Moja słabość do seriali, zwłaszcza tych o „łagodnym zabarwieniu prawniczym”, znowu wzięła górę nad silnym postanowieniem robienia czegoś bardziej pożytecznego. Podczas kilku wakacyjnych wieczorów postanowiłem obejrzeć jeden z najchętniej i najliczniej oglądanych polskich seriali ostatnich lat.
Nie jest to wcale „Klan” ani „Czterdziestolatek”, ani nawet bardzo głośny w ostatnich miesiącach „1670”. Obejrzałem dla państwa wszystkie dwadzieścia siedem odcinków serialu „Skazana”. I nie był to czas (całkowicie) stracony.
Czytaj więcej
Zdarza się, że po porannym procesie chcemy obrazić sędziego, w południe mamy poczucie tryumfu prawa, a o czternastej - że sprawy toczą się po prostu zwyczajnie.
Fabuła serialu należy do średnio oryginalnych. Na skutek spisku możnych, wpływowych i skrzywdzonych sędzia trafia do zakładu karnego, aby odsiedzieć w nim surowy wyrok. Jak nietrudno się domyślić, nie jest jej tam łatwo. To właściwie eufemizm. Sędzia Alicja Mazur ma tam, używając najłagodniej stylizowanego na więzienny języka – całkowicie przerąbane. Zakład Karny w Zabrzu – bo tam trafia nasza bohaterka – to miejsce przerażające. Osadzone odsiadują tu surowe wyroki, w tym dożywocia. Zdjęcia i praca kamery potęgują efekt zamknięcia i wymuszonej bliskości.
Władze zakładu karnego są oczywiście skorumpowane, do więzienia z łatwością trafiają narkotyki i wszystkie zakazane przedmioty.