64,45 tys. różnego typu firm gastronomicznych działało na koniec 2020 r., wynika z wtorkowej publikacji GUS „Rynek wewnętrzny 2020", co oznacza, że pandemia zmiotła z rynku aż 7,9 tys. podmiotów. Wśród tego grona najwięcej jest barów, których rok do roku ubyło 2,4 tys. (ok. 13 proc.), oraz restauracji – o 2,3 tys. mniej (ok. 12 proc.). Ale z polskich ulic zniknęło też ok. 2 tys. różnego rodzaju budek i punktów z jedzeniem oraz ok. 1 tys. stołówek (tu procentowo spadek był największy – o 23 proc.).
Czytaj więcej
Bary i restauracje odnotowały drastyczny spadek liczby klientów o 90 proc. w trakcie pierwszej odsłony pandemii wiosną 2020 r. i o 60–70 proc. w trakcie kolejnej fali zamknięcia gospodarki.
Można podejrzewać, że główną przyczyną likwidacji tak dużej liczby placówek były problemy z ich bieżącym utrzymaniem. W pierwszym roku pandemii branża była objęta lockodownem (czyli zakazem prowadzenia działalności stacjonarnej, z możliwością sprzedaży jedynie na wynos), przez ponad sześć miesięcy, co w oczywisty sposób odbiło się na jej kondycji finansowej. Łącznie przychody w minionym roku sięgnęły zaledwie 37,6 mld zł, wobec ponad 50 mld zł rok wcześniej. Spadek wyniósł więc aż 26 proc.
Ciekawe, że – jak wynika z danych GUS – większe placówki gastronomiczne, gdzie pracuje dziewięć osób i więcej, ucierpiały bardziej niż te mniejsze. W tym przypadku spadek przychodów sięgnął aż 34 proc., przy czym w woj. małopolskim oraz opolskim spadek ten wyniósł ponad 40 proc. (odpowiednio 41 i 47 proc.).
Na tle gastronomii pandemiczne straty handlu detalicznego wydają się niewielkie. Tu wartość sprzedanych towarów sięgnęła 853,4 mld zł, co oznacza spadek raptem o 1,6 proc. w porównaniu z 2019 r. Przy czym sprzedaż żywności, napojów alkoholowych i wyrobów tytoniowych wzrosła o kilka procent, a spadek odnotowano głównie w przypadku towarów nieżywnościowych – o 5,5 proc. Znacząco mniej niż przed rokiem kupiliśmy samochodów i telewizorów (nawet o połowę mniej), ale też butów, opon, odkurzaczy i rowerów (o ok. 20 proc. mniej).