Marek Domagalski: Po co prokuratorzy chodzą na rozprawy?

Przebieg rozprawy w bulwersującym procesie "kanibali" przed Sądem Najwyższym sprowokował mnie do pytań: czy ktoś mówi prokuratorom po co idą do sądu na rozprawę, jakie mają tam zadania i czy są potem rozliczani?

Publikacja: 05.06.2024 04:31

Marek Domagalski: Po co prokuratorzy chodzą na rozprawy?

Foto: PAP/Tomasz Gzell

O tym że znaczna część prokuratorów nie wykazuje aktywności na rozprawach nawet przed SN pisałem już kiedyś. Ponownie zauważyłem to w trakcie rozpatrywania wspomnianej sprawy tzw. "kanibali" w Izbie Karnej SN. Nie mogłem uwierzyć, że przy sali pełnej publiczności znów ziścił się ten sam scenariusz.

Wszedłem na salę sądową, bo czekał przed nią tak duży tłum studentów i dziennikarzy, że nie starczyło miejsc siedzących dla wszystkich. Sędzia referent zasygnalizował sporne w sprawie kwestie: to czy można skazać za zabójstwo osoby, której ciała nie znaleziono (ta kwestia wydawała mi się już dawano przesądzona w literaturze prawniczej, ale wiąż jest ciekawa), a w omawianej sprawie nadto nie ustalono nazwiska ofiary. Pierwsza myśl jaka się wówczas nasuwa - że gdy w podpalonym domu nie zidentyfikowano ofiary to nie znaczy, że jej nie popalono.

Czytaj więcej

Sprawa kanibali spod Choszczna. Jest data wyroku SN

Większość publiczności - studentów prawa - czekała i weszła akurat na tę sprawę, aby zobaczyć wyjątkową rozprawę, spodziewając się pełnokrwistego starcia dwóch stron procesu, prawników w różnych rolach.

A zobaczyli wystąpienie jednej. Prokurator ograniczył się do dłuższego zdania, może dwóch, w których wskazał, że popiera pisemną kasację. Po nim przemawiali ponad pół godziny obrońcy, a prokurator odniósł się jeszcze zdaniem na pytanie sędziego w kwestii formalnej, dotyczącej zastrzeżeń obrony do umocowania sędziów orzekających w niższej instancji.

Być może w kasacji prokuratury było zawarte wszystko co uważała ona za istotne, ale tak jak adwokatom nie przeszkadzało polemizować z zaskarżonym wyrokiem i stanowiskiem prokuratury, tak samo mógł i powinien walczyć do końca prokurator. Nawet jeśli nie był autorem tej kasacji to zapewne ją przestudiował. A jeśli nie wierzył w sens swego ustnego wystąpienia, to powinien poprosić o wyznaczenie do tego sądowego starcia innego prokuratora. Stało się inaczej i obserwatorzy rozprawy, owi studenci, ale i sędziowie, mogli odnieść wrażenie, że albo się nie przygotował do rozprawy, albo nie wierzy w powodzenie kasacji którą formalnie popierał.

Gdyby na sali była rodzina ofiary to prokurator po takiej zdawkowej wypowiedzi musiałby się tłumaczyć na korytarzu sądowym. A za bezimienną ofiarą nie miał kto się wstawić.

O tym że znaczna część prokuratorów nie wykazuje aktywności na rozprawach nawet przed SN pisałem już kiedyś. Ponownie zauważyłem to w trakcie rozpatrywania wspomnianej sprawy tzw. "kanibali" w Izbie Karnej SN. Nie mogłem uwierzyć, że przy sali pełnej publiczności znów ziścił się ten sam scenariusz.

Wszedłem na salę sądową, bo czekał przed nią tak duży tłum studentów i dziennikarzy, że nie starczyło miejsc siedzących dla wszystkich. Sędzia referent zasygnalizował sporne w sprawie kwestie: to czy można skazać za zabójstwo osoby, której ciała nie znaleziono (ta kwestia wydawała mi się już dawano przesądzona w literaturze prawniczej, ale wiąż jest ciekawa), a w omawianej sprawie nadto nie ustalono nazwiska ofiary. Pierwsza myśl jaka się wówczas nasuwa - że gdy w podpalonym domu nie zidentyfikowano ofiary to nie znaczy, że jej nie popalono.

Rzecz o prawie
Ewa Szadkowska: Ta okropna radcowska cisza
Rzecz o prawie
Maciej Gutowski, Piotr Kardas: Neosędziowski węzeł gordyjski
Rzecz o prawie
Jacek Dubois: Wstyd mi
Rzecz o prawie
Robert Damski: Komorniku, radź sobie sam
Materiał Promocyjny
Klimat a portfele: Czy koszty transformacji zniechęcą Europejczyków?
Rzecz o prawie
Mikołaj Małecki: Zabójstwo drogowe gorsze od ludobójstwa?