Pułapka średniego rozwoju, Wilczek pilnie potrzebny

Nie jesteśmy skazani przez historię i geografię na dreptanie za zachodnim sąsiadem.

Aktualizacja: 12.05.2015 23:27 Publikacja: 12.05.2015 22:14

Andrzej Sadowski

Andrzej Sadowski

Foto: Rzeczpospolita

Okoliczności biznesowe skłoniły polskiego przedsiębiorcę do zainwestowania w fabrykę w USA. Doznał szoku, kiedy władze i ich służby administracyjne robiły wszystko, aby jak najszybciej mógł uruchomić biznes. Fabryka kosztowała zauważalnie mniej niż w Polsce i w znacznie krótszym czasie udało się ją uruchomić. Problem nie tkwi, jak widać, w polskich przedsiębiorcach i polskiej gospodarce – sama z siebie nie wpadła w tzw. pułapkę średniego rozwoju, o której rozwodzą się politycy i ekonomiści. Jeżeli w niej jest, to oznacza, że ktoś musiał tę pułapkę na gospodarkę zastawić. Przez dekady robił to nie kto inny, tylko politycy. Nie ma powodu, aby polscy przedsiębiorcy nie byli traktowani po ludzku, tak jak w USA, również we własnej ojczyźnie.

Money for nothing

Rząd zachowuje się jak ubogi obywatel, który nieoczekiwanym zrządzeniem losu wygrywa główną nagrodę. Komunikacja rządu z obywatelami sprowadza się do informowania o wydawaniu pieniędzy, które traktowane są jak loteryjna wygrana. O nic nie trzeba dbać, bo jest jakaś, choć wyłącznie w wyobraźni rządzących, góra pieniędzy do wydania. Cała strategia rozwoju przypomina zachowanie utracjusza, który wchodząc w posiadanie fortuny, nie przejmuje się już przyszłością i nie przyjmuje do wiadomości, że pieniądze skończą mu się szybciej, niż sobie wyobraża.

Rząd stawia znak równości między wydaniem tych pieniędzy a dobrobytem. Stefan Kisielewski dawno temu przestrzegał, że rząd, który zabiera się do wszystkiego, niech się później nie dziwi, że jest pociągany do odpowiedzialności za wszystko.

Polacy w 1988 roku, kiedy przywrócono w naszym kraju wolność gospodarczą, mieli w przysłowiowych materacach bardzo ograniczone oszczędności – ok. 2 mld dolarów. Wystarczyła niebywała pracowitość i przedsiębiorczość, która rozkwitła w warunkach wolności gospodarczej, oraz rząd, który nie przeszkadzał, aby Polska stała się światowym symbolem gospodarczego tygrysa. Polacy sami byli twórcami największego od kilku stuleci gospodarczego sukcesu własnego kraju.

Im mniej rządzący rozumieli, wokół czego Polacy na co dzień tak się krzątają, tym szybciej rósł powszechny dobrobyt. Szczęśliwie wówczas aktywność rządu zatrzymała się na tzw. wskaźnikach makro i przedsiębiorstwach od czasów PRL do niego należących. Wskaźniki makro to nic innego, jak suma tych mikro, których najzwyczajniej nie umiano powiązać z aktywnością planktonu gospodarczego, jak trafnie nazwał małe firmy Krzysztof Dzierżawski.

Kilka lat względnego spokoju firm, gdy rząd zajmował się doskonaleniem wzoru na podatek od ponadnormatywnego wzrostu płac w swoich przedsiębiorstwach, zaowocowało powstaniem blisko 6 milionów nowych miejsc pracy. Fenomen ten do tej pory nie został szerzej dostrzeżony przez ekonomistów, a co dopiero zrozumiany przez rządzących.

Historia, również ta dobra, może się powtórzyć. Ministrem gospodarki, tak jak blisko trzy dekady temu ministrem przemysłu, w nowym rządzie mógłby zostać spełniony przedsiębiorca, który sukces zawdzięcza wyłącznie talentowi i wierze w słuszność swoich wyborów. Doskonale znałby wszystkie problemy przedsiębiorców. Wiedziałby, co jest potrzebne, aby znów chcieli ponosić ryzyko, stawiać fabryki, otwierać nowe firmy. Znałby na wylot funkcjonowanie każdego urzędu na szczeblu centralnym i samorządowym, wszystkich tych wydziałów architektury, sanepidów, strażaków, zusów i im podobnych. Tylko taki człowiek, co do którego uczciwości oraz oddania sprawom Polski premier oraz społeczeństwo nie będą mieli wątpliwości, obali tyranię status quo i wydobędzie gospodarkę z pułapki tzw. średniego rozwoju.

W dniu zaprzysiężenia premier rządu ogłosi listę gotowych do wprowadzenia do Sejmu aktów prawnych, których celem ma być likwidacja sztucznych, administracyjnych przeszkód w aktywności gospodarczej obywateli. Po latach karmienia się złudzeniami, że pojawi się dobrobyt – a to za sprawą przyjęcia euro, a to wydania unijnych miliardów przez rządzących – nie pozostaje nic innego, jak spróbować najprostszej i sprawdzonej metody. Po prostu, najzwyczajniej nie przeszkadzać oraz bezzwłocznie usunąć nagromadzone przeszkody.

Wprowadzenie ustawy Wilczka było skutkiem bankructwa systemu, obecny plan jest wymuszony rychłym brakiem pieniędzy na emerytury. Pozorną tylko alternatywą jest dalsze podnoszenie podatków na pracę, czyli składek na ZUS, a kolejna fala emigracji nie pozostawia wątpliwości co do ewentualnych konsekwencji takiej decyzji.

Władza jest już powszechnie znienawidzona za obrażanie inteligencji Polaków, którym wcześniej próbowała wmawiać, że obniżka opodatkowania byłaby szkodliwa dla małych firm. W takiej sytuacji tylko obiektywne zmiany na lepsze, polegające na skreślaniu całych ustaw i tysięcy przepisów, gwarantują nowemu rządowi sukces.

Pesymizm nie wygrywa bitew

W 1800 roku nikt nie przewidział, że USA staną się światowym mocarstwem. W latach 70. ubiegłego wieku nikt nie dawał Chinom szans na gospodarczą potęgę. Dziesięć lat później nie przypuszczano, że Irlandia w dwa pokolenia przewyższy poziom dobrobytu Wielkiej Brytanii.

Polsce również nie dawano dużych szans na wyjście z komunizmu, a tym bardziej na największy cud gospodarczy końca XX wieku. To wszystko miało jednak miejsce.

Nie jesteśmy skazani przez historię i położenie geograficzne na dreptanie za naszym zachodnim sąsiadem. Nasza pracowitość oraz zaradność są czymś więcej niż loteryjnym losem, aby zdawać się tylko na przypadek czy łut szczęścia. Niebywała – w porównaniu z innymi europejskimi nacjami – przedsiębiorczość jest mocnym fundamentem polskiego dążenia do dobrobytu pod warunkiem, że upowszechni się w naszym kraju taka wartość, jak dobre rządzenie.

Przy każdym działaniu rządu, parlamentu, prezydenta, urzędu, a także zwykłego kierownika należy uczciwie odpowiedzieć na podstawowe i jedyne pytanie: zwiększa ono czy umniejsza społeczny dobrobyt? W zdecydowanej większości przypadków bardzo łatwo, posługując się logiką formalną i zdrowym rozsądkiem, uzyskać jednoznaczne rozstrzygnięcie.

Polska stanie się w dwa pokolenia oazą dobrobytu. Ci, którzy nie są w stanie sobie tego wyobrazić, utknęli w pułapce średniego rozwoju umysłowego.

Andrzej Sadowski jest prezydentem Centrum im. Adama Smitha – Pierwszego Niezależnego Instytutu w Polsce

Okoliczności biznesowe skłoniły polskiego przedsiębiorcę do zainwestowania w fabrykę w USA. Doznał szoku, kiedy władze i ich służby administracyjne robiły wszystko, aby jak najszybciej mógł uruchomić biznes. Fabryka kosztowała zauważalnie mniej niż w Polsce i w znacznie krótszym czasie udało się ją uruchomić. Problem nie tkwi, jak widać, w polskich przedsiębiorcach i polskiej gospodarce – sama z siebie nie wpadła w tzw. pułapkę średniego rozwoju, o której rozwodzą się politycy i ekonomiści. Jeżeli w niej jest, to oznacza, że ktoś musiał tę pułapkę na gospodarkę zastawić. Przez dekady robił to nie kto inny, tylko politycy. Nie ma powodu, aby polscy przedsiębiorcy nie byli traktowani po ludzku, tak jak w USA, również we własnej ojczyźnie.

Pozostało 87% artykułu
Ekonomia
Nowe funkcje w aplikacji mobilnej mZUS
Ekonomia
Azoty złożyły pierwsze zawiadomienie do prokuratury
Ekonomia
Kredyt konsolidacyjny na 144 miesiące – czy warto?
Ekonomia
Nie straszmy dronami
Materiał Promocyjny
Zarządzenie samochodami w firmie to złożony proces
Ekonomia
Witold M. Orłowski: Putinomics według Tołstoja