Beata Komarnicka-Nowak: Etyczne i prawne podstawy reparacji

Niemcy wciąż mówią twarde „nie” reparacjom dla Polski. A przez 80 lat nie zdołali nawet postawić w Berlinie pomnika ofiarom okupacji w Polsce.

Publikacja: 28.03.2023 11:12

Beata Komarnicka-Nowak: Etyczne i prawne podstawy reparacji

Foto: Adobe Stock

W październiku 1939 r., kiedy na ulicach leżały jeszcze nieuprzątnięte ruiny zbombardowanej Warszawy, władze niemieckie przystąpiły do niszczenia i wywożenia całego dobytku kulturalnego, a właściwie tego, co z niego zostało. Wywożono nie tylko cenniejsze przedmioty z muzeów, ale i byle jakie mikroskopy z pracowni Politechniki i małe księgozbiory z seminariów Uniwersytetu. Profesora Petersena, który był profesorem prehistorii na Uniwersytecie w Rostocku, zapytał Polak zmuszony wydawać te przedmioty, dlaczego te wszystkie rzeczy zabiera, kiedy Rzesza posiada niezliczoną ilość takich samych i lepszych. „Posiada – odpowiedział tamten – ale po co mają tu zostawać, kiedy przecież w Warszawie szkół wyższych już nigdy nie będzie”. Gdy zaś ów niemiecki profesor wyraził zdziwienie, że Polak niechętnie wydaje mu zbiory, ten mu odpowiedział: „Niech pan postawi się w naszej sytuacji i pomyśli, że to Niemcy przegrały wojnę i zwycięzcy zabierają im ich warsztaty pracy naukowej”. „To niemożliwe – odparł Niemiec – to się stać nie może”. W tych jego słowach znalazła wyraz podstawa postępowania niemieckiego: przekonanie o swej sile i wynikającej z niej bezkarności – pisał w 1945 r. jeden z najwybitniejszych polskich filozofów Władysław Tatarkiewicz.

Czytaj więcej

Prawnicy: Nie ma szans na reparacje od Niemiec przed sądem

Planowe dzieło zniszczenia

Mając to przekonanie, niszczyli z całą bezwzględnością. Wszystkie wyższe uczelnie w Polsce zostały zamknięte, a majątek zabrany. Profesorowie nie zostali nawet zawiadomieni, że przestali pracować. Tylko w Krakowie zaproszono ich na odczyt niemiecki i aresztowano. Potem wywieziono do obozu do Rzeszy. Zamknięte zostały również wszystkie szkoły średnie ogólnokształcące – aż do końca okupacji. Gmachy szkół służyły celom niemieckim. Zniknęły wszystkie stowarzyszenia i organizacje naukowe, a ich majątek skonfiskowano.

Biblioteki publiczne były niedostępne dla Polaków. Trzysta tysięcy najstarszych druków polskich i czterdzieści tysięcy rękopisów Niemcy spalili w 1944 r. Wszystkie księgarnie w Polsce przeszły w ręce Niemców. Niemcy spalili całe Archiwum Akt Nowych i Archiwum Główne. Właściwie archiwa centralne całego kraju przestały istnieć.

W czasie okupacji uniemożliwiono publikację jakiejkolwiek książki zarówno naukowej, jak i zakresu literatury. Zamknięte zostały wszystkie czasopisma naukowe, literackie i codzienne. Ukazywały się jedynie niemieckie, na najniższym poziomie. Zamknięte zostały wszystkie muzea i wystawy sztuki. Z Muzeum Narodowego w Krakowie zrobiono kasyno niemieckie, z Muzeum Narodowego w Warszawie magazyn dla SS. Z Muzeum Narodowego w Warszawie wywieziono całą sztukę średniowieczną, a z innych działów okazy najcenniejsze.

Zanim zniszczono Zamek Królewski, wywieziono znajdujące się w nim obrazy. Galerię pałacu w Łazienkach SS traktowało jako swoją własność i obraz ze szkoły Rembrandta ofiarowali generalnemu gubernatorowi Frankowi na urodziny. Dzieła sztuki nieodpowiadające treścią Niemcom były niszczone, tak jak zabytki architektury od początku okupacji.

Po powstaniu 1944 r. palono i wysadzano w powietrze kolejno wszystkie zabytki stolicy. W Poznaniu zniszczono od razu wszystkie, tak samo w Łodzi. W Warszawie zniszczono już w 1942 r. część pomników, między innymi Chopina, a także innych kompozytorów polskich. Podczas okupacji nie wolno było wykonywać utworów Chopina i innych kompozytorów polskich. Prywatne zbiory spotkał podobny los jak publiczne. Mieszkania ludzi więzionych w obozach koncentracyjnych były konfiskowane, a sprzęty zabierano do ostatniej sztuki.

Trzeba przyznać, że do dzieła zniszczenia Niemcy przygotowywali się bardzo metodycznie. Szpiedzy niemieccy, którzy przed wojną studiowali stan polskiego posiadania w różnych dziedzinach, wkroczyli do Polski, wiedząc niemalże wszystko, nie tylko jeśli chodzi o zbiory muzealne, bo znali nawet zawartość szuflad z biżuterią w polskich dworach.

Ohydna propaganda

Akcja niszczycielska Niemców była tym ohydniejsza, że przybrała pozorne formy prawa. Była pokrywana z całym cynizmem pozorami opieki nad kulturą – pisał Władysław Tatarkiewicz w „Etycznych podstawach rewindykacji i odszkodowań”. Rozporządzenie z 1939 r. nakazywało oddawanie cenniejszych prywatnych dzieł sztuki w celu ich „zabezpieczenia”. Niemcy szerzyli propagandę, odwołując się do ad hoc wymyślonych faktów. W obwieszczeniach urzędowych, publikacjach rzekomo naukowych, w prasie wszystko, co jest cenne w kulturze polskiej, było przedstawiane jako dzieło Niemców.

Odmowa reparacji

Dziś Niemcy, odmawiając reparacji, powołują się na oświadczenie rządu Bieruta z 1953 r., nie chcąc przyjąć do wiadomości, że Polska przez ponad czterdzieści lat żyła pod jarzmem komunizmu, który posługiwał się podobnymi prawami jak Niemcy w okupowanej Polsce. Niemcy wychodzą z założenia, że Polska w 1953 r. wiążąco zrezygnowała ze spłaty reparacji. Odnotowali, co prawda, że strona polska postawiła pod znakiem zapytania skuteczność prawną tych oświadczeń, jednak prawnicy niemieccy uznali, że z punktu widzenia prawa międzynarodowego argumenty te nie są przekonujące i rząd polski mógł składać oświadczenia wiążące w prawie międzynarodowym. Argumentacja, iż oświadczenie zostało złożone pod przymusem albo z innych powodów byłoby nieskuteczne, została całkowicie pominięta.

Nie sposób zgodzić się z takim postawieniem sprawy.

Po pierwsze: Polska Rzeczpospolita Ludowa w chwili publikacji oświadczenia nie była państwem niepodległym, ponieważ nie prowadziła suwerennej polityki zagranicznej ani suwerennej polityki obronnej. Nie mogła także decydować o wyborze własnego ustroju politycznego i społeczno-gospodarczego. We wszystkich tych dziedzinach decydujących o niepodległości państwa komunistyczna władza podlegała kontroli władz sowieckich w Moskwie.

Po drugie: rząd PRL nie posiadał koniecznej legitymacji demokratycznej, ponieważ wybory do Sejmu były fałszowane, a opozycja antykomunistyczna podlegała represjom wymiaru sprawiedliwości i terrorowi Urzędu Bezpieczeństwa. Pod pojęciem naruszenia suwerenności kryją się niezgodne z prawem międzynarodowym działania jednego państwa wobec drugiego. Przykładem dobrze ilustrującym omawianą kwestię może być funkcjonowanie RWPG (Rady Wzajemnej Pomocy Gospodarczej). Państwa członkowskie RWPG nie zrezygnowały na rzecz organizacji z żadnych kompetencji materialnych i nie upoważniły jej do stanowienia prawa. Uchwały RWPG mogły być podejmowane tylko na zasadzie jednomyślności państw. Organizacja ta była jednak narzędziem politycznym wielkiego mocarstwa, jakim było ZSRR wobec średnich i małych państw, i miała wpływ na ich sytuację. Polska polityka wewnętrzna i zewnętrzna znajdowała się pod silną presją polityczną ZSRR, co nie zmieniało jednak położenia państwa w prawie międzynarodowym. Niejednokrotnie presja ta jednak przybierała formę jawnie sprzeczną z obowiązującym prawem międzynarodowym. Tak więc przekształcała się w naruszenie suwerenności państwa polskiego. Chociażby z tych właśnie względów można odmówić oświadczeniu z 23 sierpnia 1953 r. zdolności wywołania skutków prawnych i uznać je za nieważne.

Aktualne zasady etyczne?

Profesor Tatarkiewicz pisał, że stawiając kwestię odszkodowań, pamiętać należy również o tym, że Niemcy w ostatnich wiekach żyły w warunkach politycznych daleko pomyślniejszych niż Polska, która długo była pozbawiona niepodległości i opieki państwowej nad kulturą, a w wojnach i katastrofach dziejowych utraciła część tego, co wytworzyła lub zgromadziła. Tymczasem Niemcy, przeciwnie, żyli w warunkach wyjątkowo korzystnych. Zdołali zgromadzić w swych muzeach, bibliotekach czy domach prywatnych znacznie więcej dóbr kulturalnych, niż wytworzyli sami.

I wreszcie kwestia zagadnienia etycznego definiowanego przez profesora, polegającego najogólniej biorąc na tym, jak postępować, by przysporzyć jak najwięcej dobra, lub przynajmniej, jeśli inaczej nie można, usunąć jak najwięcej zła. Aby, w rozważaniach etycznych patrzeć na rzeczy bezstronnie, potrzebne jest przede wszystkim obiektywne kryterium dobra i zła. Kryterium takim nie jest często i dziś wymieniana zgoda powszechna, bo jej naprawdę w bardziej złożonej sprawie uzyskać niepodobna. Jest nim natomiast – oczywistość sądu. Co jest oczywiste, to znaczy, co do czego nie można pojąć, by mogło być inaczej, to jest pewne. I tylko to jest pewne. To jest jedyne niewątpliwie kryterium dobra i zła. Zniszczenie cudzego mienia dokonane z premedytacją i planowo jest złem oczywistym, niewątpliwym, niedającym się kwestionować. Że to dzieło zniszczenia jest złem, to jest jasne jak słońce na niebie – pisał w swoim eseju profesor Tatarkiewicz. Nasze poczucie moralne mówi z całą jasnością i oczywistością, że wynagrodzenie, jeśli tylko jest możliwe, powinno być przeprowadzone. Jeśliby to zostało zakwestionowane, to w stosunkach etycznych nie pozostałoby nic oczywistego, to nie ma w nich żadnych norm, nie ma ładu moralnego i niech każdy robi jak chce i jak mu wygodniej, byle miał siłę i władzę. Ale poczucie każdego bodaj człowieka mówi inaczej. Trzyma się najprostszej i najbardziej podstawowej zasady, mianowicie zasady sprawiedliwości. Ta najprostsza i najoczywistsza zasada przesądza sprawę odszkodowania. Wreszcie zasada słusznego prawa. Zasada ta (na którą z upodobaniem powoływali się również prawnicy niemieccy) orzeka, że ustawa prawna, choćby formalnie była wydana prawidłowo, jeśli obraża uczucie słuszności i sprawiedliwości, nie ma naprawdę waloru; nie ma go, jeśli jest niezgodna z ius naturale i ius divinum.

Nie sposób nie zgodzić się z profesorem Władysławem Tatarkiewiczem.

Rękopis w rynsztoku

,,Gdy wojska niemieckie w czasie powstania warszawskiego w sierpniu 1944 r. opanowały dzielnicę, którą zamieszkiwałem, kazano nam niezwłocznie opuścić dom i spalono go od razu wraz z całym urządzeniem, zbiorami, biblioteką, warsztatem pracy naukowej. Wychodząc, zdołałem wziąć do walizki tylko nieco bielizny i rękopis pracy naukowej, nad którą pracowałem przez całą wojnę.

W drodze, gdy nas z płonącego domu gnano do obozu, żołnierze odebrali z walizy bieliznę – został już tylko rękopis. Wtedy podszedł oficer niemiecki, otworzył walizę, znalazł rękopis. Co to? Praca naukowa – rzekł. – Nie, nie ma już polskiej kultury. I rzucił rękopis do rynsztoka. W tych jego słowach był zawarty cały stosunek Niemców do nas, szczególnie zaś w tym, już nie ma. Akcja ich chciała nie tylko zniszczyć polską kulturę, ale zatrzeć nawet jej ślady. Była robiona z premedytacją. Była wykonaniem osobistego rozkazu Hitlera. Ale rozkaz ten spełnili wszyscy i władze cywilne tak samo jak ludzie prywatni, uczeni i artyści. Cały naród niemiecki brał udział w tym rabunku i zniszczeniu, cały jest zań odpowiedzialny’’ – napisał w 1945 r. profesor Władysław Tatarkiewicz. Dziś, w 2023 r., prawie osiemdziesiąt lat po wojnie, potomkowie tamtych Niemców równie twardo i bezwzględnie mówią „nie” reparacjom dla Polski. Nie zdołali nawet przez ten czas wybudować w Berlinie pomnika ofiar okupacji w Polsce.

Autorka jest radcą prawnym

W październiku 1939 r., kiedy na ulicach leżały jeszcze nieuprzątnięte ruiny zbombardowanej Warszawy, władze niemieckie przystąpiły do niszczenia i wywożenia całego dobytku kulturalnego, a właściwie tego, co z niego zostało. Wywożono nie tylko cenniejsze przedmioty z muzeów, ale i byle jakie mikroskopy z pracowni Politechniki i małe księgozbiory z seminariów Uniwersytetu. Profesora Petersena, który był profesorem prehistorii na Uniwersytecie w Rostocku, zapytał Polak zmuszony wydawać te przedmioty, dlaczego te wszystkie rzeczy zabiera, kiedy Rzesza posiada niezliczoną ilość takich samych i lepszych. „Posiada – odpowiedział tamten – ale po co mają tu zostawać, kiedy przecież w Warszawie szkół wyższych już nigdy nie będzie”. Gdy zaś ów niemiecki profesor wyraził zdziwienie, że Polak niechętnie wydaje mu zbiory, ten mu odpowiedział: „Niech pan postawi się w naszej sytuacji i pomyśli, że to Niemcy przegrały wojnę i zwycięzcy zabierają im ich warsztaty pracy naukowej”. „To niemożliwe – odparł Niemiec – to się stać nie może”. W tych jego słowach znalazła wyraz podstawa postępowania niemieckiego: przekonanie o swej sile i wynikającej z niej bezkarności – pisał w 1945 r. jeden z najwybitniejszych polskich filozofów Władysław Tatarkiewicz.

Pozostało 89% artykułu
Rzecz o prawie
Łukasz Guza: Pragmatyczna krótka pamięć
Rzecz o prawie
Łukasz Wydra: Teoria salda lepsza od dwóch kondykcji
Rzecz o prawie
Mikołaj Małecki: Zabójstwo drogowe tylko z nazwy
Rzecz o prawie
Joanna Parafianowicz: Aplikacja rozczarowuje
Rzecz o prawie
Konrad Burdziak: Czy lekarze mogą zaufać wytycznym w sprawach aborcji?