Nadal wielu Polaków może narzekać, że ich wynagrodzenia są tak niskie, że nie starczają nawet na podstawowe potrzeby. Jak jednak pokazują dane Głównego Urzędu Statystycznego i Eurostatu, osób, które dostają takie „głodowe wynagrodzenia”, powoli, ale systematycznie ubywa.
Według najnowszych danych opublikowanych w marcu tego roku, a dotyczących 2020 r., w przypadku pracowników najemnych ok. 4,7 proc. z nich jest zagrożonych ubóstwem, podczas gdy dekadę wcześniej wskaźnik ten był niemal dwa razy wyższy i wynosił 7,4 proc. Z kolei dla gospodarstw domowych tworzonych przez pracowników najemnych (w tym ujęciu chodzi nie tylko o osoby pracujące, ale też ich całe rodziny) zagrożenie ubóstwem spadło w ciągu dekady do 10,7 proc. z 16,3 proc., a dla gospodarstwa osób pracujących na własny rachunek – do 7,9 proc. z 9,3 proc.
Groźne zjawisko
Dla porządku trzeba dodać, że wśród pracujących ogółem (do których zalicza się też np. rolników, a to grupa, która jest mocno zagrożona ubóstwem relatywnym) również następuje poprawa, ale nie tak szybko – w ciągu dekady nastąpił spadek z 11,5 do 9,9 proc.
– Niemniej fakt, że skala zjawiska tzw. biednych pracujących w Polsce maleje, może tylko cieszyć – zaznacza Andrzej Kubisiak, wicedyrektor Polskiego Instytutu Ekonomicznego. – Prekaryzacja, czyli sytuacja poczucia braku stabilizacji i silnej niepewności finansowej związanej z niskimi zarobkami, które nie starczają na pokrycie kosztów życia, jest jednym z groźniejszych zjawisk społecznych – zaznacza Kubisiak. Dotyczy to głównie osób młodych, pracujących poniżej swoich kwalifikacji, na tzw. umowach śmieciowych, co prowadzi do tego, że już wchodząc na rynek pracy, tracą oni nadzieję na lepsze perspektywy. Za to rośnie wrażenie, że praca w ogóle się nie opłaca.