Taśmami z „Sowy” w premiera Morawieckiego

Nagraniami z afery taśmowej przez dwa lata nikt się nie interesował. Sięgnięto po nie dopiero wtedy, gdy Mateusz Morawiecki został premierem.

Aktualizacja: 05.10.2018 12:22 Publikacja: 04.10.2018 19:02

Taśmami z „Sowy” w premiera Morawieckiego

Foto: PAP, Jan Karwowski

Najpierw Onet, a w czwartek portal TVN24 opublikowały fragmenty podsłuchanej wiosną 2013 r. rozmowy Mateusza Morawieckiego w restauracji Sowa i Przyjaciele. O tym, że taśma istnieje, wiadomo co najmniej od 2015 r. Publikowano też fragment jej stenogramu. Jednak dopiero teraz, kiedy Morawiecki jest premierem, stała się ona obiektem szczególnego zainteresowania. Jak dowiedzieliśmy się w Sądzie Okręgowym w Warszawie, od 2016 r. żadna redakcja nie składała wniosków o zapoznanie się z tymi materiałami.

Czytaj także:

Nagranie z Morawieckim: Logika się już nie liczy

– Nie ma przypadku, nie bez powodu stenogramy nagrań mających zaszkodzić premierowi Morawieckiemu zostały wyciągnięte na światło dzienne akurat teraz. To niewątpliwie rezultat rozgrywek w ramach rządu – mówi nam Tomasz Rzymkowski, poseł Kukuz’15. – Mam swoje przemyślenia dotyczące tego, kto może za tym stać, jednak zachowam je dla siebie.

Jednorazowe wsparcie

Mateusz Morawiecki w czasie, gdy potajemnie go podsłuchano, był prezesem prywatnego banku (BZ WBK) i z polityką nie miał kontaktu. Wiosną 2013 r. rozmawiał ze Zbigniewem Jagiełłą (ówczesnym prezesem państwowego banku PKO BP), Krzysztofem Kilianem (wtedy szefem PGE) oraz jego zastępczynią Bogusławą Matuszewską. W śledztwie podsłuchowym otrzymał status pokrzywdzonego, ale nawet nie korzysta z pomocy adwokata. Dziś, kiedy jest premierem rządu, nagranie prywatnej rozmowy może go wizerunkowo obciążać, bo nie tylko przeklina, ale też zajmuje się załatwianiem pracy politykom lub ich dzieciom.

Z opublikowanego w środę przez portal TVN24 fragmentu rozmowy wynika, że Morawiecki obiecuje pomoc finansową Aleksandrowi Gradowi, b. ministrowi skarbu w rządzie premiera Donalda Tuska (pracuje on wtedy w spółce PGE Energetyka Jądrowa i zarabia ok. 50 tys. zł miesięcznie), ale przez 10 lat w rządzie zarabiał (jak przyznaje Kilian) zaledwie 10 tys. zł brutto. Jagiełło mówi, że nie nadaje się on do pracy w OFE, Morawiecki deklaruje pomoc – „tak jednorazowo”. Proponuje dać mu „stówkę na jakieś badania” (chodzi o 100 tys. zł – red.). Rozmowa dotyczy też pracy dla syna europosła Ryszarda Czarneckiego, Przemysława (obecnie poseł), który miał uznać, że praca w banku Jagiełły jest za ciężka.

Akta pokrył kurz

Wcześniej, w poniedziałek, Onet przytoczył inne części rozmowy z liczącego 140 stron stenogramu. Morawiecki mówił o uchodźcach, zachwalał Angelę Merkel i krytykował OFE.

Treść nagrania, jaką publikują portale, pochodzi z akt śledztwa „podsłuchowego” liczącego 44 tomy. Według naszych informacji portal Onet oficjalnie wystąpił o wgląd w akta, które znajdują się dziś w Sądzie Najwyższym, na początku sierpnia tego roku.

Czytaj także:

Kaczyński: To atak na człowieka, który pomógł Polakom

Dlaczego akta ma Sąd Najwyższy? Bo lada dzień będzie rozpatrywał skargę kasacyjną Marka Falenty, zleceniodawcy podsłuchów (Falenta został skazany na 2,5 roku bezwzględnego więzienia, ale walczy o to, by sąd zawiesił mu karę ze względu na kłopoty zdrowotne).

Wcześniej akta śledztwa podsłuchowego znajdowały się w Sądzie Okręgowym i jak dowiadujemy się w sądzie, od 2016 r. żadna redakcja nie składała wniosków o zapoznanie się z tymi materiałami.

Trudno ukryć fakt, że zainteresowanie znaną taśmą z Morawieckim powróciło, kiedy został premierem. Dziś dla niego jako premiera rządu PiS walczącego z nepotyzmem, kolesiostwem i pasieniem się w spółkach Skarbu Państwa treść rozmów może być kompromitująca.

Wyciąganie wątpliwości

ABW znalazła pendrive z nagraniem prezesa Morawieckiego w domu Łukasza N., jednego z kelnerów, w 2014 r. Morawiecki miał być nagrany także z inną osobą, jednak tej taśmy nie odnaleziono. Odsłuchał ją Łukasz N. i oddał Markowi Falencie. Z zeznań kelnera, które opublikował w ubiegłym tygodniu Onet, wynikać ma, że na nagraniu Morawiecki rozmawiał o kupowaniu mieszkań na podstawione osoby. Co ważne, choć kelnerzy poszli na współpracę z prokuraturą, jako podejrzani w śledztwie mogli bezkarnie kłamać.

Twardego dowodu – czyli taśmy – nie ma (kelnerzy zeznali, że część nagrań wrzucili do Wisły). Kto jest w jej posiadaniu – można tylko spekulować. Prokurator prowadząca śledztwo nie wyłączyła jednak tego wątku do osobnego prowadzenia. Dlaczego? Bo według śledczych nie było punktu zaczepienia, by ten wątek móc zbadać.

– W aktach śledztwa znajdują się 23 protokoły przesłuchania Łukasza N., co świadczy o dociekliwości pani prokurator, także w zakresie tego stwierdzenia oskarżonego. Dopytywała N., jednak nie pamiętał on szczegółów. Jego zeznania w tym zakresie (wątku tzw. słupów – red.) nie dawały podstaw do wyłączenia tego wątku i jego badania – mówi nam Marcin Saduś, rzecznik Prokuratury Okręgowej Warszawa-Praga, która wyjaśniała aferę podsłuchową.

Najpierw Onet, a w czwartek portal TVN24 opublikowały fragmenty podsłuchanej wiosną 2013 r. rozmowy Mateusza Morawieckiego w restauracji Sowa i Przyjaciele. O tym, że taśma istnieje, wiadomo co najmniej od 2015 r. Publikowano też fragment jej stenogramu. Jednak dopiero teraz, kiedy Morawiecki jest premierem, stała się ona obiektem szczególnego zainteresowania. Jak dowiedzieliśmy się w Sądzie Okręgowym w Warszawie, od 2016 r. żadna redakcja nie składała wniosków o zapoznanie się z tymi materiałami.

Pozostało 90% artykułu
Wydarzenia
Bezczeszczono zwłoki w lasach katyńskich
Materiał Promocyjny
GoWork.pl - praca to nie wszystko, co ma nam do zaoferowania!
Wydarzenia
100 sztafet w Biegu po Nowe Życie ponownie dla donacji i transplantacji! 25. edycja pod patronatem honorowym Ministra Zdrowia Izabeli Leszczyny.
Wydarzenia
Marzyłem, aby nie przegrać
Materiał Promocyjny
Klimat a portfele: Czy koszty transformacji zniechęcą Europejczyków?
Materiał Promocyjny
4 letnie festiwale dla fanów elektro i rapu - musisz tam być!