O tym że znaczna część prokuratorów nie wykazuje aktywności na rozprawach nawet przed SN pisałem już kiedyś. Ponownie zauważyłem to w trakcie rozpatrywania wspomnianej sprawy tzw. "kanibali" w Izbie Karnej SN. Nie mogłem uwierzyć, że przy sali pełnej publiczności znów ziścił się ten sam scenariusz.
Wszedłem na salę sądową, bo czekał przed nią tak duży tłum studentów i dziennikarzy, że nie starczyło miejsc siedzących dla wszystkich. Sędzia referent zasygnalizował sporne w sprawie kwestie: to czy można skazać za zabójstwo osoby, której ciała nie znaleziono (ta kwestia wydawała mi się już dawano przesądzona w literaturze prawniczej, ale wiąż jest ciekawa), a w omawianej sprawie nadto nie ustalono nazwiska ofiary. Pierwsza myśl jaka się wówczas nasuwa - że gdy w podpalonym domu nie zidentyfikowano ofiary to nie znaczy, że jej nie popalono.
Czytaj więcej
Do 5 czerwca Sąd Najwyższy odroczył wydanie orzeczenia w głośnej sprawie zabójstwa mężczyzny nad jeziorem Osiek i zjedzenia jego zwłok. Obrona chce uniewinnienia głównego oskarżonego skazanego na 25 lat więzienia.
Większość publiczności - studentów prawa - czekała i weszła akurat na tę sprawę, aby zobaczyć wyjątkową rozprawę, spodziewając się pełnokrwistego starcia dwóch stron procesu, prawników w różnych rolach.
A zobaczyli wystąpienie jednej. Prokurator ograniczył się do dłuższego zdania, może dwóch, w których wskazał, że popiera pisemną kasację. Po nim przemawiali ponad pół godziny obrońcy, a prokurator odniósł się jeszcze zdaniem na pytanie sędziego w kwestii formalnej, dotyczącej zastrzeżeń obrony do umocowania sędziów orzekających w niższej instancji.