Akcja Tęczowy Piątek, którą w 211 szkołach w Polsce organizuje dziś Kampania Przeciw Homofobii, nie jest, niestety, żadną nauką tolerancji. Szkoda, bo taka z pewnością by się przydała. Szczególnie zamiast kolejnej bitwy w ramach kulturowej wojny.
„Wszystko po to, żeby młode lesbijki, geje, osoby biseksualne, transpłciowe, queer i interpłciowe poczuły, że w szkole jest miejsce też dla nich” – tłumaczą organizatorzy. A przy tym utajniają listę szkół, które biorą udział w akcji. Tłumacząc, że chcą, by ten dzień odbył się w przyjaznej dla uczniów i uczennic atmosferze...
Tak naprawdę KPH zdaje sobie sprawę, że ani uczniowie, ani rodzice, ani nawet dyrektorzy szkół nie chcą takiej akcji. Ktoś powie: tak, dyrektorzy nie chcą, bo się boją reakcji – władz, mediów, rodziców. Jednym słowem: zaszczucia. Dlatego KPH nie chwali się nigdzie, która szkoła bierze w akcji udział.
Tylko czy to nie jest właśnie fundamentalny argument przeciw takiej Tęczowemu Piątkowi. To nie żadna nauka tolerancji, bo tu nie ma żadnego dialogu, żadnej współpracy. Wpychanie się na siłę do szkół, wiedząc, że nie jest się tam wcale mile widzianym, nie może być skuteczne. Po co więc to robić? Nie lepiej krok po kroku, na spokojnie zacząć dialog, rozmawiać, szukać zrozumienia i próbować zrozumieć drugą stronę – czyli spotkać się i szukać wspólnego języka?
Właśnie tu jest problem. Kampania Przeciw Homofobii nie chce dialogu, poszukiwań, współpracy. Chce po prostu na siłę narzucać swój przekaz, swoje racje, poglądy, doktrynę. Tu nie ma miejsca na dialog. Bo druga strona jest przecież „zacofana”, podważa jej „naukowe ustalenia”. Zatem szuka wejścia do szkół tylnymi drzwiami, by nikt nie zdążył jej powstrzymać – i w ten sposób chce zacząć „uczyć tolerancji”.