Robert Damski: Uprzedzam, niech się pan nie wysila

Majestat wymiaru sprawiedliwości przegrywa z logiką dłużnika.

Publikacja: 17.04.2024 04:30

Robert Damski: Uprzedzam, niech się pan nie wysila

Foto: Adobe Stock

Jak już kiedyś wspominałem, od jedenastu lat prowadzę konto na portalu X (dawniej Twitter). Poza własnymi przemyśleniami publikuję tam wypowiedzi dłużników, wierzycieli i innych osób, które spotykam podczas czynności terenowych lub w trakcie dyżurów w kancelarii. Niekiedy w komentarzach pojawiają się pytania, czy zamieszczane treści są prawdziwe, bo czasem czytelnikom trudno uwierzyć, że ludzie rzeczywiście tak mówią. Otóż są one autentyczne w stu procentach. Oczywiście niekiedy wymagają anonimizacji lub skrócenia, ale – co do zasady – są wiernym odzwierciedleniem moich rozmów z prawdziwymi osobami.

Przykład? Któregoś dnia przyjeżdżam do dłużnika, którego pierwotne zadłużenie, wobec łącznie trzech wierzycieli wynosiło relatywnie niewiele, bo kilkanaście tysięcy złotych, ale koszty dochodzenia należności oraz przede wszystkim odsetki doprowadziły do przekroczenia kwoty dwudziestu tysięcy złotych długu.

Czytaj więcej

Robert Damski: Jakoś to będzie, czyli recepta na dług

Egzekucja z wynagrodzenia oczywiście bezskuteczna, bo dłużnik – podobnie jak blisko trzy i pół miliona innych pracowników etatowych w Polsce – w pełni korzysta z „immunitetu egzekucyjnego”. Przypominam: wynoszące już 4242 zł wynagrodzenie minimalne jest (poza alimentami) w całości wolne od egzekucji.

Podobnie bezskuteczna jest egzekucja z rachunku bankowego i wierzytelności. Dłużnik, przynajmniej według CEPIK, samochodu nie posiada, a o inne ruchomości nie ma sensu nawet pytać, bo obecnie niemal wszystko jest zwolnione spod egzekucji. Przyjeżdżam więc do jego, należącego rzecz jasna do teściów, domu i próbuję przekonać go do podjęcia próby ustalenia jakiegokolwiek harmonogramu spłat.

Oczywiście możecie państwo zapytać, czy komornik nie powinien przypadkiem od razu wyegzekwować całej kwoty zadłużenia. Powinien, ale cóż z tego, jeśli nie ma z czego.

Po kilkunastu zdaniach słyszę w odpowiedzi:

– Pan komornik się nie wysila, ja mam minimalne, żona zasiłek i po osiem stów na dzieciaki. A mi już sąsiad wytłumaczył, co pan mnie może. Znaczy, że dziękuję, ale nie jestem zainteresowany.

– Ale wie pan, że odsetki panu rosną? – odpowiadam.

– A niech se rosną, mnie to wisi. Do widzenia panu.

I tak oto majestat wymiaru sprawiedliwości państwa przegrywa z logiką dłużnika wspartą wiedzą od sąsiada i zapewne „mecenasa Google”, ale przede wszystkim, ze zbudowanym dzięki lekkomyślności tego samego państwa, poczuciem bezkarności i braku odpowiedzialności za swoje decyzje.

Inny przykład?

Do kancelarii przychodzi kobieta, na oko trzydziestoletnia. Rozsiada się wygodnie i mówi:

– Dostałam od pana list.

– I przyszła pani uzgodnić spłatę zadłużenia? – pytam z nadzieją w głosie.

– No skąd! Przyszłam uprzedzić, że wszystkie dochody mam wolne od zajęcia, więc lepiej niech się pan nawet nie wysila.

Jak się państwo domyślają, faktycznie cały dochód, który w sytuacji tej konkretnej dłużniczki wynosił ponad pięć tysięcy złotych „na rękę”, był wolny od egzekucji.

Po wyjściu owej pani jeden z moich pracowników zauważył, że on, pracując w kancelarii, tyle nie zarabia, ale jak zwykłem mawiać, to temat na zupełnie inny tekst.

Mógłbym, rzecz jasna, przytoczyć jeszcze wiele innych przykładów potwierdzających systemową patologię, z jaką mamy do czynienia w kraju, w którym prawo wręcz namawia do zaciągania zobowiązań bez konieczności ich spłacania. Niektóre z wypowiedzi, z jakimi się spotkałem, są zresztą nawet śmieszne.

Zupełnie nieśmieszna jest natomiast skuteczność egzekucji na poziomie 25 procent. A ja, jako prosty powiatowy komornik, więcej już dla jej podniesienia zrobić nie mogę.

Autor jest komornikiem sądowym w Lipnie

Jak już kiedyś wspominałem, od jedenastu lat prowadzę konto na portalu X (dawniej Twitter). Poza własnymi przemyśleniami publikuję tam wypowiedzi dłużników, wierzycieli i innych osób, które spotykam podczas czynności terenowych lub w trakcie dyżurów w kancelarii. Niekiedy w komentarzach pojawiają się pytania, czy zamieszczane treści są prawdziwe, bo czasem czytelnikom trudno uwierzyć, że ludzie rzeczywiście tak mówią. Otóż są one autentyczne w stu procentach. Oczywiście niekiedy wymagają anonimizacji lub skrócenia, ale – co do zasady – są wiernym odzwierciedleniem moich rozmów z prawdziwymi osobami.

Pozostało 85% artykułu
Rzecz o prawie
Łukasz Guza: Szef stajni Augiasza
Rzecz o prawie
Jacek Dubois: Premier, komuna, prezes Manowska i elegancja słów
Rzecz o prawie
Mikołaj Małecki: Konstytucyjne credo zamiast czynnego żalu
Rzecz o prawie
Witold Daniłowicz: Myśliwi nie grasują. Wykonują zlecenia państwa
Materiał Promocyjny
Wpływ amerykańskich firm na rozwój polskiej gospodarki
Rzecz o prawie
Joanna Parafianowicz: Wybory okazją do zmian