Pytanie, czy sędzia może tak określać publicznie innych sędziów, zadał jednak sędzia SN Mariusz Załucki, jeden z pięciu sędziów wylosowanych do przeprowadzenia testu niezawisłości i bezstronności jednego z tzw. nowych sędziów. Pytanie odnosi się do byłego prezesa jednej z Izb SN, powołanego pod rządami poprzedniej procedury.
Sędzia zapytał TSUE, czy art. 19 ust. 1 traktatu o UE interpretowany w świetle art. 47 Karty Praw Podstawowych UE należy rozumieć tak, że nie jest sędzią bezstronnym i niezawisłym ten, który publicznie wypowiada się o sędziach z nowego nadania, odmawiając im bezstronności i niezawisłości in gremio, określając ich jako dyletantów, ignorantów, karierowiczów i cyników, i że należy ich usunąć z sądownictwa (a jest ich ponad 3 tys.), nie wskazując pod ich adresem konkretnych zarzutów co do ich postępowania przed i po awansie z czasu rządów PiS.
Nie przesadzę, że tego rodzaju określenia i generalizacje każdy może sam ocenić. A gdybyśmy nawet mieli wątpliwości, czy w danym kontekście określenie np. ignorant byłoby jakoś uzasadnione, to zawiera ono jednak element obrazy i może uderzać także w całe sędziowskie środowisko. Takich określeń nie uzasadnia nawet powoływanie się na interes publiczny czy wzburzenie. Można więc zapytać, po co sędzia SN zadaje takie raczej retoryczne pytanie TSUE.
Myślę, że na jego usprawiedliwienie przemawiają dwa argumenty. Po pierwsze, że chodzi o ujawnienie czy wręcz nagłośnienie opinii publicznej (ale też TSUE), tego żenującego w każdym poważniejszym środowisku, a zwłaszcza sędziowskim, poziomu określania inaczej myślących jego członków. Po drugie, co ujawnia sam autor pytania do TSUE w jego uzasadnieniu, celem tego pytania jest próba podjęcia dialogu orzeczniczego między Sądem Najwyższym a TSUE.