Projekt planu NFZ na 2024 rok zakłada 3,33 mld zł na finansowanie świadczeń stomatologicznych. To o ponad 23 proc. więcej w porównaniu z planem finansowym na 2023 rok. – Każdy wzrost w tym przypadku jest pozytywny, tym bardziej że zwyżka o 23 proc. to więcej niż wskaźnik inflacji. Ale to nie oznacza, że dla stomatologii publicznej przyszły lepsze czasy. Uważam, że pacjenci żadnej różnicy nie zauważą, bo ww. podwyżka w pierwszej kolejności zostanie skonsumowana przez same gabinety. One w ostatnich miesiącach doznawały drastycznych skoków wydatków, często przekraczających nawet 40 proc. r./r. Mówię tu o większych sumach pieniędzy przeznaczanych na materiały specjalistyczne, energię, czynsze itd. Gabinety, które utrzymują się wyłącznie z kontraktów z Funduszem, z pewnością poważnie odczuły wzrost tych kosztów – komentuje dr Piotr Przybylski, wieloletni ekspert rynku stomatologicznego z kliniki Implant Medical. – Publiczna stomatologia od dawna jest niedofinansowana. Uważam, że biorąc pod uwagę bieżące okoliczności, wydatki na nią powinny być co najmniej na poziomie 5–8 proc. wszystkich środków NFZ. Inaczej dalej będzie stać w miejscu, a Polacy będą zmuszeni głównie leczyć swoje zęby w prywatnych gabinetach. Ale chyba nie o to chodzi, bo na rynku mamy coraz większe zapotrzebowanie na państwowe leczenie – dodaje.

Od kwietnia 2023 roku NFZ płaci więcej za wypełnienia, część świadczeń chirurgicznych oraz świadczeń dotyczących chorób przyzębia (periodontologia). Koszt wprowadzenia wyższych wycen to 410 mln zł rocznie. Planowane jest podjęcie prac nad przygotowaniem modyfikacji innych wycen. Ale, jak podkreśla dr Przybylski, wyceny, które Fundusz proponuje lekarzom, z reguły są mocno oderwane od rzeczywistości.

Liczba gabinetów dentystycznych współpracujących z NFZ w okresie od stycznia do maja br. wyniosła ponad 8 tys. Była mniejsza niż w roku ubiegłym, o czym informuje Beata Kopczyńska, rzecznik NFZ. Jak jednak podkreśla Paweł Barucha, wiceprezes Naczelnej Rady Lekarskiej i przewodniczący Rady ds. rozwoju stomatologii przy Ministerstwie Zdrowia, liczba gabinetów wykonujących usługi w ramach NFZ stale maleje. Związane jest to z brakiem opłacalności, a jednocześnie ze skomplikowanym systemem rozliczeń z Funduszem.

– Jeżeli sytuacja się nie poprawi, to z roku na rok gabinetów współpracujących z NFZ wciąż będzie ubywać i nic tego trendu nie zatrzyma. Dla Polaków to oczywiście fatalna wiadomość, bo może spaść jakość usług. Na pewno wydłużą się kolejki do lekarzy, bo zwyczajnie będzie ich na rynku mniej. Ponadto, niedofinansowane gabinety przestaną się rozwijać pod względem technologicznym. Do tego można dodać, że chętnych pacjentów na takie leczenie przybywa ze względu na rosnące koszty codziennego życia i zubożenie społeczeństwa. Z kolei prywatne leczenie drożeje i Polacy mają problem z udźwignięciem tego – podsumowuje dr Piotr Przybylski.