Na temat mrukliwości zmarłego dwa lata temu autora „Tanga" krążyły legendy. Dziwiły mnie również dlatego, że mając okazję pracować przez tydzień w jury festiwalu R@port pod kierownictwem Sławomira Mrożka, miałem zaszczyt odczuć, że gdy chce, rozmawia, żartuje, a nawet odgrywa różne komiczne sytuacje z przeszłości.
Znakomity również pod względem artystycznym dokument Pawła Chary, sekretarza pisarza w ostatnich jego latach, przekonuje, że ludzie, których towarzystwo wybrał Mrożek – mogli liczyć na żywiołowego rozmówcę. Pomimo skutków afazji, którą boleśnie przeszedł.
Latem minionego roku na Krakowskim Przedmieściu można było oglądać niesamowite portrety Mrożka autorstwa Pawła Chary. Obrazy w filmie – spaceru po wietrznej plaży, jazdy w słońcu przez pola do rodzinnego Borzęcina – są równie sugestywne.
I są niepowtarzalne dlatego, że fotograf zaskarbił sobie zaufanie Mrożka, a tym samym dostęp do jego prywatności. Oglądamy pisarza wbrew stereotypom i plotkom szczęśliwego i spełnionego. Niceę jako miejsce stałego pobytu wybrał celowo, by nie musieć komentować każdego wydarzenia z polskiego życia politycznego, które stawały się coraz bardziej nomen omen jak z Mrożka.
Widzimy więc, jak cieszy się rozkoszami stołu, kieliszkiem czerwonego wina, ciepłem ogniska i podśpiewuje radośnie pod nosem przeboje młodości, w tym, jakżeby inaczej, tanga. A kiedy miał ochotę, przylatywał do Polski, dobierając starannie rozmówców.