Przywracanie praworządności to trudny proces. Jak uczy historia, także ta jak najbardziej współczesna, nie jest możliwy bez sprawnej (czytaj: usłużnej) policji, a często i kata. Ułatwia go też wyposażenie władzy ustawodawczej (Angelo) w możliwość samodzielnego i nieskrępowanego wydawania wyroków. Nie od czasów Shakespeare’a wiadomo, że sądy znacząco utrudniają funkcjonowanie praworządności, szczególnie tej dopiero co przywracanej. Najlepiej zatem pozbyć się ich, a jeśli to nie jest możliwe – rolę sędziów zmarginalizować. A jeśli i to nie jest możliwe – przynajmniej ich przekupić.
„Miarka za miarkę” nie porusza kwestii sędziów. Tam sprawa jest prosta, wyrok wydaje Angelo. I tylko on werdykt swój może zmienić. I werdykt wydaje, skazując niejakiego Klaudia na śmierć za poza-, a ściśle, przedmałżeński seks z przyrzeczoną mu niewiastą. Cudze pożądanie tak samo jednak łatwo osądzić, jak trudno zapanować nad swoim. Zapominając o normach, na straży których się stoi i za jakie piętnuje. Angelo pożąda siostry ofiary swego wyroku, uciekającej przed klasztornymi ślubami na tyle mocno, że gotów jest obiecać jej wolność dla brata. W zamian za skromne świadczenie w postaci własnego wiana, złożone niekoniecznie w zaciszu alkowy. Pożądanie jest tak samo silne jak poddane władczej kontroli. Angelo słowa danego dotrzymać nie zamierza...
Przepis na szczęście
Nie będę zdradzać zakończenia sztuki, wszak stanowi ona jedynie punkt wyjścia do refleksji na temat roli prawa w życiu człowieka. A raczej w życiu społeczeństwa. Obserwując codzienne przepychanki polityczne, podczas których każda ze stron macha flagami z napisem „Konstytucja”, mam nieodparte wrażenie, że pod pretekstem naprawiania prawa my wszyscy staliśmy się zakładnikami siłowania na ręce przez polityków, których uczciwość i przyzwoitość, delikatnie rzecz ujmując, budzi spore wątpliwości.
Wyjątkowo pozbawię siebie prawa do dalszej pointy, oddając głos prawdziwym szekspirologom:
„Shakespeare pozbawia nas nadziei na to, że wychodząc od prawa, możemy sprawić, iż ludzie je pokochają ze względu na jego słuszność. Prawo jest niezbędne o tyle, o ile ludzie kochają samych siebie. Jeśli kochalibyśmy bliźniego i Boga jak siebie samych, prawo nie byłoby potrzebne. Prawo może oddziaływać jedynie negatywnie” (W.H. Auden, Wykłady o Sheakspearze, wyd. Kronos).
I może warto, aby przeczytali go wszelcy obrońcy praworządności. Niezależnie od tego, czy imię ich Angelo, Zbigniew czy nawet Adam. Bez budowania pozytywnych relacji społecznych, likwidacji podziałów, w żadnych, nawet najlepiej skonstruowanych paragrafach nie znajdziemy przepisu na szczęście obywateli.