Bartosz Wojsław: Squattersi w Hiszpanii, czyli degradacja prawa własności

Nowa ustawa mieszkaniowa realnie narusza prawo własności chronione przez konstytucję i konwencje międzynarodowe.

Publikacja: 21.11.2023 02:00

Bartosz Wojsław: Squattersi w Hiszpanii, czyli degradacja prawa własności

Foto: Adobe Stock

W kwietniu tego roku hiszpański parlament uchwalił nową ustawę mieszkaniową, która jeszcze bardziej niż dotychczas rozszerzyła prawa tzw. squattersów. Problem dzikich lokatorów staje się zmorą właściwie wszystkich regionów świata, a według ekspertów wkrótce stanie się wyzwaniem także dla Polski.

W państwach trzeciego świata fenomen nazywany squattingiem od zawsze był, jest i zapewne będzie sposobem na życie nawet większej części społeczeństw, ale zjawisko to staje się też coraz bardziej zauważalne w krajach Unii Europejskiej.

Czytaj więcej

Hiszpania rozważa możliwość rezygnacji ze „złotych wiz”

Nielegalnie zajmujący nieruchomości tłumaczą swoje zachowanie tym, że prawo do godnego mieszkania to prawo człowieka, które stawiają ponad prawem własności. Niezależnie jednak od argumentacji, problem mają prawowici właściciele, a w poradzeniu sobie z nim bynajmniej nie pomagają im politycy. Przy głośnym poparciu premiera Hiszpanii Pedro Sancheza sytuacja ofiar squattingu w Hiszpanii stała się jeszcze gorsza niż dotychczas. W życie weszła bowiem ustawa, która ekstremalnie komplikuje eksmisję dzikich lokatorów.

Źle życzą swojemu narodowi

Na internetowej stronie hiszpańskiego rządu możemy przeczytać, że „ustawa mieszkaniowa rozwija konstytucyjne prawo do godnego mieszkania i ma na celu pomoc grupom, które mają większe trudności z dostępem do niego, poprzez środki takie jak ograniczenie ceny wynajmu lub promowanie mieszkań komunalnych”.

Jaka jest rzeczywistość? To 16 tys. 726 zgłoszeń dotyczących squattingu w 2022 r., co daje liczbę prawie 46 takich przypadków dziennie. Najgorzej sytuacja wygląda w Katalonii, bo tam zanotowano aż 7500 nielegalnych zajęć. Tak zwany squatting stał się istotnym problemem społecznym, z którym rząd nie zamierza walczyć.

– Zadajmy sobie pytanie, kto przegłosował tę ustawę. Bildu, czyli partia separatystyczna i terrorystyczna, Esquerra Republicana, czyli skrajnie lewicowa partia katalońska, która chce zniszczenia Hiszpanii, oraz rządząca partia socjalistyczna i PODEMOS, czyli partia komunistyczna – mówi „Rzeczpospolitej” Sergio Nasarre Aznar, profesor prawa cywilnego na Uniwersytecie Rovira i Virgili w Tarragonie. Zwraca on więc uwagę na to, że większość partii, które przegłosowały to prawo, to ugrupowania skrajne i źle życzące jedności hiszpańskiego narodu.

Na rządowej stronie internetowej możemy także przeczytać, że ustawa zapewni ochronę przed eksmisjami poprzez przedłużenie terminów eksmisji. W praktyce oznacza to, że nowe prawo bardzo rozszerza prawa squattersów, którzy, zgodnie z tą ustawą, po wejściu do nieruchomości mogą wykazać swoją trudną sytuację ekonomiczną i społeczną, a wtedy nie zostaną eksmitowani.

Brzmi jak żart

Kto definiuje „trudną sytuację”? Administracja publiczna, która określa, kto jest biedny, a kto nie. Problem polega na tym, że do udowodnienia, że squatter nie jest w „trudnej sytuacji”, potrzebna jest współpraca z jego strony. Chodzi przede wszystkim o dotarcie do wielu niezbędnych dokumentów, które należy przedłożyć administracji publicznej.

– Jeśli pójdę do urzędu i zapytam, jaka jest sytuacja materialna i społeczna tego człowieka, to jego danych i tak nie otrzymam, bo są one chronione. Ustawodawcy skomplikowali tę procedurę maksymalnie – mówi „Rzeczpospolitej” cywilista Sergio Nasarre Aznar. W tym kontekście chwalenie się rządu zaproponowaną procedurą mediacyjną i pojednawczą między posiadającym tytuł prawny do nieruchomości a intruzem brzmi jak żart. Co więcej, nowa ustawa mieszkaniowa wymaga od właściciela udowodnienia, że dana nieruchomość nie jest stałym miejscem zamieszkania squattersa – to właściciel musi udowodnić, że nie jest wielbłądem, a dowiedzenie tego jest często bardzo trudne. Jak pisze dziennik „El País”, dziwne jest, że ciężar dowodu spoczywa w tej sytuacji nie na intruzie, ale na prawowitym posiadaczu nieruchomości.

Robin Hoodzi w togach

Pochodnym, a narastającym w Hiszpanii problemem są tak zwani inquiokupas – sformułowanie stworzone przez połączenie dwóch oddzielnych słów, czyli inquilinos – lokatorzy oraz „okupas” będącego hiszpańskim odpowiednim angielskiego squatters. Fenomen polega na tym, że najemcy, których umowa wynajmu wygasa, nie chcą wyprowadzić się z mieszkania lub po prostu przestają płacić. W takich sytuacjach interwencja sądowa także jest bardzo powolna.

Profesor z tarragońskiego uniwersytetu Sergio Nasarre Aznar zwraca uwagę na jeszcze jeden aspekt problemu z tzw. squattersami w Hiszpanii. Sformułowanie „robinprudencja” opisuje fenomen realnie występujący w hiszpańskich sądach.

–Niektórzy sędziowie chcą być Robin Hoodami – zabierać bogatym i oddawać biednym. Mimo że formalnie obowiązują ich pewne wymagania i terminy, to sprawę nielegalnej okupacji mieszkania wkładają na sam dół sterty leżącej na ich biurkach. W ten sposób chcą pomóc tym „biednym squattersom” – mówi Nasarre Aznar i dodaje, że nowe prawo mieszkaniowe realnie narusza prawo własności chronione przez hiszpańską konstytucję i konwencje międzynarodowe.

– Jeśli zapoznamy się z przepisami nowej ustawy mieszkaniowej, to zobaczymy, że w pewien sposób wywłaszcza ona wszystkich Hiszpanów i tworzy nowy koncept prawny, tzn. posiadanie kontrolowane przez państwo. Rząd będzie decydował, kto wchodzi do twojego domu oraz komu i za ile możesz go wynająć. Z kolei jeśli masz dwójkę dzieci i zapisujesz swój dom jednemu z nich, to państwo może się wtrącić i powiedzieć „przepraszam, ale taka decyzja nie spełnia funkcji społecznej” – punktuje cywilista.

Politycy się postarali

Politycy doprowadzili więc do sytuacji, w której prawna eksmisja squattersa z nieruchomości wiąże się z długą batalią administracyjno-sądową, a ta może nie zakończyć się sukcesem.

W każdym razie premier Pedro Sanchez i jego rząd zrobili wszystko, żeby jak najbardziej utrudnić właścicielom życie.

W kwietniu tego roku hiszpański parlament uchwalił nową ustawę mieszkaniową, która jeszcze bardziej niż dotychczas rozszerzyła prawa tzw. squattersów. Problem dzikich lokatorów staje się zmorą właściwie wszystkich regionów świata, a według ekspertów wkrótce stanie się wyzwaniem także dla Polski.

W państwach trzeciego świata fenomen nazywany squattingiem od zawsze był, jest i zapewne będzie sposobem na życie nawet większej części społeczeństw, ale zjawisko to staje się też coraz bardziej zauważalne w krajach Unii Europejskiej.

Pozostało 91% artykułu
Rzecz o prawie
Ewa Szadkowska: Ta okropna radcowska cisza
Rzecz o prawie
Maciej Gutowski, Piotr Kardas: Neosędziowski węzeł gordyjski
Rzecz o prawie
Jacek Dubois: Wstyd mi
Rzecz o prawie
Robert Damski: Komorniku, radź sobie sam
Materiał Promocyjny
Klimat a portfele: Czy koszty transformacji zniechęcą Europejczyków?
Rzecz o prawie
Mikołaj Małecki: Zabójstwo drogowe gorsze od ludobójstwa?