USA pozostają w cieniu
Z naszych informacji wynika, że przychylnym okiem na polski plan patrzy Ameryka, nawet jeśli na sześć tygodni przed wyborami prezydenckimi jej aktywność we wschodniej Europie zmalała. W lutym w Mińsku był sekretarz stanu Mike Pompeo. Zaproponował wtedy prezydentowi Łukaszence rozwój stosunków gospodarczych (w szczególności dostawy nośników energii), Waszyngton miał też po raz pierwszy od dziesięciu lat wysłać do Mińska ambasadora (Julie Fisher). Jednak od tego czasu Amerykanie zmienili front: zdają sobie sprawę, że Łukaszenko nie może już być gwarantem utrzymania suwerenności kraju względem Rosji. Mimo wszystko USA wolą pozostawać w cieniu polskiej inicjatywy, aby nie dawać paliwa białoruskiej propagandzie, że rewolucja jest sterowana z USA.
Protesty na Białorusi wybuchły wieczorem 9 sierpnia, gdy oficjalnie ogłoszono szóste z rzędu „zwycięstwo” Łukaszenki z ponad „80-proc. poparciem”
afp
Nasz kraj stale próbuje też nawiązać kontakt z władzami Białorusi. W pierwszych tygodniach protestów to się udawało poprzez białoruski MSZ, choć już nie resorty siłowe. Z naszych informacji wynika jednak, że po wywiadzie, jakiego 21 sierpnia premier Morawiecki udzielił opozycyjnej platformie Nexta, i te kontakty zostały właściwie zawieszone. Szef rządu chciał poprzez to niezwykle popularne za Bugiem medium zareagować na oskarżenie Aleksandra Łukaszenki o plany przejęcie przez Polskę Grodzieńszczyzny i innych części zachodniej Białorusi.
Groźba aneksji przez Rosję
Mimo to polskie władze wiedzą, że coraz więcej osób na najwyższych szczeblach władzy w Mińsku jest niezadowolonych z obrotu spraw w ostatnich tygodniach. Zdają sobie one sprawę, że niezależnie od dalszego rozwoju wydarzeń Łukaszenko już nigdy nie odzyska dawnej legitymizacji. I pod pewnymi warunkami byłyby skłonne do dialogu z opozycją.
– W otoczeniu prezydenta i jego starszego syna Wiktora (doradca Łukaszenki ds. bezpieczeństwa) są ludzie, którzy całkiem poważnie obawiają się inkorporacji Białorusi przez Rosję. Są patriotami, widzą, co się dzieje i nie chcą stracić kraju. Ale boją się też wykonać jakiś nagły ruch – mówi „Rzeczpospolitej” rozmówca w Mińsku. Polski plan, którego realizacja będzie rozłożona na lata, mógłby im więc odpowiadać.
Już teraz niektórzy członkowie władz otwarcie przeszli na drugą stronę. Jednym z nich jest Paweł Łatuszka, były minister kultury i wieloletni dyplomata (był ambasadorem Białorusi w Polsce i we Francji), który do niedawna zajmował stanowisko dyrektora najstarszego w kraju Teatru im. Janki Kupały w Mińsku. Został zwolniony, gdy poparł protestujących i przystąpił do prezydium powołanej z inicjatywy Swiatłany Cichanouskiej (czołowej rywalki Łukaszenki w wyborach 9 sierpnia) opozycyjnej Rady Koordynacyjnej. Z powodów bezpieczeństwa musiał wyjechać z kraju na początku września.