"Rzeczpospolita": Tatrzański Park Narodowy zażądał od Polskich Kolei Linowych zaprzestania korzystania z Kasprowego Wierchu i demontażu kolejki linowej. Właściciele mówią, że to absurd, i odwołują się do symbolicznej roli, jaką odgrywa w świadomości Polaków kolejka wiodąca na ten szczyt. Skąd wziął się ów mit?
Julita Dembowska: Góry to nie tylko miejsce, ale także zespół mitów i legend, które narastają wokół nich przez wieki. Myślę, że to przywiązanie do Kasprowego Wierchu wiąże się właśnie z funkcjonującą tam od kilkudziesięciu lat kolejką. Bo jeżeli spojrzymy na ten szczyt, to ani nie jest to najwyższy szczyt w Tatrach, ani nie wiąże się z nim tak wiele legend, jak chociażby z Giewontem. Każdy kojarzy przecież opowieść o śpiącym rycerzu, który ma się obudzić, jeśli Polska znajdzie się w wielkim zagrożeniu. Giewont w międzywojniu przedstawiano też jako głowę Józefa Piłsudskiego. Tuż po jego śmierci w jednej ze ścian szczytu dopatrzono się nawet profilu Marszałka z charakterystycznymi wąsami, który miał wskazywać, że to on był tym zaklętym rycerzem.
Kiedy narodził się mit tatrzański?
Początków tej fascynacji góralszczyzną trzeba się doszukiwać w XIX w. Polacy już wtedy uwielbiali Zakopane. Przyjeżdżali nawet mimo znacznych odległości i trudności w podróżowaniu – nie było przecież zakopianki ani kolei.
Wpływ na mit zakopiańszczyzny miał także Stanisław Witkiewicz. Skonstruował nawet słynny Zakopiański wzór, który miał stać się pierwszym polskim stylem narodowym. Powstawało wiele obrazów z pejzażami gór. Pojawiały się nawet pomysły, aby artyści dzielili się kawałkami Tatr i każdy będzie malował tylko na swoim obszarze. Wtedy pojawił się też mit Morskiego Oka, które stało się tym najbardziej romantycznym i najbardziej pożądanym miejscem do ustawiania sztalug.