Ukaranie osób odpowiedzialnych za stosowanie Pegasusa nie zabezpieczy nas przed nadużywaniem podobnego oprogramowania w przyszłości. Na rynku dostępny jest już np. Predator, który także umożliwia ominięcie wszelkich zabezpieczeń i nieskrępowane sprawdzanie całej aktywności celu ataku: nie tylko podsłuchiwanie, ale też przeglądanie zawartości telefonu i wszystkiego, co się za jego pośrednictwem robi.
To się nie może powtórzyć
Aby ponownie nie doszło do nadużyć, konieczne jest wprowadzenie dwóch systemowych reform: przyznanie inwigilowanym prawa do informacji, że w przeszłości byli obiektem zainteresowania służb, oraz stworzenie niezależnej instytucji patrzącej służbom na ręce.
Nałożenie na Policję i służby obowiązku informowania, że w przeszłości kogoś inwigilowały, pozwoli każdemu obywatelowi na weryfikację zasadności prowadzonych względem nich działań. Wprowadzenie takiego prawa zwiększy też świadomość wśród funkcjonariuszy, że ich działania będą mogły podlegać weryfikacji, i zmniejszy ryzyko nadmiernej ingerencji w prawo do prywatności. Oczywiście w wyjątkowych sytuacjach, np. związanych ze szpiegostwem, służby mogłyby odstąpić od informowania figuranta o swoich działaniach, ale zgodę na to musiałby wyrazić sąd. Ten postulat cieszy się pełnym poparciem wszystkich partii, które mają stworzyć wspólny rząd, więc jest to do zrobienia na już.
Drugi niezbędny krok to stworzenie niezależnej instytucji patrzącej służbom na ręce, w dużym uproszczeniu – „NIK dla służb”. Byłaby to odpowiedź na problem tego, że służby specjalne są „państwem w państwie”: większość ich działań nie podlega jakiejkolwiek zewnętrznej kontroli, a ta sprawowana przez sądy nad zakładaniem podsłuchów jest iluzoryczna. Szczegóły działania tej instytucji przedstawiła Fundacja Panoptykon w społecznych założeniach do ustawy o kontroli służb, a wcześniej – zespół ekspertów pracujących pod auspicjami ówczesnego rzecznika praw obywatelskich – prof. Adama Bodnara. Stworzenie apolitycznej instytucji składającej się z sędziów jako jedno z możliwych rozwiązań wskazała też w swoich rekomendacjach senacka komisja nadzwyczajna, która w kończącej się kadencji starała się wyjaśnić aferę Pegasusa. Ten postulat nie cieszy się jednak pełnym poparciem, bo ludzie niegdyś związani ze służbami forsują alternatywne rozwiązanie w postaci poszerzenia uprawnień sejmowej Komisji ds. Służb. Zgodnie z tą koncepcją to politycy, a nie sędziowie zasiadający w nowej instytucji mieliby sprawować kontrolę nad służbami.
Cofnąć niebezpieczne zmiany
Poza wdrożeniem jednego z tych rozwiązań, nie można zapomnieć o cofnięciu niebezpiecznych zmian wprowadzonych w ostatnich latach, jak np. możliwość wykorzystywania nielegalnie zdobytych dowodów (tzw. owoców zatrutego drzewa) lub prowadzenia w pewnych okolicznościach inwigilacji przez szefa ABW bez konieczności autoryzacji ze strony sądu. Potrzebne jest też urealnienie kontroli sądowej nad stosowaniem podsłuchów: dzisiaj sądy wyrażają zgodę na tzw. kontrolę operacyjną w 99 proc. przypadków, bo nie mają możliwości dogłębnej weryfikacji wniosków służb i – jak to ujął jeden z sędziów – „muszą zaufać służbom”.
Inwigilacja w 2019 r. szefa sztabu Koalicji Obywatelskiej Krzysztofa Brejzy pokazała, że służby, które zamiast działać w interesie państwa reprezentują interesy partii, zagrażają nie tylko prawu do prywatności obywateli i obywatelek, ale także demokracji. Dlatego rozliczenie i reforma w służbach powinny zajmować wysokie miejsce na liście wyzwań, jakie postawi przed sobą nowy rząd.