Co dzieje się w sprawie pańskich dyscyplinarek?
Pani prezes Małgorzata Manowska w czterech sprawach próbowała wszcząć wobec mnie postępowanie dyscyplinarne i usunąć z zawodu. W dwóch sprawach się nie udało, bo nawet w jednej z nich skład złożony z „neosędziów” uznał, że zarzuty są bezpodstawne. Toczą się jeszcze dwie sprawy, ich wartość merytoryczna jest tak samo „mocna”. Ciekawostką jest to, że w jednej z tych spraw (chodzi o moją działalność przed Izbą Dyscyplinarną) zażalenie na moją niekorzyść wniósł również prokurator generalny. Uśmiecham się, bo jestem ciekaw, czy obecna prokuratura dalej popiera te głupoty. Swoją drogą sprawa postępowań dyscyplinarnych obrazuje stan umysłów tej „dobrozmianowej” patologii. Czy słyszała pani, aby w jakimś cywilizowanym kraju niemal wszyscy prezesi SN mieli postępowania dyscyplinarne grożące złożeniem z urzędu sędziego? Wygląda to nie na Sąd Najwyższy, ale na krąg Stefana „Siary” Siarzewskiego z filmu Kiler. Tam jednak przynajmniej było wesoło.
Naraził się Pan mocno I prezes SN. Z perspektywy czasu warto było?
Warto. Powiem co czuję. W październiku i listopadzie zostałem poproszony o wykłady na szkoleniach Sądów Apelacyjnych w Krakowie, Poznaniu i Białymstoku. Po latach „odstawki” wracam do gry. Spotkam się z setkami sędziów, będziemy rozmawiać, śmiać się, uczyć się prawa, tworzyć wspólnotę. Ja nie mam problemu patrzeć im w oczy. Co w sercu, to na dłoni. Nie chowam się przed nimi, rozmawiam z każdym. To są ciekawe i trudne rozmowy. Sędziowie są wymagający. Nie trawią fałszu. Proszę zapytać prezes Małgorzatę Manowską, kiedy ostatnio spotkała się z sędziami in gremio, a nie z wyselekcjonowaną, wąską, „swoją” grupą, i czy jakikolwiek sąd w Polsce ją w ostatnich latach zaprosił. Tak, warto było stać w prawdzie i bronić praworządności, dziś nie trzeba się chować i spuszczać wzroku. To dla sędziego rzeczy fundamentalne.
Czytaj więcej: