Jarosław Gwizdak: A takim był dobrym sędzią…

Przykład Tomasza Szmydta dowodzi, że wywiad może zająć się problemami sędziów. A systemu pomocy brak.

Publikacja: 15.05.2024 04:31

Jarosław Gwizdak: A takim był dobrym sędzią…

Foto: Fotorzepa/Michał Walczak

Wkrótce będę obchodził piątą rocznicę odejścia z sędziowskiego urzędu. Upływ czasu pozwala mi na nabranie koniecznego dystansu. Piszę dziś o zdarzeniach z przeszłości, które wciąż nie dają mi spokoju. Nie ukrywam, że wydarzenie, które wstrząsnęło polskim wymiarem sprawiedliwości zaraz po zakończeniu majowego weekendu AD 2024, skłoniły mnie do opowiedzenia tych historii.

Bez taryfy ulgowej

Zacznijmy od kwietnia 2010 r., kiedy w jednym ze śląskich sądów wydarzyła się tragedia. Nowo mianowany asesor sądowy spóźniał się na salę rozpraw. Tego dnia miał mieć swoją kolejną sesję (wokandę, jak mawia się w innych rejonach Polski). Sesji miał od początku swojego urzędowania sporo. W wydziale pionu cywilnego, do którego trafił, nie stosowano żadnej taryfy ulgowej. Przeciwnie, „młody miał się sprawdzić i wykazać” – powtarzały starsze koleżanki po fachu.

Czytaj więcej

Sędzia WSA ujawnia, jaki tak naprawdę dostęp do tajnych danych miał Szmydt

O kolejnej w tygodniu sesji „młody” dowiedział się późnym popołudniem poprzedniego dnia. Zadzwoniła do niego przewodnicząca wydziału i poleciła, żeby przyszedł do sądu wcześniej, zapoznał się z aktami, a potem „skończył, co się da i resztę odroczył”.

Sesja miała się zacząć o godzinie 9:00. Protokolantka nie znalazła jednak asesora w jego gabinecie. Nie dotarł też na salę rozpraw. Spojrzała więc w jedno z okien, z którego widać było parking przed budynkiem sądu. Między samochodami ktoś leżał. Urzędniczka zaczęła krzyczeć.

To był asesor, który chwilę wcześniej wyskoczył przez okno trzeciego piętra.

Pogrzeb był piękny, ludzie płakali

Nabożeństwo pogrzebowe zgromadziło kilkudziesięciu sędziów z całego obszaru apelacji. „Co za tragedia” – wzdychały co bardziej wrażliwe osoby. Kilka ukradkiem ocierało łzy. Kierownik szkolenia i prezes apelacji zapowiadali „podjęcie stosownych czynności”.

Czynności podjęto, owszem. Prezesi wygłosili pogadanki do młodszych kolegów. Spotkało się i zapewne podjęło jakąś uchwałę kolegium sądu okręgowego. Kilka osób awansowało, nikogo nie uznano za odpowiedzialnego zaistniałej sytuacji.

Od tego czasu minęło kilka lat. W centrum innego śląskiego miasta średniej wielkości w samo południe czerwony SUV staranował samochód osobowy. Zza kierownicy wydostała się sprawczyni zdarzenia. Jakieś dwa lata wcześniej skończyła kadencję prezeski lokalnego sądu rejonowego. Alkomat został słusznie użyty przez przybyłych na miejsce funkcjonariuszy policji. Wyświetlacz pokazał promile.

Niestety nikt nie użył alkomatu, gdy inny sędzia wpakował się do rowu świeżo kupionym sportowym samochodem. „Ma problem” – szeptano na korytarzach i w gabinetach. „Chyba się nie nadaje, rzadko jest trzeźwy” – dodawano ukradkiem. Wspomnianego sędziego to zdarzenie ze sportowym samochodem w końcu otrzeźwiło. Poddał się leczeniu odwykowemu, wrócił do sądu i w trzeźwości doczekał stanu spoczynku.

Ramy felietonu nie pozwalają mi opisać w tym miejscu wielu innych tego typu zdarzeń z udziałem polskich sędziów. Przygody obyczajowe, zadłużanie się ponad stan, problemy sąsiedzkie – chciałoby się napisać, że „sędzia też człowiek”. Wydaje mi się jednak, że dotychczas nie najlepsza kondycja psychiczna sędziów uległa w ostatnich latach pogorszeniu.

„Ten jest stąd, a tamten stamtąd”

Powtórzę to, o czym piszę od lat: sędziom wciąż brakuje systemowej pomocy psychologicznej. Zwłaszcza po okresie wzmocnionego podziału środowiska, kampanii hejtu czy stosowania klasycznego mobbingu wobec niektórych sędziów wprowadzenie takiego systemu uważam za konieczne.

Środowisko nadal przecież w praktyce wie, kto ma finansowe problemy, kto pije za dużo, kto prowadzi się w sposób niejednoznaczny. Przypadek sędziego Tomasza Szmydta dowodzi, że mogą o tym wiedzieć również służby innych państw, w dodatku tych, które są nieprzyjazne Polsce.

Nie stawiam tutaj tezy, że „psycholog jest dobry na wszystko” – ale marzę, aby doczekać czasu, gdy sędzia będzie mógł skorzystać z pomocy psychologa, jeśli tylko tego zapragnie.

Dla dobra nas wszystkich.

Autor jest adwokatem, członkiem zarządu Fundacji INPiS, obywatelskim Sędzią Roku 2015 r.

Wkrótce będę obchodził piątą rocznicę odejścia z sędziowskiego urzędu. Upływ czasu pozwala mi na nabranie koniecznego dystansu. Piszę dziś o zdarzeniach z przeszłości, które wciąż nie dają mi spokoju. Nie ukrywam, że wydarzenie, które wstrząsnęło polskim wymiarem sprawiedliwości zaraz po zakończeniu majowego weekendu AD 2024, skłoniły mnie do opowiedzenia tych historii.

Bez taryfy ulgowej

Pozostało 91% artykułu
Rzecz o prawie
Łukasz Guza: Szef stajni Augiasza
Rzecz o prawie
Jacek Dubois: Premier, komuna, prezes Manowska i elegancja słów
Rzecz o prawie
Mikołaj Małecki: Konstytucyjne credo zamiast czynnego żalu
Rzecz o prawie
Witold Daniłowicz: Myśliwi nie grasują. Wykonują zlecenia państwa
Materiał Promocyjny
Wpływ amerykańskich firm na rozwój polskiej gospodarki
Rzecz o prawie
Joanna Parafianowicz: Wybory okazją do zmian