Państwowe Biuro Śledcze Ukrainy (DBR) prowadzi śledztwo w sprawie byłego prezydenta Ukrainy, którego podejrzewa się o „zdradę państwa". Miałby się jej dopuścić w lutym 2015 r. w Mińsku. Wtedy wraz z przywódcami Francji, Niemiec i Rosji zawarł „porozumienia mińskie". Żaden ich postulat do dzisiaj nie został wykonany.
Nazwisko Petra Poroszenki figuruje już w dziewięciu sprawach karnych, które prowadzi DBR, ale tylko w jednym przypadku były prezydent usłyszał zarzuty. Jest oskarżany o ingerencję w wybór członków Wyższej Rady Praworządności, której miał się dopuścić w kwietniu, czyli tuż przed drugą turą wyborów prezydenckich.
Wszystkie postępowania wobec Poroszenki wszczęto za sprawą byłego wiceszefa administracji zbiegłego do Rosji prezydenta Wiktora Janukowycza. Chodzi o Andrija Portnowa, który obecnie występuje wyłącznie jako prawnik i dziennikarz. Bombarduje pozwami również innych polityków z obozu, który przejął władzę po rewolucji na Majdanie. Na Ukrainę powrócił z Rosji dopiero po wygranej Wołodymyra Zełenskiego.
To dlatego w Kijowie krąży wiele spekulacji na temat powiązania Portnowa z oligarchą Igorem Kołomojskim, którego wielu ukraińskich analityków i publicystów uważa za szarą eminencję ukraińskiej polityki. To z jego telewizją przez wiele lat był związany Zełenski. Komentując w czwartek zarzuty, Poroszenko stwierdził, że rozpoczęta wobec niego sprawa karna „jest antyukraińska" i zasugerował, że została zainicjowana przez władze w Kijowie. Stwierdził, że dzięki porozumieniom udało się „powstrzymać rosyjską agresję".
W czwartek ukraiński parlament przedłużył na rok ustawę o „specjalnym statusie Donbasu". W przeciwnym wypadku, jak uważają politycy w Kijowie, mogłoby dojść do zerwania „porozumień mińskich" z winy Ukrainy, co by skutkowało zniesieniem części zachodnich sankcji wobec Rosji. Poza tym ustawa ta nie ma praktycznego znaczenia, ponieważ weszłaby w życie dopiero po wyborach samorządowych w tej części Donbasu, której obecnie Kijów nie kontroluje. Z kolei wybory, o czym ostatnio mówił w Paryżu Zełenski, mogą się odbyć dopiero po odzyskaniu przez Ukrainę kilkusetkilometrowego odcinka ukraińsko-rosyjskiej granicy. Na to jednak nie ma zgody Rosji, która odwołuje się do „porozumień" i nalega, by wykonywano je w kolejności, w której zostały zapisane. A tam czytamy, że odzyskanie granicy przez Kijów nastąpi pierwszego dnia po wyborach w Donbasie.