Jakub Sewerynik: Jak Komisja Wenecka uczy o synodalności

Nawet działając w słusznym celu, łatwo zatracić miarę i pójść na skróty, nie zauważając tego. Dobrze posłuchać wtedy opinii „nielubianego wujka”, choć nie jest to przyjemne.

Publikacja: 30.10.2024 04:45

Flaga Unii Europejskiej i flaga Polski

Flaga Unii Europejskiej i flaga Polski

Foto: Adobe Stock

“Kto ucho odwraca, by Prawa nie słyszeć, tego nawet modlitwa jest wstrętna.” (Prz 28,9), czyli o synodalności

Kto lubi Komisję Wenecką? Owo ciało doradcze Rady Europy, specjalizujące się w zagadnieniach konstytucyjnych, jest jak stary przyjaciel rodziców, którego nazywaliśmy poufale wujkiem. Zawsze nas wspierał, w czasie studiów pomagał rozstrzygać dylematy i pochwalał nasze pierwsze wybory zawodowe, a teraz pojawia się raz na jakiś czas i zamiast wyrazić zachwyt nad naszym nowym pomysłem, niby niezobowiązująco, ale stanowczo sabotuje nasze śmiałe plany!

Czytaj więcej

Jakub Sewerynik: Skutki braku wyroczni

Witold Waszczykowski, który zaprosił Komisję Wenecką w 2015 r. do konsultacji zmian w ustawie o Trybunale Konstytucyjnym, wyraził swoje rozczarowanie mówiąc, że rząd podszedł do Komisji Weneckiej z „otwartym sercem na dłoni”, a otrzymał „bardzo jednostronny, nieprawdziwy raport na temat sytuacji w Polsce”. Natomiast w 2024 r. Adam Bodnar stwierdził: „Jak mogłem ponieść porażkę w przypadku Komisji Weneckiej, jak ja sam poprosiłem ich o opinię”, a chodziło oczywiście o kwestię europejskich standardów regulujących status sędziów. W obu przypadkach spełniło się stare prawnicze powiedzenie: jak nie znasz odpowiedzi – nie pytaj.

Kubeł zimnej wody

Obaj politycy chcieli uzyskać od Komisji Weneckiej potwierdzenie, że ich działania nie budzą istotnych zastrzeżeń konstytucyjnych, a otrzymali kubeł zimnej wody. Dziewięć lat temu wskazano, że zmiany dotyczące funkcjonowania Trybunału Konstytucyjnego mogą godzić w jego pozycję ustrojową i zasadę niezależności sądownictwa. Po latach trudno odmówić Komisji racji. Obecnie zauważono, że z uwagi na zasadę podziału władzy nie można w drodze ustawy stwierdzić nieważności wszystkich nominacji dokonanych przez KRS, a działanie takie nie wpisuje się w koncepcję praworządności, nie spełniając testu proporcjonalności. Jeszcze w czerwcu – jak przypomniała Komisja – w innej swojej opinii wskazała, że „środki podjęte w celu przywrócenia praworządności muszą spełniać ogólne wymogi praworządności”.

Powyższe słowa zabrzmiały mi znajomo. Wspominałem już na tych łamach, że w XIV wieku rabin Bahya ben Asher z Saragossy tłumaczył zagadkowe powtórzenie słowa „sprawiedliwość” w 16. rozdziale Księgi Powtórzonego Prawa jako rozróżnienie środka od celu: dążyć do sprawiedliwości należy jedynie używając metod na sprawiedliwości opartych. Cel bowiem nie uświęca środków, a nieprawe środki deprawują cel nawet najbardziej sprawiedliwy. Problem polega na tym, że działając w słusznym celu, łatwo zatracić miarę i pójść na skróty, nawet tego nie zauważając. Dobrze posłuchać wtedy nielubianego wujka, choć nie jest to przyjemne.

Nikt przecież nie lubi krytyki. A szczególnie nie lubią tego sprawujący rządy. Dlatego gdy papież Franciszek, w końcu władca absolutny Watykanu, ogłosił synod o synodalności, a więc o słuchaniu, jego decyzja spotkała się z ostrą krytyką, szczególnie środowisk konserwatywnych. Papież uznał jednak, że współczesny kryzys Kościoła nie jest spowodowany ułomnością jednostek, ale całego systemu. W tej sytuacji wsłuchanie się w głosy płynące z różnych stron, także osób skrzywdzonych, zmarginalizowanych, a nawet odrzuconych, stanowić ma proces uzdrawiania, prowadzący do niezbędnych zmian. Ks. prof. Tomáš Halik uważa, że obecna sytuacja przypomina okres poprzedzający reformację, gdy początkowo skandale związane ze sprzedażą odpustów wydawały się zjawiskiem marginalnym, a okazały się symptomem degeneracji systemu. Podobnie skandale nadużyć duchowych, seksualnych czy finansowych są czymś więcej niż upadkiem pojedynczych osób.

Czy jednak papież naprawdę chce słuchać, czy tylko stwarza pozory, aby wprowadzić w życie dawno przygotowaną agendę? Są różne spekulacje. Faktem jest, że druga sesja synodu rozpoczęła się nabożeństwem pokutnym, podczas którego przepraszano za grzechy Kościoła. Dodajmy – grzechy nieoczywiste, np. brak odwagi niezbędnej do poszukiwania pokoju czy współuczestnictwo w systemach sprzyjających niewolnictwu i kolonializmowi. Wyznano winę za brak uznania i obrony godności kobiet, a także za nadużycia seksualne, a co najbardziej intrygujące – za redukowanie Ewangelii „do stosu martwych kamieni, którymi można rzucać w innych”. To niezwykle mocny akcent, który jednych oburza, a innych zachwyca. Stanowi na pewno istotny fundament dla dalszych prac synodu.

Głosy oburzenia

Warto wspomnieć, że już Paweł VI, ustanawiając w 1965 roku instytucję Synodu biskupów, chciał zmienić ustrój Kościoła, nadając mu kształt kolegialny poprzez włączenie do sprawowania władzy biskupów (z głosem doradczym). Franciszek poszedł dużo dalej – kolegialność, pod jego, jako Piotra, zwierzchnictwem, rozumiana jest jako zaproszenie do osobistego uczestnictwa w synodzie o synodalności także zwykłych księży i osób świeckich – w tym kobiet (sic!). Oburzające jest również posadzenie uczestników sesji przy wielu okrągłych stołach, zamiast na widowni, zgodnie z hierarchią stanowisk. Pośrednio zaproszeni do uczestnictwa są wszyscy. I to też budzi sprzeciw, wyrażający się choćby przemilczeniem synodu w wielu parafiach, gdzie, mimo zachęty, nie podjęto żadnych działań związanych z pracami synodu na jego poziomie diecezjalnym.

W rezultacie niewiele osób wie, na czym ten tajemniczy synod polega i co ma być jego rezultatem. Tym bardziej że pojawiają się informacje, że nie należy spodziewać się konkretnych ustaleń, a październikowa sesja ma dać jedynie początek dalszemu procesowi. Synodalność oznacza bowiem wspólną drogę (z greckiego syn-hodos). Chodzi więc o „dialog, wspólnotowe rozeznanie, budowanie konsensusu jako wyraz uobecniania żywego Chrystusa w Duchu i przyjmowanie zróżnicowanej współodpowiedzialności”.

Papieżowi zależy na budowaniu relacji, które pozwolą budować jedność jako„harmonię w różnorodności”. Brzmi to bardzo idealistycznie, poniekąd naiwnie, a docierające z Watykanu komentarze wskazują na problemy z praktyczną realizacją szczytnych założeń. Jednocześnie Franciszek z podziwu godną cierpliwością znosi ostrą krytykę, również purpuratów, co samo w sobie potwierdza odrzucenie klerykalnego modelu Kościoła. Cóż, zmiany relacji nie da się zadekretować, ale czy Kościół bez takiej zmiany przetrwa? Warto przypomnieć, że według św. Augustyna Kościół nieustannie się reformuje („Ecclesia semper reformanda est”).

Politycy lubią mówić o wspólnocie i jedności, a jednocześnie dążą do maksymalnej polaryzacji, bo to dobrze przekłada się na słupki poparcia. Wsłuchują się w głosy swojego elektoratu i zaprzyjaźnionych ekspertów, ignorując pozostałych – bo dobre są tylko „nasze” pomysły. A przecież zarówno koalicja, jak i opozycja wywodzą się z jednej wspólnoty, która, chcąc nie chcąc, podąża wspólną drogą. Naród jest bowiem tworem na wskroś synodalnym. Jeżeli chcemy iść razem, to musimy zacząć się choć trochę słuchać. Jeśli słuchać się nie będziemy, to też pójdziemy, ale każdy w swoją stronę.

Autor jest radcą prawnym, mediatorem

“Kto ucho odwraca, by Prawa nie słyszeć, tego nawet modlitwa jest wstrętna.” (Prz 28,9), czyli o synodalności

Kto lubi Komisję Wenecką? Owo ciało doradcze Rady Europy, specjalizujące się w zagadnieniach konstytucyjnych, jest jak stary przyjaciel rodziców, którego nazywaliśmy poufale wujkiem. Zawsze nas wspierał, w czasie studiów pomagał rozstrzygać dylematy i pochwalał nasze pierwsze wybory zawodowe, a teraz pojawia się raz na jakiś czas i zamiast wyrazić zachwyt nad naszym nowym pomysłem, niby niezobowiązująco, ale stanowczo sabotuje nasze śmiałe plany!

Pozostało 93% artykułu
Rzecz o prawie
Ewa Szadkowska: Ta okropna radcowska cisza
Rzecz o prawie
Maciej Gutowski, Piotr Kardas: Neosędziowski węzeł gordyjski
Rzecz o prawie
Jacek Dubois: Wstyd mi
Rzecz o prawie
Robert Damski: Komorniku, radź sobie sam
Materiał Promocyjny
Klimat a portfele: Czy koszty transformacji zniechęcą Europejczyków?
Rzecz o prawie
Mikołaj Małecki: Zabójstwo drogowe gorsze od ludobójstwa?