W fabularnym debiucie Michała Szcześniaka młoda kobieta w laboratorium dokonuje odkrycia, które może przyczynić się do wynalezienia lekarstwa na raka płuc. Wraca do domu nad ranem. I wychodzi na chwilę do sklepu, bo lodówka pusta. Przy wyjściu z bloku stoi mężczyzna. Nagle robi się ciemno.
Potem jest pomieszczenie bez okien. Porywacz rozmawia z kobietą przez głośnik. Nazywa ją Alicją. „Pomyliłeś się – krzyczy ona. – Mam na imię Anna". Ale w dzieciństwie była właśnie Alicją. I jest wizjer, przez który może obserwować, co dzieje się w jej mieszkaniu. Widzi swojego partnera, szukających ją przyjaciół, policjanta, rodziców. Mijają dni, tygodnie, miesiące.
Na myśl przychodzi „Oldboy" Parka Chan-wooka o człowieku więzionym przez 15 lat przez porywacza czy „Pokój" Abrahamsona o kobiecie przetrzymywanej w piwnicy przez gwałciciela. Ale Michał Szcześniak niczego nie kopiuje. Bohaterowie „Fisheye" muszą zmierzyć się z własną przeszłością, z rodzinnymi dramatami, z tajemnicami wypieranymi z pamięci.
Michała Szcześniaka interesują chwile dla człowieka przełomowe. Kilka lat temu w dokumencie „Punkt wyjścia" towarzyszył kobiecie, która siedem lat odsiedziała za morderstwo. Jej stosunek do świata zaczął się zmieniać pod wpływem podopiecznej z domu pomocy społecznej, gdzie pracowała w ramach rehabilitacji. W „Fisheye" umiejętnie buduje napięcie, długo nie wiadomo, kim jest porywacz i czego chce. Przede wszystkim jednak ten film jest spojrzeniem na własne życie. Jakby człowiek, stając się niewidzialny, obserwował bliskich i dostrzegał to, czego zazwyczaj nie widzi.
Julia Kijowska pokazuje całą gamę możliwości, od arogancji i krzyku aż do lęku i cierpienia. Zapominając o swoim emploi uwodziciela, mroczną stronę natury eksploruje Piotr Adamczyk. Dobre role tworzą Ewa Błaszczyk i Wojciech Zieliński.