Maciej Gutowski, Piotr Kardas: Prawniczy parnas, czyli (nie)najlepsi z najlepszych

Jeszcze nie zbudowaliśmy systemu gwarantującego, że do organów na szczycie systemu prawnego powoływane będą osoby spełniające określone w konstytucji kryteria.

Publikacja: 14.02.2024 02:02

Maciej Gutowski, Piotr Kardas: Prawniczy parnas, czyli (nie)najlepsi z najlepszych

Foto: Adobe Stock

Emocjonalne debaty o przywracaniu praworządności i naprawie państwa po raz kolejny ujawniają trawiące polski system prawny bolączki związane z dokonywaniem wyborów personalnych. Od transformacji ustrojowej w 1989 r. nie udało się niestety zbudować systemu, w którym do kluczowych ciał, zwłaszcza do organów na szczycie systemu prawnego, powoływani byliby prawnicy spełniający określone w konstytucji kryteria.

Prawda, że postanowienia konstytucji i konkretyzujących je ustaw są w zakresie wymogów kompetencyjnych i odnoszących się do rękojmi nad wyraz lakoniczne. Twórcom tych rozwiązań zdaje się przyświecało przekonanie, że parnas prawniczy, decydujący o funkcjonowaniu demokracji konstytucyjnej, to miejsce, do którego powoływani będą najlepsi z najlepszych. Dający z uwagi na kompetencje merytoryczne oraz dotychczasowe osiągnięcia największą gwarancję prawidłowego sprawowania powierzanych im funkcji.

Czytaj więcej

Piotr Kardas, Maciej Gutowski: Nieskuteczne powroty ze stanu spoczynku

Pobieżna analiza wyborów dokonywanych w ciągu trzydziestu lat pozwala bez trudu wskazać bynajmniej nie jednostkowe przypadki przyznawania godności sędziego Trybunału Konstytucyjnego, Sądu Najwyższego, Naczelnego Sądu Administracyjnego z naruszeniem elementarnych wymogów kompetencyjnych, nie wspominając już o godnościach bezpośrednio nienormowanych konstytucyjnie. Sprawia to wrażenie podejmowania decyzji na podstawie kalendarza z nazwiskami znajomych, z różnych powodów uznających, że zasługują na zaszczyt wieńczący taką karierę zawodową, o której do momentu powołania do pełnienia najważniejszych funkcji nikt nigdy, poza grupką osobistych znajomych i rodziny, nie słyszał.

Jakobińska rewolucja w wymiarze sprawiedliwości

Konsekwencji tego sposobu działania doświadczaliśmy m.in. przez ostatnie osiem lat. Jakobińska rewolucja w wymiarze sprawiedliwości, niekonstytucyjna czystka i zastępowanie jednych dostojników innymi, opierała się także na dysonansie środowiskowym. Na rozczarowaniu brakiem poszanowania dla kryteriów merytorycznych i wskazywaniu znajomych pozbawionych kompetencji w takim samym zakresie, w jakim nie posiadali jej rozczarowani, pozbawieniu możliwości uzyskania prawniczych zaszczytów.

Wystarczy przypomnieć debaty dotyczące systemu autokooptacji do SN, podnoszone zastrzeżenia, wreszcie przyznanie także przez beneficjentów tego systemu, że był patologiczny, by dostrzec znaczenie przestrzegania reguł kompetencyjnych. Próby rekonstrukcji zasad państwa praworządnego podejmowane bez żelaznego respektowania zasad wyboru opartego na najwyższych kompetencjach i po zweryfikowaniu postawy stanowiącej podstawę rękojmi, muszą zakończyć się kolejną katastrofą.

Dokonane i zapowiadane rozstrzygnięcia personalne w ciągu ostatniego miesiąca nie dają podstaw do optymizmu. W wielu wypadkach trudno bronić stanowiska, że to kompetencje, umiejętności, wybitne dokonania, a nie znajomość z dysponującymi mocą wyboru decydowały o obsadzie.

Wybitny w danej dziedzinie? To za mało

A przecież niedługo czekają nas dalsze zmiany. Tymczasem nawet bez konkretyzowania kryteriów ujętych lakonicznie można bez trudu dostrzec, że do TK, SN, NSA wybierani być mogą jedynie prawnicy legitymujący się wybitną wiedzą w danej dziedzinie prawa, posiadający powszechnie uznany dorobek, istotnie wykraczający ponad przeciętność, dający swoją dotychczasową postawą i działalnością zawodową i pozazawodową, rękojmię najwyższej niezawisłości, bezstronności i roztropności.

W przypadku instytucji o kluczowym znaczeniu, jaką jest Trybunał Konstytucyjny, nie trzeba nowelizować przepisów, by przyjąć kilka oczywistych i niezbywalnych zasad. Sędzią konstytucyjnym może być bowiem w cywilizowanej demokracji konstytucyjnej jedynie ten, kto posiada wybitne osiągnięcia w danej dyscyplinie prawa. Mierzone dorobkiem zawodowym, np. orzeczniczym, profesjonalnym, publikacjami, ocenami dokonywanymi w latach kariery zawodowej.

Nie ma żadnego powodu, by sędzia Trybunału Konstytucyjnego miał spełnić niższe wymagania niż stawiane przed kandydatami do belwederskiej profesury. Tam wymóg legitymowania się wybitnymi osiągnięciami jest wpisany do ustawy. W sądzie konstytucyjnym poszerza się jedynie obszar oceny wybitności. Nie tylko osiągnięcia naukowe w prawoznawstwie, ale także osiągnięcia na polu jego stosowania.

Ponadto niezależnie od wybitnej wiedzy i osiągnięć w danej dyscyplinie prawniczej kandydat do funkcji sędziego Trybunału Konstytucyjnego musi charakteryzować się ponadprzeciętną i udokumentowaną wiedzą oraz osiągnięciami z zakresu prawa konstytucyjnego. Nie wystarczy bowiem być wybitnym specjalistą w danej dziedzinie prawa, by spełniać warunki decydowania o konstytucyjności ustaw.

Powyższe warto uzupełnić o wymóg odpowiedniego doświadczenia zawodowego, co w sądzie konstytucyjnym z wielu powodów powinno oznaczać wymóg co najmniej dwudziestoletniego stażu zawodowego. Wszystko to powinno być poddane weryfikacji przez odpowiednie gremium, tak by w sposób maksymalnie zobiektywizowany i transparentny wyselekcjonować merytorycznie kwalifikowanych kandydatów do pełnienia tych funkcji.

TK jest miejscem ścierania się idei

Niezależnie od niezbywalnych kryteriów merytorycznych, nie można stracić z pola widzenia, że sąd konstytucyjny to miejsce ścierania się idei dotyczących filozofii prawa, filozofii politycznej, rozumienia praworządności i funkcji prawa. Musi być zatem z założenia zróżnicowany co do formacji intelektualnej. Trybunał, jak i inne ważne gremia prawnicze ukształtowane z osób myślących o prawie w sposób identyczny, jednobarwny, a gorzej jeszcze, radykałów przekonanych o jedynej słuszności głoszonych przez siebie poglądów, nie jest w stanie pełnić przypisywanej mu ustrojowo funkcji.

Autorzy są profesorami prawa i adwokatami

Emocjonalne debaty o przywracaniu praworządności i naprawie państwa po raz kolejny ujawniają trawiące polski system prawny bolączki związane z dokonywaniem wyborów personalnych. Od transformacji ustrojowej w 1989 r. nie udało się niestety zbudować systemu, w którym do kluczowych ciał, zwłaszcza do organów na szczycie systemu prawnego, powoływani byliby prawnicy spełniający określone w konstytucji kryteria.

Prawda, że postanowienia konstytucji i konkretyzujących je ustaw są w zakresie wymogów kompetencyjnych i odnoszących się do rękojmi nad wyraz lakoniczne. Twórcom tych rozwiązań zdaje się przyświecało przekonanie, że parnas prawniczy, decydujący o funkcjonowaniu demokracji konstytucyjnej, to miejsce, do którego powoływani będą najlepsi z najlepszych. Dający z uwagi na kompetencje merytoryczne oraz dotychczasowe osiągnięcia największą gwarancję prawidłowego sprawowania powierzanych im funkcji.

Pozostało 84% artykułu
Rzecz o prawie
Łukasz Guza: Szef stajni Augiasza
Rzecz o prawie
Jacek Dubois: Premier, komuna, prezes Manowska i elegancja słów
Rzecz o prawie
Mikołaj Małecki: Konstytucyjne credo zamiast czynnego żalu
Rzecz o prawie
Witold Daniłowicz: Myśliwi nie grasują. Wykonują zlecenia państwa
Materiał Promocyjny
Wpływ amerykańskich firm na rozwój polskiej gospodarki
Rzecz o prawie
Joanna Parafianowicz: Wybory okazją do zmian