Na przyjęciu znalazłem się w grupie prawników dyskutujących o praworządności. Mieliśmy zbliżone poglądy i rozmowa stawała się monotonna, ograniczając się do krytyki rządów PiS, które miały tę praworządność zniszczyć.
Kierując się przekorą, oznajmiłem, że nie mogę patrzeć na ten czas tylko krytycznie, bo dużo tej partii zawdzięczam. Dyskutanci jak jeden mąż zamilkli i świdrowali mnie wzrokiem, badając, w jakim stopniu wypita whisky dokonała spustoszenia w moich komórkach mózgowych. Nie miałem wyjścia i wyjaśniłem, że nim PiS zdecydował się zadrzeć z konstytucją, wcześniejsze trzydzieści lat zawodowego życia spędziłem w salach sądowych. Był to ciekawy, intensywny zawodowo okres, kiedy rzadko znajdowałem czas na filozoficzną zadumę. Wraz z próbą zreformowania przez PiS wymiaru sprawiedliwości cały dotychczasowy system zaczął się walić. W chwili takiej zawodowej apokalipsy, by właściwie ocenić sytuację, potrzebowałem wsparcia autorytetów, a gdzie szukać intelektualnej pomocy jak nie u największych myślicieli. Dlatego tym, którzy zaatakowali konstytucję, zawdzięczam, że zacząłem czytać filozofów, których dzieła ze względu na codzienne zabieganie odkładałem na później.
Czytaj więcej
Możliwe, że środowisko prawnicze jest znacznie bardziej podzielone w kwestii przywracania praworządności, niż się powszechnie wydaje. A przez pragmatyzm wraca mu krótka pamięć.
Myślę, że nie tylko ja byłem intelektualnym beneficjentem ówczesnych zdarzeń, bo do czasu kryzysu wszyscy słyszeli o konstytucji, jednak mało kto do niej zaglądał. Gdy obywatele stanęli wobec perspektywy pozbawiania ich podstawowych praw, sięgnęli po nią, co miało wpływ na podniesienie świadomości prawnej społeczeństwa.
Wyjść poza sąd
Kolejnym powodem do wdzięczności była możliwość podniesienia kwalifikacji krasomówczych. Wykonywanie zawodu adwokata to codzienne wygłaszanie przemówień w kameralnych salach sądowych. W momencie zagrożenia obowiązkiem prawników stało się wychodzenie na zewnątrz i tłumaczenie, dlaczego nie można akceptować proponowanych rozwiązań. Musieliśmy wyjść poza sąd, przemawiając często do wielotysięcznego tłumu przed Pałacem Prezydenckim, Sejmem czy Sądem Najwyższym. Było to niezapomniane zawodowo przeżycie, którego większość z nas nie doświadczyłaby w warunkach państwa prawa.