Jarosław Gwizdak: Skok po sędziowską nominację. Kto na spalonym

Nieskazitelność charakteru sędziego przejawia się w unikaniu awansu skażonego polityką.

Publikacja: 13.03.2024 02:01

Jarosław Gwizdak: Skok po sędziowską nominację. Kto na spalonym

Foto: Adobe Stock

Krzątając się w sobotę w kuchni, jednym okiem łypałem na transmisję rozgrywanych w Glasgow halowych mistrzostw świata w lekkiej atletyce. Podczas przedpołudniowej sesji eliminacyjnej komentatorzy rozpoczęli dyskusję o zapowiadanej innowacji w skoku w dal. Być może seria eliminacji nie była pasjonująca, dlatego postanowili rozgrzać kibiców zapowiedzią zmian w jednej z lekkoatletycznych rywalizacji.

Władze światowej lekkoatletyki planują usunąć belkę z rozbiegu i zastąpić ją wydłużoną „strefą odbicia”. Dzięki temu każdy skok ma być ważny (zmierzony) i nie będzie spalonych prób. Piękny pomysł, udoskonalenie i dodanie dramaturgii rywalizacji. Kibice „królowej sportu” powinni być wniebowzięci.

Powinni, bo ich chyba nikt o zdanie nie zapytał. Odezwali się jednak sportowcy, którzy, delikatnie mówiąc, nie są zadowoleni. Militiadis Tentoglu, etatowy zwycięzca, mistrz świata i złoty medalista olimpijski, zagroził zakończeniem kariery ewentualnie zmianą dyscypliny na trójskok. Argumentował, że skok w dal jest najtrudniejszą konkurencją i wymaga specjalnego treningu. Nie może być tak, że ktoś, kto bardzo szybko biegnie i dobrze się odbije, zagrozi świetnemu technikowi. To się nie godzi. To właśnie w belce tkwi sekret skoku w dal.

Głos zabrał również jeden z najwybitniejszych sportowców w historii lekkoatletyki – Carl Lewis. Zaproponował, żeby w lidze NBA powiększono obręcze koszy, aby łatwiej tam było trafiać. W sporcie nie ma być łatwiej, to już wiemy. Rywalizacja ma się toczyć tak jak dawniej.

Władze lekkoatletyczne reagują niemrawo – argumentując, że obecna technika pomiarów zmierzy każdy skok oddany z każdego miejsca. Sportowi dziennikarze przypominają, że niedawno czas sprinterów mierzono ręcznymi stoperami, a teraz dokładność pomiaru czasu sięga tysięcznych części sekundy.

To jaki ma być ten sport? Jakie reguły mają rządzić rywalizacją? Czy jeśli dopuścimy pewne modyfikacje – jak te proponowane w skoku wzwyż – to czy to będzie ta sama dyscyplina? Co zrobić z dotychczasowymi rekordami czy wyjątkowymi osiągnięciami? Tyle o sporcie i jego królowej. Zdanie króla Carla Lewisa już znamy. Przejdźmy do rzeczy. Rzeczy o prawie i praworządności.

Zastanawiam się, jak miałyby przebiegać powtórzone konkursy na sędziowskie stanowiska. Tłem moich rozmyślań są jedne z proponowanych rozwiązań obecnej sytuacji w polskim wymiarze sprawiedliwości. Myślę o tym, że w ponownym konkursie mogliby startować zarówno sędziowie, którzy w ostatnich latach nie mieli oporów przed ubieganiem się o sędziowski awans, jak i ci, którzy od takiego działania się powstrzymywali.

Zadaję sobie pytanie, czy to będzie nadal taki konkurs jak kiedyś czy też będziemy mieli do czynienia z zupełnie nową dyscypliną prawniczego sportu. Czy w ten sposób – pozostając przy skoku w dal – nie zostanie wprowadzona nowa strefa odbicia zamiast dotychczasowej belki?

Już tłumaczę: ponowny start w konkursie na sędziowskie stanowisko dla tych, którzy zostali na nie powołani w ostatnich latach, stając wcześniej przed upolitycznioną KRS, powinien być traktowany jako okoliczność obciążająca. Przynajmniej na pierwszy rzut prawniczego oka. Im dłużej funkcjonowało to ciało, tym bardziej wątpliono w jego legalność. Pamiętamy, że o jej kształcie wypowiadały się europejskie trybunały i Sąd Najwyższy. Ci, którzy tego nie zauważali, popełniali co najmniej grzech zaniechania. A grzeszyć sędziom się nie godzi.

W nowych konkursach startować będą również ci, którzy w tym czasie powstrzymywali się od ubiegania się o sędziowski awans. Czy sama powściągliwość w karierze i unikanie skażonej polityką promocji powinny świadczyć na ich korzyść? Być może. Przynajmniej na pierwszy rzut prawniczego oka.

Dlaczego nie jestem jednak tego pewien? Uważam, że nieskazitelność sędziowskiego charakteru powinna przejawiać się właśnie w takich postawach. Nie stanowi tutaj wcale wartości dodanej. Nie pomaga w odbiciu podczas skoku po nominację. Rozumując w ten sposób, można jednak przyjąć, że sędziowie „cofnięci” taką nieskazitelnością charakteru się nie wykazali. Być może stracili przymioty do bycia sędziami? Być może należy rozważać przysługujące w tej sytuacji środki i nie mam tu bynajmniej na myśli ponownych awansów.

Pytania mogę mnożyć. Bardzo się cieszę, że na razie nie muszę na nie odpowiadać. Mam tylko wrażenie, że wyzwanie, przed którym stoją decydenci światowej królowej sportu, w porównaniu z naszym dylematem jest całkowitą błahostką.

Im chodzi o uatrakcyjnienie rywalizacji, nam o praworządność.

Nikt nie mówił, że będzie łatwo.

Autor jest adwokatem, członkiem zarządu Fundacji INPRiS, obywatelskim Sędzią Roku 2015

Krzątając się w sobotę w kuchni, jednym okiem łypałem na transmisję rozgrywanych w Glasgow halowych mistrzostw świata w lekkiej atletyce. Podczas przedpołudniowej sesji eliminacyjnej komentatorzy rozpoczęli dyskusję o zapowiadanej innowacji w skoku w dal. Być może seria eliminacji nie była pasjonująca, dlatego postanowili rozgrzać kibiców zapowiedzią zmian w jednej z lekkoatletycznych rywalizacji.

Władze światowej lekkoatletyki planują usunąć belkę z rozbiegu i zastąpić ją wydłużoną „strefą odbicia”. Dzięki temu każdy skok ma być ważny (zmierzony) i nie będzie spalonych prób. Piękny pomysł, udoskonalenie i dodanie dramaturgii rywalizacji. Kibice „królowej sportu” powinni być wniebowzięci.

Pozostało 87% artykułu
Rzecz o prawie
Łukasz Guza: Szef stajni Augiasza
Rzecz o prawie
Jacek Dubois: Premier, komuna, prezes Manowska i elegancja słów
Rzecz o prawie
Mikołaj Małecki: Konstytucyjne credo zamiast czynnego żalu
Rzecz o prawie
Witold Daniłowicz: Myśliwi nie grasują. Wykonują zlecenia państwa
Materiał Promocyjny
Wpływ amerykańskich firm na rozwój polskiej gospodarki
Rzecz o prawie
Joanna Parafianowicz: Wybory okazją do zmian