Po co robić filmy o ludziach, o których powiedziano już wszystko?
Znane są fakty, a mnie one tak bardzo nie interesują. A ja szukam prawdy o człowieku, który ukrywa się za nagłówkami gazet. Próbuję zrozumieć motywy jego zachowań, dramaty, jakie przeżywa w cieniu własnej sławy, często bolesną samotność. W biografii Maradony, którego portretuję w „Diego", emocje, konflikty, mrok i blask podniesione są do sześcianu.
Dostał pan Oscara za „Amy" o Amy Winehouse i brytyjską nagrodę BAFTA za „Sennę" o kierowcy Formuły 1. Dlaczego tak bardzo potrzebujemy ikon?
Dzięki nim czujemy się lepiej. Kiedy Maradona przyjechał do Neapolu, miasto było pogrążone w biedzie i przemocy, a kibice drużyn z Północy wyśpiewywali pełne nienawiści piosenki pod adresem Południa. I nagle, do klubu, który nigdy niczego nie wygrał, dołączył najlepszy piłkarz świata. Pozwolił neapolitańczykom poznać smak triumfu. Obudził w nich dumę. Tyle że kibice, którzy wynieśli go na ołtarze, szybko potrafili go z nich zrzucić.
Bo odegrał już swoją rolę i stał się niepotrzebny?