Niemal połowa wpływów rosyjskiego budżetu to dochody z eksportu surowców energetycznych. UE już wprowadziła zakaz importu węgla, który ma zacząć obowiązywać na początku sierpnia. Teraz w szóstym pakiecie sankcji wykonuje ogromny krok naprzód, proponując embargo na surowiec, na którym Rosja zarabia najwięcej – ropę naftową i jej pochodne, jak paliwa.
– Będzie to całkowity zakaz importu całej rosyjskiej ropy naftowej, morskiej i rurociągowej, surowej i rafinowanej. Upewnimy się, że wycofujemy rosyjską ropę w sposób uporządkowany, w sposób, który pozwoli nam i naszym partnerom zabezpieczyć alternatywne trasy dostaw i zminimalizuje wpływ na rynki światowe. Dlatego w ciągu sześciu miesięcy wycofamy rosyjską ropę naftową, a do końca roku produkty rafineryjne. W ten sposób maksymalizujemy presję na Rosję, jednocześnie minimalizując szkody uboczne dla nas i naszych partnerów na całym świecie – powiedziała w środę w Parlamencie Europejskim Ursula von der Leyen, przewodnicząca Komisji Europejskiej. Ponadto, KE proponuje dodatkowe opóźnienie, do końca 2023 r., dla dwóch państw o bardzo wysokiej zależności od rosyjskiej ropy i odciętych od morza: Węgier i Słowacji. Jak usłyszeliśmy nieoficjalnie w Brukseli, sprzeciw Węgier wobec tego embarga miał charakter wybitnie techniczny, a nie polityczny. To dlatego Komisja Europejska zgodziła się zaproponować wyjątki dla dwóch krajów. Zarówno te wyjątki, jak i całość pakietu muszą być jednomyślnie zaakceptowane przez 27 państw UE.
Czytaj więcej
Prezydent Rosji Władimir Putin podpisał dekret o odwetowych sankcjach gospodarczych w odpowiedzi na „nieprzyjazne działania niektórych obcych państw i organizacji międzynarodowych”, poinformowały służby prasowe Kreml.
Sprawa całej Unii
Opóźnienie odejścia od ropy nie jest w smak Polsce i państwom bałtyckim, ale to jedyna szansa na uzyskanie jednomyślności w UE. Chodzi nie tylko o Niemcy, które twierdzą, że potrzebują jeszcze kilku miesięcy na zagwarantowanie sobie alternatywnych dostaw, choć i tak dokonały już gigantycznej zmiany: z 35 proc. zależności od Rosji kilka miesięcy temu do 12 proc. obecnie. Ale także o bezpieczeństwo energetyczne wielu innych państw oraz kondycję gospodarczą tych, którzy bez ropy rosyjskiej obyliby się szybciej, ale których gospodarki poważnie ucierpiałyby na szoku, jakiego mogłaby doznać gospodarka niemiecka.
– Recesja w Niemczech to sprawa nie tylko Niemiec, ale całej UE. To dlatego wszyscy chowali się za sprzeciwem Berlina i wpadli w przerażenie, gdy ten poinformował o zmianie stanowiska – mówi nam nieoficjalnie ambasador jednego z państw UE, uczestniczący na bieżąco w dyskusjach o sankcjach wobec Rosji.