– Wskaźniki PPS mówią więcej o realnych warunkach życia w danym kraju, pokazują, na ile nas tak naprawdę stać – komentuje Andrzej Kubisiak, wicedyrektor Polskiego Instytutu Ekonomicznego. – Fakt, że udawało się nam osiągnąć w tym zakresie poprawę, może tylko cieszyć. Ale obawiam się, że w tym roku już tak dobrze nie będzie – dodaje.
– Nominalne wynagrodzenia w Polsce powinny w tym roku wciąż dynamicznie rosnąć, średnio o ok. 10 proc. Ale przy ok. 14-proc. inflacji średnio w roku oznacza to realny spadek płac o kilka punktów procentowych – analizuje Jakub Borowski, główny ekonomista Credit Agricole Bank Polska. – Można założyć, że w Unii średnie płace też realnie spadną, ale nie tak mocno jak w Polsce. Tym samym postępów w realnej konwergencji płac w tym roku raczej nie będzie – dodaje Borowski.
Jak duży wpływ może mieć obecna sytuacja na wyrównywanie się poziomów życia w krajach UE? Czy Polska w ogóle ma szansę dogonić np. Niemcy pod względem płac, a jeśli tak, to kiedy? – To pytanie, które wszyscy lubią stawiać, a szczególnie politycy. Ale odpowiedź naprawdę nie jest prosta. Mamy skomplikowane, turbulentne czasy, trudno cokolwiek powiedzieć nawet w średnim terminie, nie mówiąc już o długim okresie. W każdym razie proces gonienia dochodów i wyrównywania poziomu życia do zachodniego to kwestia nie lat, tylko dekad – ocenia Kubisiak.
Podwyżkowe eldorado tylko dla niektórych pracowników
Statystycznie wynagrodzenia rosną w Polsce tak szybko, że pokrywają straty wywołane przez wysoką inflację. Jednak tylko część pracujących, być może połowa, ma szansę na tak wysokie podwyżki. Zwykle są to ci, którzy zmieniają pracę.
Słabe perspektywy
Małgorzata Starczewska-Krzysztoszek z Uniwersytetu Warszawskiego także ocenia, że realna konwergencja jest procesem bardzo żmudnym i bardzo wymagającym. – Przy czym kurs złotego wobec euro to jedno, ale najważniejszym czynnikiem są inwestycje przedsiębiorstw. Gdyby firmy inwestowały bardzo dużo w innowacje, nowe technologie, w robotyzację, itp., czyli we wszystko, co prowadzi do wzrostu wydajności pracy, wynagrodzenia rosłyby realnie znacznie szybciej i szybciej niż dotychczas moglibyśmy gonić Zachód – mówi ekonomistka.
Opinia dla „Rz”
Michał Brzeziński, Uniwersytet Warszawski
W obecnej sytuacji gospodarczej rzeczywiście może dojść do spowolnienia procesu realnej konwergencji, czyli wyrównywania różnic w poziomie życia między krajami UE. Ale nie oznacza to, że ten proces w ogóle się zatrzyma. Moim zdaniem dalej będzie postępować, tyle że coraz wolniej. Im wyższy poziom dochodów Polaków, tym trudniej nadrabiać dystans do krajów rozwiniętych. Jeśli chodzi o takie kraje, jak Hiszpania czy Włochy, które pod względem parytetu siły nabywczej dochodów są od nas bogatsze o ok. 30 proc., to może jesteśmy w stanie je dogonić w perspektywie 15 lat. Ale nie jestem pewien, czy jest to w ogóle możliwe w odniesieniu do takich krajów jak Niemcy, w końcu nawet w starej UE utrzymują się duże różnice. Potrzebowaliśmy przestawienia polskiej gospodarki na wyższy poziom rozwoju, opartego o innowacje. Pytanie, czy jesteśmy w stanie wygenerować trwały tego typu impuls?