciwie, a jest ich 90 proc., uchodzą za naiwniaków. Nie dość, że państwo nie jest w takiej sytuacji naszym partnerem, to – nie reagując – pozwala na psucie wizerunku polskich transportowców w Europie Zachodniej. Wśród obywateli umacnia się wrażenie, że przedsiębiorca to taki cwaniak jak ten od respiratorów. Także politycy, mówiąc, że pierwszy milion trzeba ukraść, utrwalają przekonanie, że nie warto być uczciwym.

Zbliżają się wybory. Jakie postulaty ma pan do polityków jako przedsiębiorca?

Pierwszym postulatem jest zmiana rządu, który dewastuje dialog społeczny, umiejętność komunikacji i zdolność do współpracy, czyli to wszystko, co najważniejsze dla rozwoju. My, przedsiębiorcy, oczekujemy wspólnego działania od tych polityków, którzy odwołują się do państwa prawa i zasad demokracji. Niestety, jako obywatele nie mamy poczucia, że oni są w stanie razem tworzyć synergię i wartość dodaną. Wszyscy, którzy unikają wspólnych działań, de facto grają na PiS.

Wolna Polska ma u podstawy dwa nurty: liberalny i socjaldemokratyczny. Ja jestem związany z nurtem liberalnym, dla którego bez wolności politycznej nie ma wolności gospodarczej. Z kolegami z nurtu socjaldemokratycznego możemy się spierać o wysokość podatków czy sposób ich redystrybucji, ale najbardziej istotny fundament – wolność, także ta osobista, jest dla jednych i drugich ten sam.

Drugi postulat to usunięcie prezesa NBP. Wszyscy płacimy gigantyczną cenę inflacji.

Prof. Andrzej Sławiński i Stanisław Kluza policzyli, że oszczędności obywateli i firm straciły ponad 150 mld zł na wartości.

Dlatego prezes NBP powinien zostać odwołany w pierwszych dniach po wyborach.

A jest taka możliwość prawna?

Powiem coś niepopularnego, ale musimy uciekać od kultu słabości, który jest obecnie powszechny w życiu, a szczególnie widoczny w życiu opozycji demokratycznej. Starszy pan Jarosław Kaczyński w pięć minut podjął decyzję o zamknięciu granicy (przed towarami rolnymi z Ukrainy – red.), nie oglądając się na konstytucję, prawo polskie i unijne. Mamy taką oto sytuację, iż Adam Glapiński sprawuje swoją drugą kadencję niezgodnie z polskim prawem. Skoro po wyborach mamy przywracać państwo prawa, skorzystajmy z zasady, że decyzje podjęte z jego naruszeniem są nieważne. Słabość nie może być cnotą. Obywatele oczekują od polityków umiejętności podejmowania decyzji.

Oczywiście oczekiwałbym też przedstawienia przez polityków planów na pierwsze 100 dni rządu. A długofalowo – obniżenia VAT z 23 do 21 proc. Podniesiono go czasowo i ten czas nadzwyczajny trwa w nieskończoność. Trzeba też obniżyć podatki dochodowe. Nie mogą ograniczać działalności obywateli. Często słyszę: popracowałbym więcej, ale nie opłaca mi się, bo wpadnę w wyższy próg. To ważne psychologicznie, bo ludzie muszą mieć satysfakcję z pracy.

Polska powinna wejść do strefy euro. Pozbycie się ryzyka walutowego zapewni stabilność budżetom firm i konsumentów. To nasza szansa, a nie koszt.

My, przedsiębiorcy, jesteśmy też zainteresowani inwestycjami w edukację. Jej jakość dramatycznie spada i to zarówno w szkołach średnich, jak i wyższych. Jesteśmy też za modernizacją systemu ochrony zdrowia.

Przedmiotem sporu będzie pewnie polityka socjalna państwa. Przedsiębiorcy są zainteresowani np., aby państwo oferowało taką pomoc matkom, by mogły wrócić do pracy jak najszybciej. Powrót po roku jest problemem, bo wypadają one z rynku pracy. W swojej firmie obserwowałem dramaty, gdy pracownice będące wcześniej w pierwszej trójce najlepiej profitujących, po ponad roku nie umiały się odnaleźć i same się zwalniały.

Wspomniał pan o embargu na żywność z Ukrainy w odpowiedzi na protesty rolników. Czy pan jako transportowiec nie boi się ukraińskiej konkurencji?

My, przedsiębiorcy, nie boimy się konkurencji, każdego dnia musimy się z nią zmagać. Jeśli nam w tym konkurowaniu czegoś brakuje, to zasad. I kogoś, kto pilnuje, by były respektowane. Dwie grupy zawodowe – rolnicy i górnicy – bez skrupułów wychodzą na ulicę i krzyczą: nie sprzedaliśmy, zapłaćcie, dopłaćcie. Ale nie ma przecież producentów lodówek, cementu czy mebli, który by żądali dopłat, bo mają problem ze zbytem. Niestety, nie słyszę polityków, którzy by w sprawie żywności z Ukrainy stanęli w obronie konsumentów.

Protesty rolników na granicy psują nasze relacje z Ukrainą, a to przecież Polska stoi najbliżej linii frontu. Podstawiamy nogę wszystkim bohaterskim ukraińskim żołnierzom. A czy ja się boję tej konkurencji? Tadeusz Mazowiecki mówił, że jest demokracja i demokracja sondażowa. Dzisiaj nie ma demokracji, są sondaże. Jeśli zrobimy badania, to pewnie wyjdzie, że 70 proc. pytanych nie chce ukraińskiego zboża, ale gdyby zapytać, czy chcą tańszej żywności dzięki importowi z Ukrainy, to tyleż samo byłoby za.

Ekonomiści mówią, że tanie surowce rolne to szansa dla naszego przetwórstwa spożywczego.

Jeśli będą czytelne zasady i czas na dostosowanie do nowych relacji, to tania żywność może okazać się szansą, nie zagrożeniem. Przykład z mojej branży: gdy wchodziliśmy do UE, niemieckie firmy mające po kilkaset samochodów rezygnowały z transportu. Już wiedziały, że będzie on w gestii biedniejszych krajów, bo to najbardziej ryzykowna część logistyki: wysokie koszty środków transportu, ryzyko związane z człowiekiem, który siada za kierownicą. Jedna z tych niemieckich firm zmniejszyła liczbę pojazdów z 600 do kilkudziesięciu, które pełnią dziś rolę „karetek ratunkowych” – są wykorzystywane w nieprzewidzianych sytuacjach, ale w efekcie rentowność tych firm wzrosła.

Jeśli ma się rozsądny rząd i partnerów w parlamencie, można tworzyć prawo, które pozwoli przygotować się na zmiany i przezbroić. Polscy przedsiębiorcy z pewnością sobie poradzą, bo jesteśmy pokoleniem, które, gdy trzeba, gryzie trawę, ale się nie poddaje. My dzień w dzień walczymy o przetrwanie naszych firm. Moi koledzy z Niemiec to trzecie, czwarte pokolenie prowadzące firmy, my cały czas jesteśmy pionierami. Mamy w sobie nieprawdopodobną siłę przetrwania. I to jest nasza przewaga.

Nie boi się pan zmian w UE w ramach polityki klimatycznej, np. odejścia od silników spalinowych?

Postęp jest nieuchronny. Nie reaguję strachem. Zagrożeniem nie jest ciężarówka elektryczna cztery razy droższa od normalnej, ale jest nim nieuczciwa konkurencja. Odejście od pojazdów spalinowych oznacza, że koszty transportu wzrosną zapewne trzykrotnie. Nie wiem, czy nas wszystkich na to stać w tej chwili. Zresztą uważam, że silniki elektryczne nie są przyszłością, przyszłością jest wodór. Utylizacja baterii i fotopaneli to też są koszty i obciążenie dla środowiska.

Baterie będą miały przyszłość, gdy ktoś wymyśli takie o 100-krotnie wyższej pojemności. Jeśli do najbardziej zaawansowanej technicznie ciężarówki potrzebna jest bateria o wadze 6–8 ton, to jaki jest interes o tyle zmniejszyć masę przewożonego towaru? Cała Europa mówi: trzeba wydłużyć naczepy i zwiększyć powierzchnię transportową, i to byłaby korzyść dla środowiska i zmniejszenie kosztów transportu.

Ochrona środowiska jest dla mnie ważna, ale dobrze byłoby, by politycy podejmujący decyzje mieli świadomość, jakie koszty te zmiany kreują. Jestem przekonany, że np. rząd niemiecki się do tej zmiany przygotuje i będzie wspierał przedsiębiorców.

A u nas?

Sądzę, iż całe środowisko gospodarcze dobrze wspomina działalność byłych ministrów prywatyzacji, Janusza Lewandowskiego i Wiesława Kaczmarka. 30 lat jestem przedsiębiorcą transportowym, ale nie mogę powiedzieć, by kolejni ministrowie transportu byli naszymi liderami i pozytywnie wpisali się w pamięć. Problem w tym, że polityka się niebywale popsuła.

Nie korci pana, by do niej wrócić?

Nie korci. Uważam, że nasze pokolenie powinno odejść, a ciężar na swoje barki powinno wziąć młodsze. Dylemat polega na tym, że to pokolenie „młodych” ma już 50 lat. A to jeszcze młodsze jest odwrócone od polityki plecami. Bo polityka bez wartości przestała być atrakcyjna, przestała być czymś, co nobilituje.

Przedsiębiorcy biorą dziś górę nad politykami, bo coś kreują: miejsca pracy, postęp. Jesteśmy przewidywalni i stabilni. Chciałbym, by politycy przestali unikać kontaktów z przedsiębiorcami. Nie jesteśmy przestępcami. 30 lat minęło, ale politycy mają opór przed spotkaniami, za każdym razem boją się podejrzeń o korupcję. Nie da się przygotować dobrego prawa ani nawet udanego przetargu, gdy się nie będzie rozumiało biznesu, którego one dotyczą. Dlatego przedsiębiorcy powinni być regularnie zapraszani ma komisje sejmowe, a rząd utrzymywać kontakty z ich organizacjami. Przewidywalność warunków, w jakich działamy, zależy od umiejętności komunikacji. Taki właśnie program powinien zostać wdrożony po wyborach.

Poruszył mnie apel Związku Pracodawców Transport i Logistyka Polska solidaryzujący się z kierowcami strajkującymi w Niemczech domagającymi się wypłaty zaległych wynagrodzeń od trzech polskich firm. Tak bardzo dopiekł firmom unijny pakiet mobilności, że niektóre nie płacą?

Tam, gdzie przed pakietem mobilności rzetelnie stosowano kodeks pracy, koszty pracy wzrosły o 20 proc., a tam, gdzie go omijano, wzrost jest 80-proc. I ta część przewoźników ma problem z powrotem z szarej strefy. W dodatku pakiet jest mocno skomplikowany, bo kierowca raz jest pracownikiem delegowanym, a raz nie. U mnie, a ja jestem średnią firmą, jedna osoba monitoruje czas pracy kierowców i pod koniec miesiąca ciężko pracuje w nadgodzinach, by wyliczyć wynagrodzenia, które im się należą.

Pozostało 92% artykułu
Gospodarka
Scott Bessent będzie nowym sekretarzem skarbu USA
Gospodarka
Szefowa EBOR: Możemy pomóc Polsce w prywatyzacji
Gospodarka
Rosjanie rezygnują z obchodów Nowego Roku. Pieniądze pójdą na front
Gospodarka
Indeks wiarygodności ekonomicznej Polski. Jest źle, ale inni mają gorzej
Materiał Promocyjny
Klimat a portfele: Czy koszty transformacji zniechęcą Europejczyków?
Gospodarka
Margrethe Vestager, wiceprzewodnicząca KE: UE nie potrzebuje nowej polityki konkurencji