Kryterium 400 porodów rocznie pojawiło się w uzasadnieniu do pierwszej wersji nowelizacji ustawy o świadczeniach opieki zdrowotnej finansowanych ze środków publicznych. Resort zdrowia wskazał wówczas, że to minimalna liczba porodów, która gwarantuje bezpieczeństwo matki i dziecka oraz jakość świadczenia zgodnie z wytycznymi konsultantów krajowych w dziedzinach ginekologii i neonatologii. Rozwiązanie to spotkało się krytyką dyrektorów szpitali, dlatego po konsultacjach publicznych Ministerstwo zapowiedziało uzupełnienie projektu o kryterium geograficzne uwzględniające odległość, jaka dzieli pacjentkę od najbliższej porodówki. Szczegóły miały znaleźć się w rozporządzeniu. Teraz resort zdrowia rezygnuje z takiego modelu reformowania porodówek.
Czytaj więcej
Zbyt niska wycena porodów powoduje zadłużenie oddziałów ginekologiczno-położniczych. Mowa o milionach złotych, które ciążą na budżetach szpitali.
Rząd PiS zamknął 82 porodówki
Jak tłumaczyła minister zdrowia Izabela Leszczyna, pierwotnie resort – po licznych rozmowach z samorządowcami - postanowił wziąć na siebie odpowiedzialność za ustalenie minimalnej liczby porodów gwarantującej bezpieczeństwo. Znalazło to odzwierciedlenie w projektowanych przepisach ustawy, które zaowocowały jednak niepokoju i fake news’ów na temat likwidacji oddziałów położniczych.
Leszczyna przypomniała, że w latach 2016-2023, kiedy rządziło Prawo i Sprawiedliwość „po cichu, bez krzyku, bez mówienia o tym zbyt głośno” zamknięto 82 porodówki. - My nie robiliśmy z tego żadnej afery, bo jak nie rodzą się dzieci, to trzeba zamknąć oddział, to jest oczywiste – powiedziała.
- My chcemy to zrobić systemowo i w porozumieniu, dlatego postanowiłam zmienić twardo brzmiący przepis w ustawie, że minister zdrowia określi liczbę porodów – dodała.