Krzątając się w sobotę w kuchni, jednym okiem łypałem na transmisję rozgrywanych w Glasgow halowych mistrzostw świata w lekkiej atletyce. Podczas przedpołudniowej sesji eliminacyjnej komentatorzy rozpoczęli dyskusję o zapowiadanej innowacji w skoku w dal. Być może seria eliminacji nie była pasjonująca, dlatego postanowili rozgrzać kibiców zapowiedzią zmian w jednej z lekkoatletycznych rywalizacji.
Władze światowej lekkoatletyki planują usunąć belkę z rozbiegu i zastąpić ją wydłużoną „strefą odbicia”. Dzięki temu każdy skok ma być ważny (zmierzony) i nie będzie spalonych prób. Piękny pomysł, udoskonalenie i dodanie dramaturgii rywalizacji. Kibice „królowej sportu” powinni być wniebowzięci.
Powinni, bo ich chyba nikt o zdanie nie zapytał. Odezwali się jednak sportowcy, którzy, delikatnie mówiąc, nie są zadowoleni. Militiadis Tentoglu, etatowy zwycięzca, mistrz świata i złoty medalista olimpijski, zagroził zakończeniem kariery ewentualnie zmianą dyscypliny na trójskok. Argumentował, że skok w dal jest najtrudniejszą konkurencją i wymaga specjalnego treningu. Nie może być tak, że ktoś, kto bardzo szybko biegnie i dobrze się odbije, zagrozi świetnemu technikowi. To się nie godzi. To właśnie w belce tkwi sekret skoku w dal.
Głos zabrał również jeden z najwybitniejszych sportowców w historii lekkoatletyki – Carl Lewis. Zaproponował, żeby w lidze NBA powiększono obręcze koszy, aby łatwiej tam było trafiać. W sporcie nie ma być łatwiej, to już wiemy. Rywalizacja ma się toczyć tak jak dawniej.