W środę premier Mateusz Morawiecki zapewniał, że rząd robi wszystko, by w szkole było normalnie – tak jak półtora roku temu. Ów stan ma zapewnić „32 tys. transportów i 500 tirów", które dostarczą do szkół i przedszkoli m.in. 100 tys. termometrów. Będzie można nimi mierzyć gorączkę także dyrektorom, którzy pochylając się nad zmianami w prawie – zarówno tymi planowanymi, jak i tymi, które weszły w życie – robią się chorzy ze strachu.
„Nie będziemy rozmawiać pod nazwiskiem". „Oficjalnie mogę powiedzieć, że jesteśmy świetnie przygotowani do nowego roku szkolnego. A zawdzięczamy to oczywiście naszemu kochanemu ministrowi". „Jeśli będę się odzywał, to jak wejdzie w życie lex Czarnek, nie tylko stracę pracę, ale też trafię do więzienia" – takie odpowiedzi słyszymy od pracowników oświaty, których pytaliśmy o to, jak idą przygotowania do nowego roku szkolnego. O dziwo, nikt nie narzekał na to, że być może trzeba będzie uczyć zdalnie lub hybrydowo. „Zdążyliśmy się już do tego przyzwyczaić" – mówią pedagodzy.
Największe obawy wzbudza tzw. lex Czarnek, czyli projekt zmian w prawie oświatowym zaprezentowany w lipcu tego roku. Zakłada on m.in. możliwość odwołania dyrektora placówki na wniosek kuratora oświaty, zawieszenie działalności szkoły niepublicznej czy wreszcie kary trzech lat więzienia dla dyrektorów „za niedopełnienie obowiązku w zakresie opieki nad małoletnim" i pięciu lat, gdy dojdzie do śmierci małoletniego lub ciężkiego uszczerbku na zdrowiu. Dyrektorzy obawiają się, że te przepisy będą wykorzystywane zwłaszcza wtedy, gdy trzeba będzie zamknąć usta tym, których poglądy nie są spójne z linią władzy.
Nie bez znaczenia jest także to, że dyrektorzy szkół zostali teraz postawieni na pierwszej linii walki z koronawirusem. Pod koniec września mają w nich ruszyć akcje szczepień uczniów – w punktach lub na życzenie rodziców także w szkołach. Te po cichu liczą, że rodzice wybiorą te pierwsze. Tłumaczą to strachem przed antyszczepionkowcami. Obawiają się, że tak jak punkty szczepień w Grodzisku czy Zamościu, także te szkolne mogą stać się obiektem ataku. Niepokoją się też o bezpieczeństwo swoje i rodzin, bo zostali zobligowani do przeprowadzenia akcji promujących szczepienia. A to nie wszystkim może się podobać. Boją się także eskalacji istniejących już od dawna napięć na linii szkoła–rodzice.
Chcemy, by nasze dzieci był odważne i zmieniały świat na lepsze. By miały swoje zdanie, swoje poglądy i potrafiły ich bronić. Pytanie tylko, czy jest szansa na to, by odwagi nauczyły się w szkole od nauczycieli z kneblem na ustach.