W sądach swoisty dress code obowiązuje od zawsze. Togi mają sędziowie, mają je adwokaci i radcowie, mają prokuratorzy, a w niektórych sądach od pewnego czasu także protokolanci. I bardzo dobrze, choćby dlatego, że wiadomo, kto ma jaką funkcję w sądzie.
Togi usuwają nam problem dress codu w tych prawniczych zawodach, gdyż jeśli nawet adwokatka wystroi się jak na spacer, to w sali rozpraw całą jej kreację zakrywa toga, choć osobiście uważam, że ładna adwokatka w todze wygląda jeszcze ładniej. Inna rzecz, że niestety wciąż wielu prawników uważa, że togę można wyciągnąć z teczki, wrzucić na siebie i nawet nie zapiąć pod szyją, ale sędziowie słusznie na taką nieelegancję zwracają uwagę.
Nie ma zatem powodu, by urzędnicy sądowi, zwłaszcza obsługujący interesantów czy tym bardziej występujący w salach sądowych, nie byli ubrani według określonych standardów. Jeśli jest on masowo stosowany w większych, dbających o swoją markę firmach, ale też dbających o wewnętrzne relacje (ograniczenie antagonizmów, swego rodzaju rewii mody), to tym bardziej może być on, a właściwie powinien być stosowany w poważnych instytucjach, do których należą właśnie sądy.
Pomysł tego niewielkiego podwarszawskiego sądu ministerstwo powinno zatem wesprzeć i przemyśleć wprowadzenie jednolitych zasad ubioru urzędników we wszystkich sądach. Argument o kosztach i skromnych zarobkach urzędników niewiele ma do rzeczy, bo przecież nie chodzi o wyszukane stroje, ale właśnie schludne.
Wyższe standardy estetyczne kadry sądowej z czasem podniosłyby też klasę ubioru interesantów, podsądnych, bo wskazane w otwockim sądzie zasady (choć można je poprawić), są chyba najlepszą radą, jak się winni ubrać idący do sądu, by nie zrazić sędziego, przeciwnie, wywrzeć na nim dobre wrażenie.