Silicon Valley Bank (SVB) złożył w piątek wniosek o ochronę przed wierzycielami. Tydzień wcześniej został przejęty przez Federalną Korporację Ubezpieczania Depozytów (FDIC). Jest on największym amerykańskim pożyczkodawcą, który zbankrutował od 2008 r. Na początku roku zajmował 16. miejsce na liście największych amerykańskich banków, a specjalizował się w obsłudze firm technologicznych. Depozyty trzymało w nim wiele start-upów – nie tylko tych z Doliny Krzemowej. Jego upadek był wywołany przede wszystkim fatalną strategią biznesową.
Czytaj więcej
Tylko pozornie problemy banku z Doliny Krzemowej nie mają nic wspólnego z awanturą, która dokładnie w tym samym czasie wybuchła we Francji z powodu decyzji o zmianie wieku emerytalnego.
Ryzyko bez kontroli
W styczniu 2020 r. SVB miał 55 mld dol. depozytów klientów. Na koniec 2022 r. depozyty w nim sięgały już 186 mld dol. Ów pożyczkodawca mocno korzystał z boomu na giełdowe oferty publiczne, a pieniądze deponowały w nim chętnie tzw. spółki specjalnego przeznaczenia (SPAC), czyli firmy bez aktywów, tworzone tylko po to, by na giełdzie zebrać pieniądze na przejęcia.
SVB wybrał prostą strategię na zagospodarowanie tego napływu kapitału. Inwestował na dużą skalę w amerykańskie obligacje rządowe i papiery oparte na pożyczkach hipotecznych, mające rentowność 1,5 proc. Nie przewidział, że boom na IPO SPAC kiedyś się skończy, ani tego, że portfel obligacji straci na wartości wraz z zacieśnianiem polityki pieniężnej i podnoszeniem stóp procentowych w USA.
– Spośród wszystkich amerykańskich banków miał on największy odsetek papierów wartościowych w stosunku do całkowitych aktywów. Dużo większą niż przeciętnie w branży część jego depozytariuszy stanowili klienci korporacyjni z sektora technologicznego, a odsetek nieubezpieczonych depozytów był jednym z najwyższych w branży. To czyniło SVB szczególnie wrażliwym na odpływ depozytów i na straty rynkowe w przypadku ich odpływu – wskazuje Mark Haefle, dyrektor inwestycyjny w UBS Global Wealth Management.