Jacek Dubois: Wszyscy walczymy o sprawiedliwość

Czy lepiej zmuszać wyborców do analizy rzeczywistości i podejmowania świadomych decyzji, czy zdejmować z nich ten obowiązek, przedstawiając im prawdy objawione?

Publikacja: 02.10.2024 04:31

Jacek Dubois: Wszyscy walczymy o sprawiedliwość

Foto: Adobe Stock

Na przyjęciu znalazłem się w grupie prawników dyskutujących o praworządności. Mieliśmy zbliżone poglądy i rozmowa stawała się monotonna, ograniczając się do krytyki rządów PiS, które miały tę praworządność zniszczyć.

Kierując się przekorą, oznajmiłem, że nie mogę patrzeć na ten czas tylko krytycznie, bo dużo tej partii zawdzięczam. Dyskutanci jak jeden mąż zamilkli i świdrowali mnie wzrokiem, badając, w jakim stopniu wypita whisky dokonała spustoszenia w moich komórkach mózgowych. Nie miałem wyjścia i wyjaśniłem, że nim PiS zdecydował się zadrzeć z konstytucją, wcześniejsze trzydzieści lat zawodowego życia spędziłem w salach sądowych. Był to ciekawy, intensywny zawodowo okres, kiedy rzadko znajdowałem czas na filozoficzną zadumę. Wraz z próbą zreformowania przez PiS wymiaru sprawiedliwości cały dotychczasowy system zaczął się walić. W chwili takiej zawodowej apokalipsy, by właściwie ocenić sytuację, potrzebowałem wsparcia autorytetów, a gdzie szukać intelektualnej pomocy jak nie u największych myślicieli. Dlatego tym, którzy zaatakowali konstytucję, zawdzięczam, że zacząłem czytać filozofów, których dzieła ze względu na codzienne zabieganie odkładałem na później.

Czytaj więcej

Łukasz Guza: Pragmatyczna krótka pamięć

Myślę, że nie tylko ja byłem intelektualnym beneficjentem ówczesnych zdarzeń, bo do czasu kryzysu wszyscy słyszeli o konstytucji, jednak mało kto do niej zaglądał. Gdy obywatele stanęli wobec perspektywy pozbawiania ich podstawowych praw, sięgnęli po nią, co miało wpływ na podniesienie świadomości prawnej społeczeństwa.

Wyjść poza sąd

Kolejnym powodem do wdzięczności była możliwość podniesienia kwalifikacji krasomówczych. Wykonywanie zawodu adwokata to codzienne wygłaszanie przemówień w kameralnych salach sądowych. W momencie zagrożenia obowiązkiem prawników stało się wychodzenie na zewnątrz i tłumaczenie, dlaczego nie można akceptować proponowanych rozwiązań. Musieliśmy wyjść poza sąd, przemawiając często do wielotysięcznego tłumu przed Pałacem Prezydenckim, Sejmem czy Sądem Najwyższym. Było to niezapomniane zawodowo przeżycie, którego większość z nas nie doświadczyłaby w warunkach państwa prawa.

Kolejnym argumentem, który przedstawiłem kolegom, było to, że w państwie demokratycznym przed sądem karnym stają osoby, którym przez pryzmat stawianych im zarzutów trudno przypisać sympatie opinii publicznej, a adwokat ich broniący siłą rzeczy jest z nimi identyfikowany. Gdy oskarżonymi były osoby oceniane przez dużą część opinii publicznej jako bohaterowie, możliwe stało się pokazanie, jak ważna jest rola adwokata. Ofiarą państwa, które odchodzi od zasad prawa, może bowiem stać się każdy i istotne jest, by w takiej sytuacji móc znaleźć profesjonalną pomoc osoby niezależnej od systemu.

No i jeszcze jeden argument: w momencie zagrożenia w obronie wartości konstytucyjnych stanęli ludzie najróżniejszych zawodów, a możliwość poznania ich i współpracy była niezapomnianą wartością, często niedostępną w normalnych warunkach.

Gdy rozmówcy uznali, że mój umysł nie został jednak zmącony nadmiarem whisky, przeszliśmy do wspominania dawnych protestów, porównując je z niedawnym zorganizowanym przez PiS pod gmachem Ministerstwa Sprawiedliwości. Dostrzegliśmy punkty zbieżne, bo przed Pałacem Prezydenckim tłum skandował do lokatora „będziesz siedział”, a obecnie pod ministerstwem wykrzykiwano „Uwolnić księdza, zamknąć Bodnara” bądź „Donald matołku, będziesz siedział na dołku”, przed pałacem krzyczano „konstytucja” zaś pod ministerstwem „demokracja nie na sprzedaż”. Prawie identyczne postulaty wygłaszali ci, którzy wtedy występowali w obronie konstytucyjnych zasad, i ci, którzy teraz protestowali przeciwko tym, którzy te zasady pragną przywrócić.

Elvis nie zmartwychwstał

Paradoksem jest, że ci naruszający wtedy prawo chcą kary dla tych, którzy teraz prawo przywracają, oraz że ci, którzy naruszali demokratyczne zasady, teraz się na nie powołują. Wolność słowa gwarantowana w konstytucji daje prawo do wypowiadania w przestrzeni publicznej każdej bzdury, jednak rozum powinien taką narrację odrzucać tak jak teorie, że światem rządzą jaszczury, lub że Elvis Presley zmartwychwstał w postaci sobowtórów. Mimo jednak, że teorie wygłaszane pod ministerstwem przez opozycyjnych polityków nie wytrzymywały konfrontacji z zasadami logiki, miały duże grono zwolenników.

Ucieczka od wolności

Na pytanie, jak coś, co nielogiczne, jest możliwe, odpowiedzi można szukać w „Ucieczce od wolności” Ericha Fromma opisującego problem zagubionego człowieka, który nie potrafiąc dać sobie rady z rzeczywistością i jej logiczną analizą, szuka odpowiedzi, którą zaakceptuje, bo odpowiada wyznawanym przez niego wartościom. Taką totalną odpowiedź dają mu przedstawiciele nurtów totalitarnych, którzy nie zmuszając go do refleksji i analizy, narzucają swoje „prawdy”. Taki człowiek, dostając gotową odpowiedź, czuje się bezpieczny i nie musząc samemu myśleć i oceniać, przyjmuje narzuconą wizję okraszoną uznawanymi przez niego wartościami.

Tu pojawia się zasadnicza różnica między manifestacjami przed Pałacem Prezydenckim, gdzie występujący tłumaczyli, co się wydarzyło, pozostawiając słuchaczom prawo oceny, a zgromadzeniem przed Ministerstwem Sprawiedliwości, gdzie na słuchaczy czekał gotowy obraz rzeczywistości, bez uzasadnienia, oparty jedynie na domniemaniu wszechwiedzy i nieomylności mówcy. Przypomina to trochę filozoficzny spór pomiędzy zwolennikami Spinozy negującego wolność wyboru a zwolennikami Kierkegaarda uznającego konieczność podejmowania decyzji za element niezbędny do osiągnięcia stanu autentycznej egzystencji. To zaś wskazuje, że decyzje polityków zbliżają się do wyborów filozoficznych: czy lepiej zmuszać wyborcę do analizy rzeczywistości i podejmowania świadomego wyboru, czy też zdejmować z nich ten obowiązek, przedstawiając im prawdy objawione. Optymistyczne jest to, że do nas, jako wyborców, należy decyzja, za którą opcją się opowiemy.

Na przyjęciu znalazłem się w grupie prawników dyskutujących o praworządności. Mieliśmy zbliżone poglądy i rozmowa stawała się monotonna, ograniczając się do krytyki rządów PiS, które miały tę praworządność zniszczyć.

Kierując się przekorą, oznajmiłem, że nie mogę patrzeć na ten czas tylko krytycznie, bo dużo tej partii zawdzięczam. Dyskutanci jak jeden mąż zamilkli i świdrowali mnie wzrokiem, badając, w jakim stopniu wypita whisky dokonała spustoszenia w moich komórkach mózgowych. Nie miałem wyjścia i wyjaśniłem, że nim PiS zdecydował się zadrzeć z konstytucją, wcześniejsze trzydzieści lat zawodowego życia spędziłem w salach sądowych. Był to ciekawy, intensywny zawodowo okres, kiedy rzadko znajdowałem czas na filozoficzną zadumę. Wraz z próbą zreformowania przez PiS wymiaru sprawiedliwości cały dotychczasowy system zaczął się walić. W chwili takiej zawodowej apokalipsy, by właściwie ocenić sytuację, potrzebowałem wsparcia autorytetów, a gdzie szukać intelektualnej pomocy jak nie u największych myślicieli. Dlatego tym, którzy zaatakowali konstytucję, zawdzięczam, że zacząłem czytać filozofów, których dzieła ze względu na codzienne zabieganie odkładałem na później.

Pozostało 80% artykułu
Rzecz o prawie
Łukasz Guza: Pragmatyczna krótka pamięć
Rzecz o prawie
Łukasz Wydra: Teoria salda lepsza od dwóch kondykcji
Rzecz o prawie
Mikołaj Małecki: Zabójstwo drogowe tylko z nazwy
Rzecz o prawie
Joanna Parafianowicz: Aplikacja rozczarowuje
Rzecz o prawie
Konrad Burdziak: Czy lekarze mogą zaufać wytycznym w sprawach aborcji?