Parę tygodni temu, podczas kolacji w Warszawie, rozmawiałem z tuzinem błyskotliwych Polaków mających znakomite doświadczenie w życiu publicznym na temat obecnych bolączek Unii Europejskiej. Jak wielu swoich rodaków, związali oni bowiem z Unią nadzieje na przyszłość. Wejście Polski do klubu europejskiego ponad dekadę temu, podobnie jak jej akces do NATO, zdawały się być wypełnieniem obietnicy rewolucji roku 1989 o końcu wygnania z jej naturalnego domu na Zachodzie, które zaczęło się wraz z niemiecką i rosyjską inwazją roku 1939.
Dla tych moich przyjaciół było jasne, że coś złego stało się z UE – Brexit był dla wszystkich jednym z najważniejszych tego przejawów i dlatego moi rozmówcy przez półtorej godziny roztrząsali problem słabnięcia instytucji UE. W pewnym momencie, gdy gospodarz zapytał mnie o opinię, powiedziałem, że mam poczucie, jakbym przysłuchiwał się rozmowie w Genewie w 1936 r., podczas której doświadczeni i świetnie wykształceni ludzie rozmawiają o tym, w jaki sposób usprawnić funkcjonowanie Ligi Narodów. Rozumiałem ich wątpliwości w kwestii przytłaczającej niekiedy machinerii brukselskiego systemu zarządzania. Ale zasugerowałem, że takie ujęcie nie dotyka istoty zagrożeń, przed którymi stoi Europa.
Następnego poranka wraz ze znaczącymi postaciami polskiego życia politycznego, kulturalnego oraz ekonomicznego uczestniczyłem w konferencji nowo powstałej Fundacji Służbie Rzeczpospolitej. Wtedy też miałem możliwość krótkiego zarysowania realnych, moich zdaniem, zagrożeń stojących przed Europą w pierwszych dekadach XXI w.
Zagrożenia zewnętrzne:
1. Władimir Putin, prezydent/car/dyktator Rosji, pokazał bardzo jasno, że ma zamiar odwrócić werdykt historii z roku 1989 oraz 1991 i odtworzyć stalinowskie imperium, aby powrócić do okresu rosyjskiej dominacji na kontynencie. Fakt, że Putin maskuje swe neoimperialne ambicje, kryjąc je za dziwną ideologią eurazjanizmu albo – co jeszcze dziwniejsze – prezentując się jako obrońca cywilizacji chrześcijańskiej i wartości tradycyjnych, jest jednak mniej znaczący od potężnej fali propagandy i dezinformacji rozwijanej przez niego w nowej formie wojny przeciwko Zachodowi.
To, że Europa nie odnalazła przekonującej, a więc skutecznej, odpowiedzi na tę agresję, nawet wtedy, gdy zajęcie Krymu oznaczało pierwszą po roku 1945 bezprawną rewizję granicy na Starym Kontynencie, jest bardzo niebezpiecznym dowodem na jej kiepską kondycję.