Każdy dobry, kto po naszej stronie - rozmowa z Boenischem

Sebastian Boenisch, piłkarz Werderu Brema, o walce z kontuzją oraz Polsce widzianej z Niemiec

Publikacja: 06.09.2011 20:02

Sebastian Boenisch

Sebastian Boenisch

Foto: Wrofoto, Piotr Hawałej Pio Piotr Hawałej

Nie da się rozmowy  z panem zacząć inaczej niż od pytania o zdrowie.  Widać koniec kłopotów?

Sebastian Boenisch:

Trudno powiedzieć, kiedy wrócę do gry. Po pierwszym zabiegu od razu wiedziałem, że coś jest nie tak, bo kolano cały czas mnie bolało. Teraz nie ma żadnych negatywnych reakcji. Jestem optymistą, ale nie wiem, ile jeszcze potrwa rehabilitacja – cztery czy osiem tygodni. Muszę tylko być cierpliwy, niedługo będę mógł zacząć biegać, a lekarze przekonują mnie, że jak już zacznę truchtać, to potem wszystko pójdzie znacznie szybciej.

Nie ma pan chwil zwątpienia?

Nigdy nie myślałem o końcu kariery, walczę o powrót na boisko i jestem przekonany, że mi się uda. Do  mistrzostw Europy został rok, każdego dnia, idąc na zajęcia, myślę o tym, że zdążę, i to dodaje mi sił.

Czuje się pan w ogóle reprezentantem Polski, można tak powiedzieć o kimś, kto zagrał w dwóch meczach, a później przez rok się leczył?

Wydaje mi się, że jestem członkiem tego zespołu. Byłem na meczu z Wybrzeżem Kości Słoniowej i Francją, trener zabiera mnie do autokaru, chcę być w ciągłym kontakcie z drużyną. Franciszek Smuda mobilizuje mnie do pracy, jego słowa o tym, że mam zasuwać każdego dnia, siedzą mi w głowie. Piłkarze też się ze mną serdecznie witają i pytają o zdrowie. Gdyby im na mnie nie zależało, pewnie by mnie ignorowali. Wiem, że w tych dwóch meczach wywarłem dobre wrażenie na kibicach, którzy uznali, że kadra ma wreszcie lewego obrońcę.

Kiedy ostatnio był pan na zgrupowaniu, w bramce stał Artur Boruc, a obroną  kierował Michał Żewłakow.

Wiele się zmieniło od tego czasu. Przed ostatnim meczem reprezentacji nie znałem pięciu czy sześciu zawodników, pytałem, jak się nazywają. Jeśli chodzi o Boruca i Żewłakowa, to słyszałem, że tak naprawdę nie zrobili nic złego, a całość wymyśliły gazety. Wypicie w czasie lotu piwa czy wina to żadne przestępstwo, w Werderze też często po meczach siadamy przy barze na kilka drinków. Ale jeśli trener zabronił pić, to powinno się go słuchać.

Nie męczą pana ciągłe  dyskusje na temat alkoholu w kadrze

?

Zawodowy piłkarz nie pije przed meczem, ale już po meczu lepiej napić się piwa niż coli. W piwie są przynajmniej witaminy. Problem polega na tym, że jak się kończy mecz reprezentacji, to dwa dni później nie ma już o czym pisać, więc pojawiają się tematy alkoholowe. W Niemczech jest podobnie. Takie informacje przedostają się za granicę i w Niemczech Polacy kojarzeni są jako pijacy. A jak już się przypnie taką łatkę, to trudno ją odczepić.

Nowymi piłkarzami naszej  reprezentacji zostali Eugen Polanski i Damien Perquis.  To dobry trend?

Z Eugenem znam się dobrze z niemieckiej młodzieżówki i to, że teraz do nas dołączył, to wielka sprawa. Ma rozegranych  prawie sto meczów w Bundeslidze, grał w Hiszpanii, więc jest doświadczonym zawodnikiem. Cieszę się z każdego, kto przechodzi na naszą stronę. Wiem, że w moim i Eugena przypadku kibice mówią, iż nie jesteśmy prawdziwymi Polakami, ale ja nie jestem w stanie tego zrozumieć. Przecież nie decydujemy się na grę  dla Polski dla zabawy. Urodziliśmy się w tym kraju,  a że wychowaliśmy w Niemczech, nie powinno mieć żadnego znaczenia. Perquisa nie znam, ale skoro gra w lidze francuskiej, na pewno będzie wzmocnieniem. Potrzeba tylko, by zrozumiał nasz styl.

W kolejce czeka jeszcze Manuel Arboleda.

W czym problem? Że jest czarny? Jeśli zdecydował się grać dla Polski, to weźmy go takim, jakim jest. Nieważne biały, czarny czy żółty. Przecież był też Emmanuel Olisadebe, strzelał gole i wszyscy go lubili. Tak teraz wygląda futbol. Poza tym z tego co wiem, to Arboleda mówi po polsku, a obywatelstwo należy mu się, bo już długo mieszka w Polsce.

A jak u pana z polskim?

Ja mówię po polsku, ale się trochę wstydzę, bo popełniam błędy. Brakuje mi odwagi. Obiecuję jednak, że za trzy, cztery miesiące udzielę pierwszego wywiadu polskiej telewizji. Hymn, chociaż bardzo trudny, już poznałem. Uczyłem się razem z rodzicami i na pewno na najbliższym meczu, w którym wystąpię, zaśpiewam.

Koledzy z drużyny pytają  pana o opóźnienia w przygotowaniach do polskiego Euro?

Ostatnio podczas prezentacji Werderu Brema Per Mertesacker z tego żartował. Powiedziałem mu, ze zbliża się mecz Polaków z Niemcami, a on na to, że na razie to chyba nie mamy gdzie grać. Pośmialiśmy się, to normalne, że wbijamy sobie szpile.

Gdy podejmował pan decyzję o grze dla Polski, w Werderze próbowali wpłynąć na zmianę planów?

Trener i dyrektor sportowy próbowali ze mną dyskutować. Prosili, bym się jeszcze zastanowił. To normalne – niemiecki klub chce mieć w składzie przede wszystkim reprezentantów Niemiec. Tak jest chyba w każdym kraju. Teraz jednak wszyscy mnie wspierają i akceptują, że gram dla Polski.

Patrzy pan na świat bardziej jak Polak czy Niemiec?

Nie myślimy inaczej, proszę mi uwierzyć. Wszyscy jesteśmy na tym samym poziomie.

Wykorzystał pan przerwę w grze na zaręczyny.  Kiedy ślub?

Oświadczyłem się Tatianie na Majorce. Zgodnie z tradycją narzeczeństwo potrwa rok, termin ślubu wybraliśmy już po finale mistrzostw Europy. Czyli najpierw mogę zagrać o złoty medal, a potem stanąć przed ołtarzem.  Chociaż tak naprawdę to dobrze wiem, że dla Polski super byłoby samo wyjście z grupy.

Podobno nauczył się pan  także hiszpańskiego.  Po co? Są oferty z Primera  Division?

Nauczyłem się, bo miałem za dużo wolnego czasu. Oczywiście myślałem o zmianie klubu, rok temu miałem propozycje z Bayernu, Atletico Madryt czy Rubina Kazań, ale Werder chciał mnie zatrzymać, później klub zachował się fantastycznie, przedłużając umowę pomimo mojej kontuzji.  Teraz myślę tylko o tym,  by wrócić do zdrowia.  Jeśli zostanę w Werderze do końca kariery, nie będę narzekał, bo to także wielki klub.

Sebastian Boenisch

Urodził się 1 lutego 1987 r. w Gliwicach. Jego rodzina po wojnie przybrała nazwisko Pniowski. W latach 80. rodzice Sebastiana wyjechali do Niemiec i wrócili do tradycyjnego nazwiska. Boenisch grał m.in. w Rot-Weiss Oberhausen, a przez Schalke 04 Gelsenkirchen trafił do Werderu Brema. Grał w młodzieżowych reprezentacjach Niemiec. W polskiej kadrze rozegrał dwa mecze (debiut 4 września 2010 r., z Ukrainą). Później doznał kontuzji kolana.

Nie da się rozmowy  z panem zacząć inaczej niż od pytania o zdrowie.  Widać koniec kłopotów?

Sebastian Boenisch:

Pozostało 98% artykułu
Czym jeździć
Technologia, której nie zobaczysz. Ale możesz ją poczuć
Tu i Teraz
Skoda Kodiaq - nowy wymiar przestrzeni
Wydarzenia
Bezczeszczono zwłoki w lasach katyńskich
Materiał Promocyjny
GoWork.pl - praca to nie wszystko, co ma nam do zaoferowania!
Wydarzenia
100 sztafet w Biegu po Nowe Życie ponownie dla donacji i transplantacji! 25. edycja pod patronatem honorowym Ministra Zdrowia Izabeli Leszczyny.
Wydarzenia
Marzyłem, aby nie przegrać